Od powiedź dla pana Elvgreena

Jakiś nieznajomy napisał do mnie przez pocztę wewnętrzną Facebooka w sprawie mojego stanowiska wobec obrońców i przeciwników krzyża. List ten oraz odpowiedź na niego można znaleźć na portalu wPolityce.pl. Na to odezwał się polemizujący ze mną często na Twitterze anonimowy niestety jegomość, który nawet przy okazji tej polemiki nie był uprzejmy się przedstawić. Ja znam go jako Elvgreena. Jego tekst można znaleźć tutaj. Poniżej moja na niego odpowiedź.

 

Najpierw sprawa „pożytecznych idiotów”. To trochę taka sama kwestia jak ze słynną obrazowanszcziną, przetłumaczoną przez Ludwika Dorna ad hoc jako „wykształciuchy”. Komu brakuje systemu odniesień i nie zna historycznego kontekstu, w jakim te pojęcia występują, ten może się czuć urażony. Ale braki w erudycji u moich polemistów to naprawdę nie mój problem. Dla mnie termin polieznyje idioty ma konkretne znaczenie i opisuje określony typ zachowania. Może brzmi przykro i na pewno nie jest pochlebny, ale świetnie oddaje mechanizm stadnych zachowań u niektórych grup ludzi.

Pan Elvgreen pisze, że „podstawową sprawą w kwestii oceny tego co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu jest aspekt prawny”. To jego subiektywna ocena, co więcej mam przekonanie, że tak naprawdę pan Elvgreen traktuje ów aspekt prawny tylko jako pretekst do forsowania swojej opinii i poglądu. Chyba że trafiłem akurat na stuprocentowego legalistę, który przestrzega wszystkich przepisów i zawsze od wszystkich wymaga tego samego.

Ja widzę sprawę inaczej. Wyjść trzeba od hierarchii ważności spraw. Ślepy legalizm w każdej sprawie to droga bez wyjścia, zwłaszcza w państwie tak bezmyślnie zbiurokratyzowanym jak Polska. W moim przekonaniu kwestią o wiele większej wagi jest walka o pamięć o 10 kwietnia niż pozwolenie na ustawienie krzyża od Zarządu Dróg Miejskich. Co więcej, sądzę, iż jest to całkowicie jasne także dla pana Elvgreena, który sięga po pretekst, jaki wydaje mu się akurat najwygodniejszy.

Gdyby pan Elvgreen był zdolny do rzetelnego postrzegania sprawy w szerszym kontekście, zadałby sobie np. pytanie, czy w każdym podobnym przypadku prawo jest równie surowo egzekwowane. Dlaczego pani konserwator nie chroni tak ochoczo wielu niszczonych bezpowrotnie zabytków na terenie Warszawy, czy – aby sięgnąć po pewien konkretny przykład – dlaczego pracownikowi zarządu dużego koncernu medialnego całkowicie na sucho uszło zburzenie zabytkowej willi w Konstancinie. Innymi słowy – pan Elvgreen musiałby dostrzec, że prawo jest stosowane wybiórczo, tam, gdzie akurat pasuje pewnym kręgom, a czasem kręgom najwyższym. Inna sprawa, że ów aspekt prawny, czyli ustawienie i trwanie krzyża bez odpowiedniego pozwolenia, jest naprawdę śmieszny wobec sprawy, jakiej ów krzyż dotyczy. Aby jednak to dostrzec, trzeba mieć zakodowaną odpowiednią hierarchię wartości i ważności spraw, a tego mój polemista zapewne nie ma.

Kolejna kwestia, czyli pytanie o to, czy „SuperExpress” zapłacił szantażystom Piesiewicza. Przyznaję, że nie widzę najmniejszego związku między tym pytaniem a tematem mojego tekstu. Zwłaszcza że z redakcją „SE” nie miałem nigdy nic wspólnego. Owszem, broniłem prawa do publikacji pełni materiałów z tej sprawy i nadal bym go bronił. Co nie przeszkadza mi uznawać organizatora tego szantażu za osobę odrażającą i podejrzaną, a jej udział w proteście przeciwko krzyżowi za znaczący. Tu nie ma żadnej sprzeczności.

(Nawiasem mówiąc, pan Elvgreen nie był nawet uprzejmy sprawdzić, w jakiej gazecie pracuję, bo w swojej odpowiedzi najwyraźniej bierze mnie za pracownika redakcji „SE”.)

Dalsza część wywodów pana Elvgreena jest dość mętna, więc trudno mi dojść, o co w nich chodzi. Widzę tylko zaskakującą troskę o szacunek dla krzyża jako symbolu chrześcijaństwa. Jak wiadomo, o krzyż najbardziej troszczą się ateiści, antyklerykałowie, lewicowcy wszelkiej maści. Szkoda tylko, że pan Elvgreen nie troszczył się tak bardzo o szacunek dla tego symbolu, kiedy profanowali go demonstranci, inspirowani przez posła z Lublina. Nie znalazłem jakoś w jego wywodzie wyrazów potępienia za układanie krzyża z puszek piwa albo za przybicie na krzyżu pluszowego misia. Mogę panu Elvgreenowi powiedzieć tylko tyle, żeby troskę o Kościół i jego symbole zostawił tym, których to naprawdę obchodzi.

Wreszcie kwestia upamiętnienia ofiar. Ja rozumiem, że pan Elvgreen nie ogarnia aparatu pojęciowego, którym ja się posługuję. Pojęcia takie jak „przestrzeń publiczna”, „pamięć publiczna”, „majestat Rzeczpospolitej” faktycznie są niezrozumiałe dla „młodych, wykształconych, z dużych miast”. Dlatego zapewne mój polemista nie rozumie, że chodzi o upamiętnienie katastrofy w żywej przestrzeni publicznej miasta i w odpowiedniej skali. Trudno za żywą przestrzeń publiczną miasta uznać cmentarz. Chyba że pan Elvgreen to rozumie, ale udaje, że nie rozumie. Nie chcę jednak przyjmować jego złej woli, uznam raczej, że nasze aparaty pojęciowe są niekompatybilne.

Dalej pisze pan Elvgreen: „Cytowanie inwektyw oraz ich projekcja na wszystkich, którzy tam wtedy byli nie warta jest komentarza”. I to jest już otwarte rżnięcie głupa. Jeśli ktoś samemu się szanujący i szanujący innych przychodzi na demonstrację, w ramach której pojawiają się takie momenty jak przybity na krzyżu miś, facet parodiujący papieża czy okrzyki, skierowane do starszej pani, „pokaż cycki!” – to ów ktoś z takiej demonstracji wychodzi i nie chce mieć z nią nic wspólnego. Jeśli zostaje i jeszcze usiłuje tłumaczyć, że to detale, to znaczy, że zgadza się z takim tonem. I tu niestety muszę napisać, że pan Elvgreen – o ile tam był i nie odszedł – sam zrównał się do poziomu obecnego tam wówczas bydła.

Mam wrażenie, że problem z porozumieniem z osobami takimi, jak mój twitterowy korespondent, wynika nie tylko z faktu, że reprezentuje on grupę osób, które nie widzą w przestrzeni publicznej miejsca na inny niż ich sposób myślenia, ale także – podkreślam to po raz kolejny – z odmienności aparatu pojęciowego. Jeżeli inaczej się rozumie lub w ogóle nie rozumie się pojęć typu „racja stanu”, „pamięć”, „tradycja”, „hierarchia wartości”, „naród” itp. – nie ma mowy o porozumieniu w sprawach symbolicznych, acz zasadniczych. Domyślam się, że pan Elvgreen może całkiem szczerze uznawać, że kwestia przepisów o zajęciu pasa drogowego jest ważniejsza niż upamiętnienie największej katastrofy powojennej Polski oraz że może zwyczajnie nie pojmować, czym jest fizyczna utrata tak dużej części elity. Jego myślenie jest zapewne ekonomiczno-technokratyczne. I dlatego trudno mi sobie wyobrazić, abyśmy mogli osiągnąć jakieś porozumienie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych