Druzgocąca ocena smoleńskiego śledztwa. "Podawano dużo pomyłek, kłamstw, manipulacji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl, kam
fot. wPolityce.pl, kam

Profesor Andriej Iłłarionow (na zdjęciu w lewym ekranie) to ważny rozmówca w sprawie smoleńskiej. Zna bowiem Rosję doskonale, od środka, był w jądrze putinowskiej władzy. A sprawę tragedii smoleńskiej obserwuje uważnie od początku.

Iłłarionow był głównym ekonomicznym doradcą prezydenta Putina. Zrezygnował w 2005 roku w proteście przeciwko jego autorytarnej polityce. Oświadczył, że Rosja przestaje być demokratycznym państwem. Jest teraz ekspertem w prestiżowym Cato Institute w Stanach Zjednoczonych. Wraz z byłymi dysydentami radzieckimi podpisał list wyrażający zaniepokojenie przekazaniem śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej władzom rosyjskim. W niedzielne przedpołudnie w programie "Bronisław Wildstein przedstawia" mówił między innymi:

 

Od 10 kwietnia, podawano społeczeństwu wiele informacji, które były pomyłkami, jeśli nie kłamstwami. 10 kwietnia, rano i w ciągu dnia kilkoro oficjeli, włączając w to ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych Rosji, poinformowali o tym, że samolot 4 razy podchodził do lądowania. To kłamstwo było jasne od początku, ponieważ ludzie, który byli na lotnisku w Smoleńsku wiedzieli, że żadnych 4 podejść do lądowania nie było, że samolot podchodził pierwszy i jedyny raz do lądowania i to on właśnie okazał się tragicznym.

Skoro samolot rozbił się 300 m od końca pasa startowego, a wiele osób było na lotnisku, to ustalenie czasu katastrofy nie stanowiło problemu. Mimo to przez kilka tygodni podawano nieprawdziwą informację. Mówiono, że to było 10:56 rosyjskiego czasu. Nie stanowiło dla nikogo problemu ustalić, ze samolot rozbił się o 10:39, 10:40 albo 10:41, zależy jakie dane brać pod uwagę. Zrobilły to jednak nie instytucje państwowe, a zupełnie niezależni obywatele. Stwierdzili oni, że samolot przerwał linie energetyczne o 10:39. Kilka tygodni, a nawet miesięcy później na podstawie materiałów znalezionych na pokładzie poinformowano, że katastrofa miała miejsce o 10:41. Pojawia się pytanie, dlaczego ten czas się różni. Tym nie mniej 39 czy 41 to różnica przynajmniej 15 minut od czasu, który podawano oficjalnie.

Nie podano oficjalnie kto znajdował się na wieży kontroli lotów lotniska w Smoleńsku.

Informacje o stanie pogody na lotnisku w Smoleńsku, które przekazywał kapitan pierwszego polskiego samolotu różniły się od informacji, którą podawały rosyjskie władze. Jeden z kontrolerów po opublikowaniu tych informacji przez polską stronę, powiedział otwarcie, że ich zadanie polegało na tym, żeby nie dopuścić do lądowania polskiego samolotu na lotnisku w Smoleńsku. To dziwne, delikatnie mówiąc.

Ze stenogramu wynika, że kiedy samolot zmniejszał wysokość wieża w Smoleńsku długo milczała. Milczała, kiedy samolot podchodził do lądowania i tracił wysokość dużo szybciej - przynajmniej według tych danych - niż powinien. Normalny kąt przy lądowaniu to 2,5-3 stopnie. Zgodnie ze stenogramem i informacją, na jakiej wysokości znajdował się samolot i jak daleko od pasa startowego, można sadzić, że kąt jego schodzenia to 7 albo 8 stopni, a może nawet więcej.  Czyli można sadzić, że samolot pikował w dół. Jeśli tak było, to takie zniżanie się nie mogło pozostać niezauważone przez pilotów i kontrolerów. A jednak nie było na to żadnej reakcji! Samolot tracił wysokość z niewiarygodną szybkością a, zgodnie z tym stenogramem, który czytaliśmy, kontroler powtarza tylko „wszystko w porządku, znajdujecie się na pasie“.

Rosyjskie środki masowego przekazu, powołując się na oficjalne źródła, przekazywały informację o tym, że wieża kontroli lotów w Smoleńsku kilka razy dawała polecenie polskiemu samolotowi, że nie ma lądować w Smoleńsku, a odlecieć do Witebska, Moskwy albo Mińska. Opublikowany stenogram nie potwierdził tego. Tam nie ma ani jednego zakazu ani polecenia, żeby nie ładować w Smoleńsku. Jedyny raz, kiedy dyspozytorzy dali komendę, żeby podtrzymać kurs horyzontalny, to było dwie sekundy przed rozbiciem się samolotu i 5 albo 6 sekund po tym, jak samolot kosił wierzchołki drzew i był już w jarze czyli poniżej linii horyzontu, na której znajduje się pas startowy.

Ze stenogramu wynika, że prędkość lotu na terytorium Polski, Białorusi i Rosji różniła się. Samolot na terytorium Polski miał lecieć z jedną prędkością, na terytorium Białorusi dwa razy szybciej, a na terenie Rosji znów dwa razy wolniej. Tak się nie zdarza.

Były i inne fakty, na które zwrócili uwagę zwykli polscy i rosyjscy obywatele, które każą żywić wątpliwości, co do autentyczności tego dokumentu, który został opublikowany pod nazwą  stenogramu i który był przekazany przez rosyjskie władze jako dokument oficjalny polskim władzom. Są poważne powody, żeby sądzić, że informacje tam podane nie odpowiadają rzeczywistości.

W internecie pojawiło się nagranie wideo, zrobione nie wiadomo przez kogo, ale sądząc po nim dosłownie kilka minut po rozbiciu się samolotu na miejscu wypadku. Autor nagrywa to i komentuje bardzo emocjonalnie.

Z powodu tego filmu toczyło się mnóstwo dyskusji. Dwa miesiące po jego pojawieniu się, polskim mediom udziela wywiadu jakiś mechanik, Iwanow, który informuje, że to on nagrywał ten film swoim telefonem komórkowym. Dalsza analiza i zestawienie głosu tego człowieka, z głosem na nagraniu pokazują, że to różne osoby. Jego komentarze nie odpowiadają temu, co jest na  nagraniu. Żaden rosyjski dziennikarz nie mógł znaleźć owego mechanika Iwanowa w Smoleńsku przez dwa miesiące, które minęły od katastrofy do momentu jego ujawnienia się, ani nawet potem, chociaż on jakoby pracuje w Smoleńsku, niedaleko lotniska.

Za jakiś czas ujawnił się nowy mechanik o innym nazwisku, który dał drugi wywiad, także polskim mediom. Teraz on mówił, że to on nagrał ten film. Jego oświadczenie, jego głos także nie pasują. Znów żaden rosyjski dziennikarz nie mógł go znaleźć w Smoleńsku. I i jeden i drugi mechanik, opowiadając, jak nagrywali ten film, ciągle podkreślali, że cel ich wywiadu polega tylko na tym, żeby zaprzeczyć plotkom i aby przekonać opinię, że nic strasznego na tym nagraniu nie było. Takie rzeczy nie zdarzają się przypadkiem, tacy mechanicy nie biorą się z lasu i wywołuje do poważne wątpliwości co do tego co dzieje się wokół śledztwa.

Informacje MAK (Międzynarodowego Komitetu Lotniczego) uciekają od najważniejszych pytań, które zadaje rosyjskie społeczeństwo i na ile wiem, także i polskie. Np. MAK do tej pory oficjalnie nie poinformował, jaki sprzęt nawigacyjny rzeczywiście był, a jakiego nie było na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia i czym się on różnił od sprzętu, który znajdował się na lotnisku 7 kwietnia. Dlatego niestety jesteśmy zmuszeni powiedzieć, że takiemu śledztwu i takim informacjom nie można ufać. W takich trudnych śledztwach nie wolno ignorować żadnych pytań i wątpliwości. Niestety szereg niedomówień i po prostu fałszów wyklucza możliwość nieograniczonego zaufania do tego, co mówią oficjalne władze. Przypomnę, że na początku, zgodnie z tym, jak dogadały się polska i rosyjska strona, śledztwo miało być wspólne, rosyjsko-polskie, ale okazało się, że jest wyłącznie rosyjskie, faktycznie bez polskiego uczestnictwa i tylko od czasu do czasu pod wpływem tych albo innych wystąpień, rosyjska strona przekazuję tą czy inną informację polskiej stronie.

Śledztwo w sprawie dowolnej katastrofy, dowolnego przestępstwa zakłada, że do momentu zakończenia do każdego twierdzenia, każdego wniosku należy podchodzić nieufnie i poddawać go sprawdzaniu. Tym bardziej katastrofa takich rozmiarów. Trzeba odpowiedzieć na pytania, które stoją przynajmniej przed dwoma narodami.

Nawet jeśli rosyjska strona nie dopuszczała polskich śledczych to wina polskiej strony, polega na tym, że nie nalegała. Nie mówiła o tym publicznie i nie wyniosła tej sprawy na najwyższy możliwy poziom. Ta sprawa nie ma osobistego charakteru I nie odnosi się do osobistych relacji polskiego prezydenta czy pełniącego obowiązki prezydenta. To pytanie dotyczące polskiego społeczeństwa, polskiego państwa. W tym wypadku polskie władze powinny przedsięwziąć wszystkie możliwe i niemożliwe środki, żeby nie pozwolić rosyjskiej stronie prowadzić śledztwa samodzielnie. Jeszcze raz powtórzę, nawet w przypadku, gdyby co do rosyjskiej strony nie było żadnego zastrzeżenia. Nawet, gdyby rosyjska strona nie myliła się, gdyby nie było żadnego przekłamania z jej strony. To jest sprawa odpowiedzialności władz Polski przed własnym narodem.

Już wiemy, jaką główną przyczynę katastrofy przedstawiły rosyjskie władze. Wielokrotnie informowały one również przez MAK, że główną przyczyną jest błąd załogi. Tę kampanię rosyjskie władze prowadziły i prowadzą przez 5 miesięcy od katastrofy. Już te informacje, które zgromadzono do tej pory, pozwalają być pewnym, że jeśli nawet były błędy w działaniach załogi, to nie były to jedyne przyczyny katastrofy. Z pewnością miało znaczenie zachowanie rosyjskich kontrolerów, którzy nie poinformowali, jaka naprawdę była pogoda na lotnisku w Smoleńsku, przekazujących nieprawdziwe informacje o widoczności i gęstości mgły, podających przekręcone informacje o odległości samolotu do początku pasa startowego, która różniła się od realnej o 1km do 1km 300m. Także sądząc po komendach kontrolerów, oni naprowadzali samolot na kilometr od rzeczywistego początku pasa. Takie zdarzenia można tłumaczyć albo absolutnym nieprofesjonalizmem, brakiem podstawowych kwalifikacji kontrolerów lotów, co byłoby w tym wypadku przestępstwem, albo ich stanem psychicznym czy fizycznym. Albo jeszcze inną przyczyną.

To że takiej sytuacji dyspozytorzy staraliby się ukryć swój błąd, nie dziwi. To zrozumiałe zachowanie człowieka. Ale żaden kontroler lotów, na żadnym lotnisku nie jest w stanie spowodować, żeby nie tylko oni, ale rosyjscy ministrowie, MAK, mass media, rosyjska państwowa agencja RIA Novosti, przekazywali nieprawdziwe informacje. I przedstawiali stenogram z informacjami w sposób ewidentny sfałszowanymi. Żaden kontroler ani dowódca lotniska, żaden dowódca sił powietrznych nie ma takiej władzy, żeby zmanipulować taką ilość informacji...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych