Nie było mnie u Komorowskiego

Dostałem zaproszenie w imieniu prezydenta Komorowskiego i jego kancelarii na uroczystości z okazji Święta 15 sierpnia w ogrodach Pałacu Belwederskiego. Bóg zapłać, ale nie poszedłem. Z paru przyczyn. Po pierwsze: jestem na urlopie. Po drugie: wolałem pójść z synem na spacer. Po trzecie: na dworze u Komorowskiego jest bałagan i zaproszenie było telefoniczne, a nie - jak nakazują standardy i elementarne zasady savoir-vivre - na piśmie (przyznaję, że to tylko pretekst, ale to świadczy nie o mnie, ale o gospodarzu uroczystości...). Po czwarte: nie miałbym żadnej przyjemności, aby tam spędzić choćby godzinę czasu, wśród ludzi, z których niemała część wyraża się z pogardą lub lekceważeniem o rzeczach, które dla mnie są święte.



Te cztery skromne powody wystarczyły. Nic nie straciłem. Zyskałem sporo wolnego czasu i poczucie, że nieobecni nie zawsze tracą. Czasami warto nie być. Zwłaszcza tam, gdzie nie wszystkim podaje się rękę z przekonania...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych