Przemysł pogardy nagrodzony, czyli Palikot w Wyborczej

Kolejny tekst Janusza Palikota w weekendowej Gazecie Wyborczej nie jest niczym zaskakującym. Wprawdzie można podejrzewać, że gdyby nie jego nazwisko, autor miałby kłopoty  z publikacją.

Banalna mieszanka politycznej bieżączki (wezwania użycia siły wobec ludzi spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, swoja droga, selektywni są nasi „wolnościowcy) z pretensjonalnymi odniesieniami literackimi, z których wynika, że walka z „krzyżowcami” to walka z tradycją romantyczną w imię Gombrowicza…. Co drugi adept sztuki dziennikarskiej w Wyborczej popełniłby taki eseik w zręczniejszym stylu. No ale ten tekst to nagroda. Podobnie jak wcześniejszy, pełen chichów ze wspólnych wrogów, wywiad z Donatą Subbotko, w którym Palikota kreowano na  arbitra Gombrowiczowskiego smaku.

Nagroda za co? W Niemczech tabloidy  i komercyjne telewizje lansowały całkiem niedawno niejakiego Zlatko, który będąc gwiazdą ichniego Big Brothera uważał nazwisko „Szekspir” za markę piwa. Dostał więc nagrodę za słowne ekscesy wynikające z głupoty. Ot taki poczciwy brutal. Palikot głupcem nie jest, więc nagradza się go także za ekscesy, ale całkiem inne. Od razu zastrzegę: nie za chamstwo. Chamstwem bywa to co czasami robią jego liczni koledzy ze świata polityki – nie tylko z PO, bywa że czasem i z PiS, albo z lewicy. Palikot dostaje nagrodę za okrucieństwo, brak skrupułów, przekraczanie kolejnych granic. Można by rzec patetycznie – za podłość.  Nie wystawia to świadectwa jemu. Wystawia gazecie, która takimi darami szafuje. Gazecie stworzonej przez ludzi antypeerelowskiej opozycji, którzy ponad 20 lat temu stawiali sobie za cel obronę słabszych i ustanawianie wyższych standardów.

Wyborcza staje się w tej kwestii drugą Platformą. Jest tam wciąż grupa publicystów, która od czasu do czasu Palikotem się oburza – zupełnie  jak posłowie Gowin i Mężydło. Dominika Wielowieyska czy Ewa Milewicz wypowiedzą chętnie kilka zdań rytualnego potępienia, po czym natychmiast zaczynają dowodzić, że Palikot jest taki jak wszyscy inni, a ich gazeta nie ma z biłgorajskim winiarzem nic wspólnego. Jednak większość redaktorów GW już dawno nauczyła się frazy: „Nie jestem entuzjastą wszystkiego, co mówi Palikot, ale…”, przy czym to „ale” staje się coraz większe, coraz bardziej pojemne. Jako ulubiony rozmówca i autor Palikot przestaje być już nawet enfant terrible (skądinąd znęcanie sie nad zmarłymi wydaje mi się dość odległe  od tego pojęcia). On jest już pełnoprawnym uczestnikiem mainstreamu i tylko patrzeć jak zacznie wyznaczać kolegom dziennikarzom cele i  styl działania. Bo oni zapewne wstydzą się tego, jak bardzo byli do tej pory staroświeccy i uładzeni. Jacy nudni. Żaden nie wpadł na pomysł apelu o zbadania krwi trupowi politycznego wroga. A Palikot wpadł.

Coś co nazwałem jako pierwszy – chętnie o tym przypominam – przemysłem pogardy, staje się stylem polskiego dyskursu. Dlatego nie zgadzam się z tymi wszystkimi, którzy na dźwięk tego nazwiska jęczą: znowu zajmujecie się tym pajacem. Ten „pajac” będzie niedługo wyznaczał znacznej części polskich elit intelektualnych, jak mają mówić, co mówić i jak żyć.

Dla Palikotyzmu charakterystyczne są dwa dodatkowe zjawiska. Pierwszym jest ustanowienie dwóch różnych prędkości: dla Palikota oraz Palikotoidów, oraz dla jego przeciwników. Przed tygodniem Bronisław Wildstein powiedział w wieczornym programie TVN 24 o winiarzu „człowiek ze świńskim ryjem i gumowym penisem”. Jakżesz zakrzyknęli z oburzenia drugi dyskutant Tomasz Nałęcz oraz prowadząca  dziennikarka Anita Werner. Choć na zdrowy rozum to epitet bardzo w stylu samego Palikota i właściwie powinien  mu się podobać. Pomijając już fakt, ze  wobec kogoś, kto pastwi się nad trupami, taka charakterystyka wydaje się całkiem delikatna.

Jednak nie we współczesnej Polsce, gdzie debata ma charakter jak najbardziej klasowy, choć po szlachcie, ba nawet po starej przedwojennej inteligencji zostało bardzo niewiele. Nie ma to znaczenia,  nowe środowiska ochoczo aspirują do tej roli, Gombrowicz, ulubiony ponoć autor Palikota miałby tu duże pole do obserwacji. Można bezkarnie wyśmiewać nieżyjącego Przemysława Gosiewskiego, wszak to podczłowiek, z woli celebrytów i modnych komentatorów.  Natomiast ci co go obśmiewają, są chronieni immunitetem, jako przedstawiciele klasy wyższej. Gdy napisałem poprzedni tekst o Palikotoidach, Waldemar Kumór komentator Wyborczej nie bawił się w zbędne objaśnianie mi w czym nie miałem racji. Napisał po prostu, ze nie będzie ktoś taki jak Zaremba pomawiał o brak kultury Kory, Janiny Paradowskiej czy Donaty Subbotko. Tak dowiedziałem się, że nawet ta ostatnia, wcześniej całkiem mi nieznana pani,  jest arystokratka.

Jest i drugi charakterystyczny szczegół Palikotyzmu: fałszywy nonkonformizm. Palikot prowadzi teraz na swoim blogu wielką kampanię przeciw wiceprezydentowi Poznania Sławomirowi Hincowi, któremu nie spodobało się zaangażowanie teatru Ósmego Dnia po stronie ekscesów winiarza. Wyborcza natychmiast spieszy ze wsparciem: Marek Beylin porównuje Hinca do groźnego kacyka  nękającego wolnych artystów Choć przecież każdy kto zna układ sil społecznych w Polsce widzi, że to raczej wystąpienie Hinca, lokalnego polityka PO, było aktem nonkonformizmu. Że to on rzucił swoją bardzo nieśmiałą interwencją wyzwanie pewnym siebie, dobrze chronionym środowiskom. Logika społeczeństwa klasowego działa i nic nie wskazuje na to aby miała się w najbliższym czasie zmienić.

 

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych