Z CZYTELNI: Witold Szabłowski, "Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji". (fragment)

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"Zabójca z miasta moreli" to wielowątkowa opowieść o Turcji rozdartej między Wschodem a Zachodem, islamem a islamofobią, przesiąkniętej konserwatyzmem i ponowoczesnością, tęsknotą za Europą i eurosceptycyzmem. W każdym z reportaży Szabłowskiego ważą się czyjeś losy, każdy bohater ma okazję przemówić pełnym głosem, opowiedzieć swoją historię, nierzadko zadziwiony własną odwagą, którą wyzwolił w nim polski reporter. Imigranci z Afryki, młode dziewczyny uciekające przed widmem zabójstw honorowych,  Ali Ağca - to zaledwie ułamek bajecznie kolorowego, choć niekoniecznie bajkowego korowodu, który prowadzi nas w głąb Turcji, do serca narodu, który - zainfekowany europejskością - gubi swój miarowy, tradycyjny rytm.

Spotkanie z Witoldem Szabłowskim, autorem książki „Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji.”

WARSZAWA
23 września, godz. 19:00
Wrzenie Świata

Ul. Gałczyńskiego 7


Redakcja wPolityce.pl bardzo dziękuje Wydawnictwu Czarne za udostepnienie materiałów.

 

 

BAJBAJBUSZ


To było tak: obiad, odprawa wojsk, rozmowa z oficjelami. 14 grudnia 2008 roku George Bush żegnał się z Irakiem. Na koniec wyszedł do dziennikarzy. Odpowiadał na pytania, szczerzył zęby w uśmiechu. Ot, kolejna oficjałka.

Nagle jeden z dziennikarzy zdjął but i cisnął nim w Busha.

– To dla ciebie, psie! – krzyknął. – Od irackich wdów i sierot! – i szybko rzucił drugim butem.

Bushowi udało się uchylić. Jego agenci w popłochu stratowali rzeczniczkę Białego Domu. Bez potrzeby. Zamachowiec nie miał więcej nóg. Iraccy ochroniarze powalili go na ziemię.

 

Kontrahent z Mosulu

Dostawcze auto podskakiwało na wertepach nad tureckim wybrzeżem Morza Czarnego. Kierujący nim Kurd palił papierosa za papierosem, żeby nie zasnąć. Zazdrościł szefowi, który oparł głowę o szybę i drzemał.

Obu ożywił telefon: +964… Numer z Iraku. Ramazan Baydan, trzydziestokilkulatek z trzydniowym zarostem, nacisnął zieloną słuchawkę.

Pół roku później łamanym polskim mówi mi, że całe życie czekał na ten telefon. Zawsze przeczuwał, że kiedyś zadzwoni jakiś człowiek i odmieni jego los.

Tym człowiekiem był Abdullah, kontrahent z Mosulu.

– Ramazan! Widziałeś wiadomości?

Niby jak miał widzieć? Cały dzień rozwoził towar po sklepach na wybrzeżu.

– W Bagdadzie jakiś chłopiec rzucił butem w Busha…

– Maşallah! A to dobre! Trafił?

– Nie.

– To po co mi głowę zawracasz?

– Ramazan! Telewizja mówi dziś tylko o tym. Gazety będą pisać tylko o tym!

– I co z tego?

– Ramazan! To był TWÓJ but!

 

Podeszwa boli najbardziej

Imam Halil Yusuf ma z butem ciśniętym w Busha problem. Ogląda go z lewej, z prawej. To odkłada na podłogę, to znów bierze do ręki.

– Kupiłem je odruchowo. Robi je ta sama fabryka. Zobacz, nazwali je nawet… Pomóż mi, to po angielsku… „Bye bye Bush”. No, bajbajbusz. Jakbym był na miejscu tego chłopca, też bym rzucił.

Siedzimy w domu imama, tuż przy meczecie w azjatyckiej części Stambułu, i pijemy herbatę. Imam – na karku sześćdziesiątka, siwa broda, na czole dwie głębokie zmarszczki – głośno myśli.

– Rzuciłbym. Ale wstydzę się tego. Islam jest religią miłości. Jeśli ktoś cię krzywdzi, masz nadstawić drugi policzek. Z drugiej strony Bush to morderca i Irakijczyka można tylko pochwalić. Celował tak, żeby trafić podeszwą. – Obaj patrzymy na grubą podeszwę bajbajbusza. – To u nas wielka obraza – mówi imam, ale jego sympatii dla rzucającego nie daje się ukryć. – Tyle, że tu nie chodzi o but. Nie chodzi nawet o Busha – dodaje i rozczesuje brodę palcami. – Tu chodzi o was. W ludziach jest coraz więcej złości na Zachód. Na Amerykę, na Unię, na was. Prowadzę ośrodek dla narkomanów. Od lat jeżdżę na konferencje po całej Europie. Zawsze mówię: żyjemy inaczej, ale problemy są te same: jak dać dzieciom lepszą przyszłość, staruszkom godną śmierć, światu pokój.Ale dla was życie w pokoju to życie według waszych reguł. Mówicie, że islam jest zacofany, że nasza demokracja jest słaba, a tradycje głupie. Każecie się zmieniać, bo to wy wiecie, jak się powinno żyć w XXI wieku. A jak próbujemy się zmieniać, bo przecież od czasów Atatürka nie robimy nic innego, śmiejecie się z nas. Ja na przykład mam brodę i chodzę w dżelabie. Jak wyjdę na miasto, robicie mi zdjęcia! Jak jakiejś małpie!

– Hoca, to ciekawość, a nie wyśmiewanie – próbuję łagodzić.

– Nie, Witold. To coś więcej. Mój kraj za wszelką cenę chce być zachodni i nowoczesny. Zrobilibyśmy wszystko, żeby się wam przypodobać. Pół wieku temu wysłaliśmy wojska do Korei, żeby Amerykanie się z nami liczyli. Co dostaliśmy w zamian? Nic! Nawet wiz nam nie znieśli. Ubieramy się w dżinsy, robimy filmy na wzór waszych. A wy ciągle przyjeżdżacie i kręcicie nosami.

– Nie każdy…

– Witold, ciężko się z tobą gada. Zamiast mnie denerwować, idź lepiej zapytać ludzi, którzy kupują te… bajbajbusze.

 

Irak jest dumny

Obuwniczego zamachu dokonał dziennikarz Muntadar al-Zaidi. Kawaler, bezdzietny, lat dwadzieścia dziewięć.

– Jaki prezydent, taki zamach – powiedział dzień później turecki satyryk.

– Myślę, że nie mógł znieść uśmiechu tego drania – mówi mi przez telefon Dhirgham al-Zaidi, brat zamachowca. – Trzeci rok pracował w telewizji al-Baghdadia. Na początku byłem jego operatorem. Codziennie pokazywaliśmy życie najbiedniejszych Irakijczyków: wdów, sierot, kalek. Wojna zrobiła tu straszne rzeczy. Nie widzicie tego w waszych telewizjach. Macie cenzurę, bo to wasza wojna i wasza wina. Poza tym wasi dziennikarze boją się tam zapuszczać.Muntadar się nie bał. Bardzo przeżywał to, co widział. Nasz bliski kuzyn zginął w zamachu. Każda rodzina kogoś straciła. Rzut butem? Nie spodziewałem się, że to zrobi. Myślę, że działał spontanicznie. Ale jestem z niego bardzo dumny.

Dumni byli niemal wszyscy Irakijczycy. Kiedy okazało się, że al-Zaidiemu grozi kilkanaście lat więzienia, tysiące z nich wyszły na ulicę, żeby wyrazić solidarność z „ciskającym Muntadarem”. Nieśli buty: w dłoniach i przyczepione do kijów. Przyklejali je do zdjęć z twarzą Busha i krzyczeli: „Amerykański pies!”.

Ramazan Baydan, gdy tylko ochłonął po telefonie z Bagdadu, pojechał do pierwszego z brzegu hotelu. W każdych wiadomościach (a hotelowy telewizor łapał telewizje z Turcji, Gruzji i – choć obraz śnieżył – z Iranu) pokazywano jego but.

– Popłakałem się – mówi mi Baydan pół roku później. – Ten model sam zaprojektowałem i przez pierwsze pięć lat sam go kleiłem. Bo ja wszystkiego muszę dopilnować osobiście. A teraz mój but podziwia cały świat!

Wiedziałem jednak, że muszę działać szybko. Już dzień później dziesięć fabryk zaczęło się przechwalać, że to ich buty leciały w stronę Busha. Dwie z Chin, jedna z Syrii i po jednej z Libanu i Iraku. Reszta z Turcji, bo my produkujemy najwięcej ubrań w regionie. Zobaczyłem w irackiej telewizji jakiegoś idiotę, który machał pantofelkiem i tłumaczył, że to jego butem rzucił ciskający Muntadar. Gołymi rękami bym go rozszarpał! Przecież widać, że bajbajbusz leci powoli. Tylko dzięki temu Bush miał szansę się uchylić. To był but ciężki, a nie jakiś weselny pantofelek.

 

Nasze banki są lepsze niż wasze banki

Że bajbajbusz nie jest pantofelkiem, przekonał się Recep, właściciel małej cukierni.

– Założyłem je na obrzezanie kuzyna. Noga mi się grzała cały dzień. Nie mogłem wytrzymać. Może ten chłopiec z Iraku też nie mógł wytrzymać w tej temperaturze? Zdjął, nie miał gdzie schować, to cisnął w Busha – żartuje cukiernik. I chwali się, że miał już kilka zamówień na tort w kształcie buta. – Od kiedy się okazało, że to but turecki, wszyscy o tym mówią! Ja też uważam, że tureckie znaczy najlepsze. Tureckie i arabskie. Czyli islamskie. Wiesz, że nasze banki w ogóle nie odczuły kryzysu? To znaczy tureckie, zapatrzone w wasz Zachód, trochę odczuły. Ale islamskie, kierujące się zasadami Koranu, mają się coraz lepiej.

I Recep opowiada mi o banku, który pożyczył mu pieniądze na rozkręcenie biznesu.

– Koran zabrania zarabiać na procentach. I słusznie. Zawsze biedny pożycza od bogatego i zawsze na tym traci. Bogaty staje się jeszcze bogatszy. A biedny do końca życia nie wychodzi z długów.

Zobacz, jak działają wasze banki. Dadzą ci pieniądze, tylko jeśli dostaną gwarancje, że spłacisz. Jak ci nie wyjdzie biznes, musisz sprzedać dom. Albo nerkę.

Bank islamski zaproponował mi muşarakę, czyli spółkę. Jeśli cukiernia nie wyjdzie, tracę i ja, i bank. Nikt nie będzie mnie ciągał po sądach, nasyłał windykacji. Razem mamy interes, żeby się udało. Bank daje pieniądze, doradza, razem piszemy biznesplan. Zarabiamy też razem.

Gdyby wszystkie banki tak działały, nie byłoby kryzysu. Ale cała wasza kultura jest oparta na pieniądzu. Muzułmanin zawsze pamięta o rodzinie, przyjaciołach. Zawsze dzieli się z biedniejszymi.

Wy chcecie mieć jak najwięcej dla siebie.

Muzułmanin, jeśli ma gdzie mieszkać i co jeść, dziękuje Allachowi i uważa to za wielkie szczęście.

Wy na Zachodzie potrzebujecie jeszcze samochodu. I helikoptera. I najnowszego telefonu.

Ja tak myślę. Ale młodzież jest już zupełnie inna. Mój syn ma trzydzieści lat i zrobił sobie w brodzie kolczyk. Słucha dzikiej muzyki i myśli, dureń, że jest Europejczykiem.

 

Buty jak pistacje

Światowe Centrum Knucia przeciw Bushowi – tak fabrykę Baydana nazwał jeden z tureckich publicystów – mieści się na obrzeżach Stambułu.

Z centrum metropolii jedzie się tam prawie godzinę podmiejską kolejką. Albo dwie godziny taksówką – korki w piętnastomilionowym mieście kończą się dopiero na obrzeżach Küçükçekmece, wioski, która niedawno została wchłonięta przez stambulskiego kolosa. Tu przystawały na odpoczynek oddziały janczarów, którzy ruszali podbijać Europę. Również wojska Kara Mustafy, gdy szły na Wiedeń, zatrzymały się w Küçükçekmece. Do dziś życie toczy się tu wolniej, z dala od wielkoświatowych konfliktów.

Zasłonięta przez chustę sekretarka proponuje kawę, herbatę albo cola-turka – lokalną odpowiedź na coca-colę, którą w telewizji często reklamują hollywoodzcy aktorzy.

Po chwili zjawia się sam szef.

– I am Big-Boss Ramazan – przedstawia się. To wszystko, co potrafi powiedzieć po angielsku. Dużo lepiej idzie mu polski. – Dobre buty, barzo tanjo – pokazuje na towar stojący na półkach. – Trzy lata jeździłem do Warszawy, na Stadion – łamie sobie język, więc już po turecku dowiaduję się, że model numer 271, zanim poleciał w stronę Busha, tułał się z Big-Bossem między Stadionem Dziesięciolecia a bazarami w Mławie, Grodzisku i Piasecznie.

– Pieniędzy u was wielkich nie zrobiłem, ale ludzie byli super. Tak jak ja do wszystkiego dochodzili sami. Było dużo Kurdów, jak w domu. Oprócz tego Turcy, Bułgarzy, Rosjanie, Ukraińcy. Dopiero w 2003 roku, jak wybuchła wojna w Iraku, przestałem do was jeździć.

Irak to był interes życia. Wszyscy się bali tam sprzedawać. A ja jeździłem po małych miastach, czasem tydzień po tym, jak przeszedł front, i szukałem zbytu. Myślałem sobie: wojna wojną, ale chodzić w czymś trzeba. I miałem rację.

Inni dopiero teraz odkrywają ten rynek. A ja już mam kontakty. Sprzedaję buty w Turcji, Iraku, Syrii, Jordanii, Rosji, Albanii, Bośni… Dam wam adresy kilku sklepów na bazarze. Sami zobaczycie. Buty idą jak irańskie pistacje!

Jedziemy więc pogadać z kupującymi. W pierwszym sklepie bajbajbusze się już skończyły.

– Sprzedajemy dwieście par tygodniowo – chwali się syn właściciela.

W drugim sprzedawca zaczyna od antybushowej tyrady: – Mam nadzieję, że ma w nocy koszmary. Że nie może spać i że będzie bardzo cierpiał, zanim umrze. Po tym, ilu ludzi zabił w Iraku, jego miejsce jest w piekle, między Hitlerem a Stalinem. Wy z Polski? Czyli wasze ręce też są czerwone od krwi. Mam nadzieję, że wasze dzieci będą się wstydzić za tę wojnę.

Odpuszczamy. Idziemy do trzeciego sklepu. Mieści się w samym środku dzielnicy Aksaray. To tutaj za komuny polscy handlarze zaopatrywali się w skóry i dżinsy. Gdzieś podobno zachował się sklep o nazwie „Boniek”. Ale dziś królują tu Rosjanie.

– Bajbajbusze? Proszę bardzo! Piaskowe, czarne, brązowe. Wszystkie z firmową naklejką i kilkoma słowami na pożegnanie dla byłego prezydenta – zachwala sprzedawca. – Chcecie porozmawiać z klientami? Proszę bardzo! O, to jest nasz zaprzyjaźniony klient. Mehmeeet! Chooodź, powiesz coś do gazety!

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych