"Wykrzywione nienawiścią twarze adwersarzy". Piotr Kowalczuk dla wPolityce.pl

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nie uczmy się od Włochów

Coraz ostrzejszy, miejscami wulgarny i prostacki ton polskiej kłótni, zaczyna przypominać paranoiczną sytuację we Włoszech, gdzie dyskursem społecznym i politycznym już dawno zawładnął niepodzielnie język nienawiści i pogardy. W polityce, publicystyce i zachowaniach Włochów łamane są ostatnie, elementarne bariery przyzwoitości.

Lapidarnie rzecz ujmując, Włosi kłócą się o pogmatwaną historię i Silvio Berlusconiego. Nierzadko obie osie sporu krzyżują się i dochodzi do eksplozji. Lewica zarzuca prawicy haniebny rewizjonizm i pochodzenie z nieprawego, faszystowskiego łoża, a prawica lewicy fałszowanie historii. Na głębszą refleksję nie ma miejsca, bo praktycznie ścierają się dwie hagiografie: o sielance przedwojennego faszyzmu i powszechnym, kryształowym, komunistycznym ruchu oporu. Owocem jest relatywizacja zbrodni obu totalitaryzmów i jątrząca się do dziś rana podziałów sprzed wielu, wielu lat.

We Włoszech łatwo ulec złudzeniu, że czas stanął w miejscu dawno temu, a II wojna i stalinizm skończyły się wczoraj, jeśli w ogóle. Lewa strona Izby Deputowanych do dziś raz w czas śpiewa prawej partyzancką pieśń „Bella ciao”, a Berlusconi na wiecu wyborczym wyciąga ociekający łzami po Stalinie egzemplarz „L’Unita” z 6-go marca 1953 r. Kilkaset osób na Kapitolu wyciągniętą w faszystowskim pozdrowieniu dłonią fetowało dwa lata temu wybór byłego postfaszysty Gianniego Alemanno na burmistrza. W Rzymie na trybunach piłkarskich pojawiają się portrety Duce, celtyckie krzyże i swastyki. Piłkarz rzymskiego Lazio Paolo Di Canio doprowadził do delirium swoich fanów na stadionie olimpijskim pozdrawiając ich po faszystowsku, za co specjalne podziękowania wystosowała mu wnuczka Duce Alessandra. Za to kibice Livorno obnoszą się z portretami Lenina, Marksa i Engelsa.

Dlaczego tak wielu Włochów nadal darzy sentymentem - wydawałoby się raz na zawsze skompromitowany - komunizm? Skąd bierze się nostalgia za czasami Duce, który wysłał na wojenną śmierć pół miliona Włochów i pogrążył kraj w ruinie?

Gianni Oliva, autor wydanej 3 lata temu książki „Trzy Italie 1943. Alibi ruchu oporu. Jak wygraliśmy drugą wojnę światową” nie ma wątpliwości, że Włosi nie poradzili sobie z własną historią, bo zamiast uczciwie rozliczyć się z mroczną przeszłością, postanowili prawdę przemilczeć, fakty sfałszować i ulukrować. Tak podawana jest do konsumpcji już trzem powojennym pokoleniom. W kraju, który wymyślił faszyzm, kraju, w którym niemal wszyscy co najmniej do 1940 r. frenetycznie popierali Mussoliniego, a tak ważne dla powojennej włoskiej kultury postaci jak Pier Paolo Pasolini, Dario Fo czy Alberto Moravia byli żołnierzami-ochotnikami Republiki Salo’ Mussoliniego (1943-45), totalna amnezja była tyle wygodnym co zrozumiałym odruchem bezwarunkowym. Amnestia z 1946 r. zakończyła nigdy na dobrą sprawę nie rozpoczęte rozliczenie ze zbrodniami faszyzmu. Nikt też nie poniósł odpowiedzialności za 20 tysięcy często niewinnych ofiar komunistycznej partyzantki.

Według najpopularniejszej lewicowej wersji wydarzeń w 1943 r., cały naród włoski przebudził się z letargu i pod kierownictwem partii komunistycznej wydał zwycięską wojnę Niemcom i fanatycznym, anonimowym i nielicznym faszystom z Salo’. W tej hagiografii tylko półgębkiem wspomina się, że gdzieś byli jacyś alianci. Tymczasem armia Salo’ liczyła pół miliona żołnierzy, a komunistyczna partyzantka 60 tysięcy. Legendą jest również wkład komunistów w budowę demokracji, bo celem kierowanej z Moskwy WłKP była rewolucja i stworzenie z Włoch sowieckiego satelity. Haniebną ofiarą komunistycznej partyzantki padali wrogowie klasowi – właściciele ziemscy, fabrykanci, księża. Ba, w zasadzkach mordowali nawet oddziały niekomunistycznych partyzantów, bo nie tyle chodziło o wojnę z Niemcami, co o wojnę klas. Tak zginął Guido Pasolini, brat reżysera. Bezwzględnie rozprawiano się też z żonami, rodzicami i dziećmi faszystów. Nierzadko z zapałem neofitów, bo wielu antyfaszystów chciało w ten sposób odkupić faszystowską przeszłość, a przy okazji zlikwidować świadków. Dopiero we wrześniu 1946 r. Palmiro Togliatti zakazał działalności komunistycznych szwadronów śmierci, a szykujące się do zbrojnej proletariackiej rewolucji komunistyczne „podziemie” złożyło broń.

Komunistyczne zbrodnie, łącznie z 15 tys. włoskich ofiar Tity, wrzuconych do rozpadlin skalnych pod Triestem, były przez lata tematem tabu. Zamordowanym przez Titę państwo włoskie oddaje cześć dopiero od 10 lat. Przedtem - z powodu hegemonii lewicy - w świecie włoskiej kultury i nauki było to niemożliwe. Gdy 8 lat temu Giampaolo Pansa, opierając się na dokumentach, opisał losy niektórych ofiar komunistów w książce „Krew zwyciężonych”, otrzymał ochronę policji, bo lewicowe bojówki podczas spotkań autorskich posunęły się do rękoczynów.  Pansę, człowieka lewicy, oskarżono o profaszystowskie sympatie, kłamstwo i sprzedaż poglądów za tantiemy.

Z kolei prawica, szczególnie od czasu, gdy w 1994 r. do rządu weszli postfaszyści z Sojuszu Narodowego, relatywizuje czas faszyzmu. Mussolini, według tej wersji historii, uratował Włochy przed chaosem i komunizmem, a dyktatura była koniecznością. Zmodernizował kraj, zaszczepił Włochom patriotyzm, rozprawił się z sycylijską cosa nostra, a pociągi kursowały punktualnie. To właśnie na fali tego rewizjonizmu Berlusconi jako premier oświadczył, że Mussolini nikogo nie zamordował, a swoich politycznych przeciwników wysyłał na wczasy na wyspy szczęśliwe. W tej opcji jedynym właściwie błędem faszyzmu były ustawy rasowe z 1938 r. Coraz częściej słychać tłumaczenie, że go do tego zmusił Hitler, a włoscy Żydzi tak naprawdę padli ofiarą Niemców, bo włoskie społeczeństwo nie dało się namówić na antysemityzm. W tym akurat jest sporo prawdy, ale nikt, dosłownie nikt z włoskich elit nie zaprotestował, gdy w 1938 r. z uczelni i szkół wyrzucono wykładowców pochodzenia żydowskiego. Włoscy „aryjczycy” zastąpili ich bez żadnych moralnych rozterek. Zbrodnie faszyzmu próbuje się również relatywizować tym, że miał rzekomo „ludzką twarz”, nie ograniczał wolności w sztuce i w porównaniu z niemieckim nazizmem był ledwie systemem autorytarnym. Wyznawcy tych mitów, jeśli nawet przyjąć za prawdę fałsz o sielance przedwojennego faszyzmu, nie są w stanie przyznać, że późniejsze ustawy rasowe i wojna nie były historyczną cezurą lecz konsekwencją obłędnej ideologii.

W ten sposób oba uparcie powtarzane kłamstwa wyparły prawdę, której niemal nikt we Włoszech nie ma odwagi spojrzeć w oczy. Co więcej, propaganda obu stron używa ich często na bieżące potrzeby walki politycznej, a spin doktorom wydaje się, że jedno kłamstwo usprawiedliwia drugie. Odpowiedzią na sierp i młot staje się portret Duce, wyciągnięta w faszystowskim pozdrowieniu dłoń i celtycki krzyż.

Na ten spór o historię nakłada się, prowadzona od 16, lat kampania nienawiści wobec Berlusconiego. Pozostawmy na boku postać kontrowersyjnego polityka, jego wady, historię i gafy. Spójrzmy na tę kampanię i jej opłakane efekty. Na włoskich i europejskich salonach o Berlusconim nie mówi się inaczej jak szmirus, prostak i pajac. Superoszust, złodziej, morderca, kłamca, mason - wynika z „Dossier on Berlusconi”, które włoscy lewicowi europosłowie rozdali swoim kolegom w Strasburgu, gdy Włochy objęły przewodnictwo nad Unią. Z tej samej okazji brytyjski „The Economist” napisał, że Berlusconi to największa obelga i zagrożenie dla demokracji w Europie. Przez Włochy od lat ciągną ulicami pochody lewicy z portretami Berlusconiego upozowanego na Duce albo Hitlera, Żaden show Dario Fo, Roberta Begniniego czy przedstawienie kabaretowe nie może się odbyć bez nierzadko wulgarnych ataków na premiera. Właściwie demonizowanie i ośmieszanie Berlusconiego mogłoby być osobnym gatunkiem sztuki, eseistyki i satyry. W telewizji publicznej RAI praktycznie co drugi dzień można obejrzeć egzorcyzmy odprawiane nad Berlusconim. Wydawnictwo Noubs w Chieti ogłosiło konkurs literacki na powieść „Noc, w którą umarł Silvio Berlusconi”, a miliony Włochów już obejrzały film Bernardo Carboniego  „Shooting Silvio” (2006) czy demonizującego Berlusconiego „Kajmana” Nanniego Morettiego. Można naprawdę odnieść wrażenie, że Berlusconi-Potwór zastąpił najpierw włoskiej, a potem europejskiej lewicy wszystkie prześladujące ją demony: USA, masonów, mafię, Belzebuba i Ciemne Siły Reakcji.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że w zeszłym roku strona Facebooka „Zabijamy Berlusconiego” biła rekordy popularności (60 tys. wpisów), zanim ją zamknięto na wniosek ministra spraw wewnętrznych. Ktoś proponował zbiórkę pieniędzy i wynajęcie płatnego mordercy. Claudio uważał, że trzeba najpierw wyciąć Berlusconiemu powieki i przed strzałem w czoło nasikać mu na oczy. Giovanni chciał, by Berlusconiego publicznie ukamienować. Francesco stwierdził, że trzeba premiera przywiązać do łóżka i zagłodzić, a powolną śmierć pokazywać na żywo na osobnym kanale telewizyjnym. Marco był za prostszym rozwiązaniem: trzeba premiera bez większych ceregieli zabić szpadlem. Pomysł tak się spodobał, że podpisało się pod nim ponad 300 osób. Lewicowa „La Repubblica”, druga gazeta Włoch, która jest intelektualnym zapleczem i de facto komitetem wyborczym lewicowej Partii Demokratycznej, zamieściła komentarz, z którego wynika, że Berlusconi jest sam sobie winien, bo to on podkopał zaufanie Włochów do polityków i instytucji politycznych, więc teraz sięgają po niekonwencjonalne i „antypolityczne” środki. Koordynator koła Partii Demokratycznej w Modenie napisał na swojej stronie na Facebooku: „Wielkie nieba! Czy to możliwe, że nikt nie jest w stanie wsadzić Berlusconiemu kulki w łeb?”.

I wreszcie w grudniu ubiegłego roku stało się. Niezrównoważony Massimo Tartaglia rzucił w Berlusconiego, idącego do samochodu po wiecu w Mediolanie, ciężką miniaturą katedry. Premier stracił zęby i musiał przejść operację. Mógł stracić oko, a nawet życie. Już w kilka godzin potem na Facebooku powstał „Fanclub Massimo Tartaglii”, gdzie wśród 20 tysięcy entuzjastycznych wpisów można było przeczytać m.in.: „Tartaglia santo subito”, „To tylko pierwszy cios, po którym będą następne”, „Berlusconiego należy fizycznie zlikwidować”. Ale też trudno się dziwić, skoro w chwilę po zamachu populistyczny krzykacz Antonio Di Pietro (szef zasiadającej w parlemencie partii Włochy Wartości) i sekretarz Partii Demokratycznej, głęboko wierząca Rosy Bindi, stwierdzili, że Berlusconi padł ofiarą własnego agresywnego przemówienia na wiecu, które wyprowadziło z równowagi zamachowca.

Ta kampania nienawiści trwa do dziś. Prowadzą ją niestrudzenie ludzie włoskiej lewicy i jej czołowi intelektualiści. Z pozycji moralnej i kulturowej wyższości. Jeden z intelektualnych przywódców tej formacji, znakomity pisarz i semiotyk Umberto Eco, w totalnej pogardzie dla demokracji sprzedaje chętnie kupowaną zagranicą tandetę, że Berlusconi wygrywa wybory, bo ludzie są głupi, a ogłupił ich naturalnie Berlusconi swoją telewizją. Włoska lewica, przynajmniej we własnych oczach, jest depozytariuszem najszczytniejszych wartości. Brakuje jej tylko jednego: głosów w urnach.

Do żołnierzy eskalującej polsko-polskiej wojny, którą z coraz większym niepokojem obserwuję z oddali, mam w związku z tym, co opisałem powyżej, tylko jedno pytanie: Naprawdę takiej Polski chcecie?

Piotr Kowalczuk

P.S. Mam też prośbę do dzielnych Czytelników, którzy dobrnęli z uporem godnym lepszej sprawy do końca tego tekstu. Nie dopatrujcie się, proszę, żadnych tanich analogii między Polską a Włochami typu „Włosi nie rozliczyli się z przeszłością jak Polska z komunizmem”, „Kaczyńscy prześladowani jak Berlusconi”, „Palikot jak Di Pietro”, „La Repubblica” jak „GW” albo „Rzepa”. Polityczne rzeczywistości obu krajów w ogóle do siebie nie przystają. Łączy je tylko jedno: wykrzywione ohydnym grymasem nienawiści twarze adwersarzy, naładowany agresją, demagogią i prostactwem język sporu, przekładające się niestety coraz częściej na pożałowania godne działania i akty przemocy.

 

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych