Jarosław Kaczyński jak bohater filmu Scorsese

Prof. Selim Chazbijewicz powiedział w wywiadzie dla portalu Fronda, że wygrana Komorowskiego w wyborach prezydenckich oznacza 10 lat nieformalnej dyktatury Tuska. Pomylił się tylko w jednej rzeczy. Otóż to nie sama wygrana Komorowskiego zapewniła Platformie Obywatelskiej niepodzielną władzę przez następną ( co najmniej) dekadę.  Za to, że będziemy mieli aksamitną dyktaturę jednej partii politycznej, która już opanowała Sejm, Senat, media państwowe, IPN, NBP i wiele innych instytucji państwowych,  możemy być wdzięczni Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego polityce po wyborach prezydenckich.

Obecne zachowanie prezesa PiS   nie jest jednak do końca zaskakujące.  Proszę sobie przypomnieć jak Kaczyński „odbudowywał” poparcie dla swojej formacji w roku 2007, zarzucając dziennikarzom pracę dla niemieckich mediów  czy nazywając internautów wielbicielami porno i piwka. Elektoratu PiS-owi nie przysporzyła również ciągła zmiana wizerunku przejawiająca się w kampanii „trzech aniołków”, która nagle została zmieniona na kampanię „pecetowskich diabełków.”  To właśnie po przegranych przez PiS wyborach poparcie dla tej formacji zaczęło drastycznie spadać. Dopiero katastrofa w Smoleńsku spowodowała , jak się okazało chwilowe, poszybowanie słupków poparcia w górę.  Jednak dziś Jarosław Kaczyński zrobił rzecz gorszą.  Rację ma Paweł Lisicki, który trzeźwo zauważył, że Kaczyński pokazał swoim obecnym zachowaniem ,że grał w kampanii wyborczej i jego oponenci mieli rację wytykając mu robienie teatrzyku. Tekst naczelnego „RZ” był bardzo potrzebnym i wyważonym głosem, który powinien wstrząsnąć prezesem. Kaczyński wolał jednak w żałosny sposób zarzucać naczelnemu Lisickiemu, że ten jest po stronie PO bo się od niej wystarczająco silnie nie odciął. Trudno o lepszy przykład partyjnego myślenia, który od kilku lat wisi nad polską przestrzenią publiczną jak przygotowujący się do uderzenia w WTC samolot pilotowany przez terrorystów.


Demokracja niestety polega na tym, że politycy muszą oszukiwać, żeby zostać wybranymi przez lud. Jednak nie można w ciągu zaledwie kilku dni zmieniać swojej linii politycznej w taki sposób, żeby wyborcy zdali sobie sprawę, że są nabijani w butelkę. Rozumiem słowa obrońców obecnego zachowania prezesa Kaczyńskiego, którzy twierdzą, że wolą prawdziwą twarz swojego idola. Jednak  „prosty lud”- jak mawiał klasyk, nie widzi niuansów politycznych i, mówiąc kolokwialnie, nie lubi jak robi się z niego frajera. Prezes Kaczyński, który tak walczył, pod wpływem swojego wrażliwego socjalnie tragicznie zmarłego brata, o ten lud powinien to dobrze wiedzieć.  „W ciągu kilku tygodni lider PiS zdołał całkowicie roztrwonić kapitał, jaki zebrał w wyborach prezydenckich. Przede wszystkim za sprawą udanej prowokacji michnikowszczyzny i jej prezydenta. Zapowiedź usunięcia krzyża, rzucona w pierwszych słowach pierwszego wywiadu po zwycięstwie, była oczywistą, cyniczną zagrywką obliczoną na wykreowanie takich właśnie emocji, jakie wywołano.” – słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz.  Donald Tusk i Bronisław Komorowski  musieli przebierać nogami ze szczęścia na widok pokazywanych przez TVN wariatów ( wybranych z tłumu modlących się spokojnie wiernych), krzyczących o masonerii i gestapo. Zastanawia mnie tylko dlaczego zawsze logiczny do bólu Kaczyński dał się wpuścić w tę pułapkę? Wiadomo było przecież, że przyjazne „liberałom” media zrobią wszystko by ośmieszyć elektorat PiS-u.

Bezkrytyczni wyznawcy PiS-u od lata jak mantrę powtarzają tezę, że media są winne spadkowi poparcia PiS-u.  To jest trochę naciągana teza. Kaczyński od początku lat 90-tych ( z bardzo krótkimi przerwami) był w mediach przedstawiany jako obrzydliwy, knujący, wstrętny, ze wszystkimi pokłócony kurdupel.  Jednak w 2005 roku wygrał wybory. Zaryzykuję nawet tezę, że Jarosław Kaczyński doskonale korzystał na tym, że jest wyraźnie niesprawiedliwie atakowany przez media bowiem  uwiarygodniało to go w oczach prostego człowieka, który najczęściej  przestawał popierać polityka w momencie gdy ten dochodził do władzy.  Atakowany Kaczyński przedstawiał się jako jeden z ludu, którego nienawidzą elity. Moim zdaniem potwierdza to trochę znakomita biografia prezesa PiS napisana przez Piotra Zarembę.  Jednak nawet jeżeli przyjmiemy, że to media są winne klęski  formacji Kaczyńskiego to  należy zadać pytanie: dlaczego mając tego świadomość prezes tak łatwo podkłada się mediom? Moim zdaniem Kaczyński zupełnie się pogubił i stracił instynkt samozachowawczy.


Rację ma więc Maciej Eckardt, który napisał na Frondzie ,że: „Psychodrama, jaką serwuje nam dzisiaj Jarosław Kaczyński, musi się jak najszybciej skończyć. Jeśli będzie trwać dłużej, przyniesie opłakane żniwo. Zamiast racjonalnej polityki, będziemy mieć do czynienia z polityczną gnozą, zamiast z komplementarnością prawicowych odcieni – monopolem i dyktaturą kapciowych Jarosława Kaczyńskiego, zamiast intelektualnym fermentem – chórem potakiwaczy, zamiast uśmiechniętą i wyciągającą do współczesnego świata dłoń prawicą – warczącym na wszystkich Stronnictwem Smoleńskim im. Edwarda Gierka.” Jest to bardzo ostry osąd, ale niestety prawdziwy. Ziemkiewicz zwraca uwagę, że musi się stać jakaś niewyobrażalna apokalipsa, żeby Kaczyński wrócił do władzy. Ja nie wierzę nawet w taki scenariusz. Nie można zapominać, że za murem, niczym rzezimieszek przygotowujący się do ataku na swoją ofiarę, czai się Grzegorz Napieralski ze swoim Kulkurkampfem.   I to on, albo jakiś jego następca, będzie beneficjentem niezadowolenia społecznego z rządów PO.

Kryzys gospodarczy, który czeka nasz kraj, załamanie finansów państwa kierowanego przez podnoszących podatki „liberałów”  czy postępująca i agresywna  laicyzacja, którą widać było wśród „przeciwników krzyża” na Krakowskim Przedmieściu to swoisty „miód na serce” nowej lewicy. Nie wierzę, że by ten elektorat zagospodarował Kaczyński bowiem nowa zapaterowska lewica coraz rzadziej skupia wokół siebie „wykluczonych” przez przemiany gospodarcze. W 2005 roku PiS wygrał wybory jadąc na micie Lecha Kaczyńskiego jako szeryfa z Ministerstwa Sprawiedliwości. Na początku dekady PiS był od czasu do czasu chwalony nawet przez Gazetę Wyborczą, co dziś wydaje się niepojęte.  Rolę straszaków pełnili  wówczas Giertych  i Lepper, których przygarnięcie do rządu przez Kaczyńskiego zmieniło wizerunek  Prawa i Sprawiedliwości. Klimat po katastrofie Smoleńskiej  był czymś czego prezes Kaczyński nie mógł się spodziewać. Z jednej strony ogromny dramat po stracie ukochanego brata, z drugiej zaś ( pisząc drastycznie) ogromny elektorat do zagospodarowania widocznie przerósł Jarosława Kaczyńskiego.


Już raz apokalipsa w postaci afery Rywina uratowała od niebytu zarówno Kaczyńskiego jak i Tuska. Jednak wtedy prezes PiS potrafił wykorzystać szansę jaką dała mu opatrzność.  Wtedy trampoliną  do władzy okazał się „sztywniak” Ziobro. Może i dziś potrzeba jakiejś nowej twarzy medialnej Prawa i Sprawiedliwości? Los Pawła Poncyliusza czy Joanny Kluzik Rostkowskiej ( choć akurat mi trudno zachwycać się tą lewicową polityk) pokazał jednak , że na zmiany w PiS-ie na razie nie można liczyć. Jednak czekanie na apokalipsę nie jest dobrym wyjściem.  „A dopóki ona nie nadeszła, niech rządzi mafia i niech się wszystko wali – im gorzej, tym lepiej.”- zauważa Rafał Ziemkiewicz.   „Na końcu wszystko i tak spieprzyliśmy”- mówi bohater filmu Kasyno, grany przez Roberta De Niro. Oby za kilka lat Jarosław Kaczyński nie musiał zadać sobie tego pytania siedząc w pokoiku otoczony  tuzinem wiernych zakonników z PC. Historia lubi się powtarzać i prezes nie powinien zapominać co się stało z jego poprzednią partią.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych