Gdy Korea Północna zakwalifikowała się do walki o puchar Mistrza Świata w piłce nożnej, na portalach internetowych zaczęły pojawiać się spekulacje. Dziennikarze sportowi półżartem półserio dywagowali, co dla piłkarzy i trenera z kraju o ustroju totalitarnym oznaczać będzie przegrana. Komentarze nasiliły się po meczu z Portugalią, którego kompromitujący wynik (0:7) teoretycznie odebrał Korei szansę na awans. Z kolei po przegranej z Wybrzeżem Kości Słoniowej (0:3), gdy sportowców czekał niechlubny powrót do ojczyzny i gdy czterech piłkarzy (An Chol Hyok, Kim Myong Won, Kim Kyong Il i Pak Sung Hyok) próbowało umknąć przedstawicielom Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – przerodziły się nawet w chwilowe zaniepokojenie o dalsze losy reprezentacji.
Na portalu Sport.pl padały wówczas pytania: czy sportowcy uciekali przed oczekiwanymi represjami, czy trafią do więzień lub obozów koncentracyjnych, czy ich rodziny są bezpieczne, etc. Być może była to faktyczna troska, być może tylko pogoń za sensacją. W każdym razie szybko przyćmiona dalszymi potyczkami mundialowymi, finałem i wygraną Hiszpanii.
Tymczasem obawy niektórych dziennikarzy i żarty forumowiczów stały się dla Koreańczyków rzeczywistością.
Na początku lipca br. piłkarze i trener zostali „wystawieni” na scenie Ludowego Pałacu Kultury w Korei Północnej przed gremium liczącym 400 przedstawicieli rządowych, studentów i dziennikarzy, gdzie przez sześć godzin krytykowano poziom oraz jakość ich gry. Żeby tego było mało, na zakończenie każdego z nich przymuszono do wygłoszenia kalumnii pod adresem trenera Kim Jong-huna. Tego ostatniego zaś uznano za winnego przegranej na Mistrzostwach Świata i zesłano do obozu pracy przymusowej, gdzie do dziś haruje po 14 godzin dziennie.
Powodem była prawdopodobnie nie tyle sama przegrana Korei Północnej, ile fakt, że obejrzeli ją wszyscy Koreańczycy. Decyzją Kim Dzong Ila - podjętą po meczu z Brazylią, gdzie niewielka przewaga Brazylijczyków (1:2) widocznie zrodziła w przywódcy nadzieję na sukces - po raz pierwszy w dziejach tego państwa emitowano bowiem przekaz meczu na żywo... Pech chciał, że Koreańczycy trafili na świetnie dysponowaną tamtego dnia Portugalię.
W totalitaryzmie nie ma co prawda sensu doszukiwać się zdrowego rozsądku i logiki. Ale rodzi się inne pytanie: czy takie państwa jak Korea Północna w ogóle powinny być dopuszczane do wydarzeń typu Mundial? Czy właśnie ten zdrowy rozsądek nie nakazuje izolowania państwa, dla którego wydarzenia sportowe stają się próbą manifestacji rzekomego dobrobytu? Czy nie mają one odwrócić uwagi od tragedii, jaka rozgrywa się wśród jego obywateli i wymusić chociażby nieuświadomionego przyzwolenia? Przypomnijmy: w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej, gdzie krwawe rządy sprawuje syn Kim Ir Sena, w łagrach, więzieniach i obozach pracy przebywa 200 tys. osób. Obywatel nie może mieć telefonu ani samochodu, żyje średnio za tysiąc dolarów rocznie, a za słuchanie radia wychwytującego zagraniczne stacje groziło mu jeszcze niedawno rozstrzelanie.
Sport powinien nieść ze sobą zdrową rywalizację, opartą na uczciwych zasadach, dostarczać rozrywki kibicom. Ale czy tak było w przypadku reprezentacji drużyny z Korei Północnej? Każdy z zawodników zdawał sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje przegranej. Co więcej: gros obserwatorów znających sytuację Korei Północnej doskonale wiedziało, że dla sportowców z tego kraju Mistrzostwa Świata w RPA mogą być faktycznie walką o życie. Ale nikt niczego nie zrobił. Jedynym „humanistycznym” akcentem mundialu w RPA były rytualne przedmeczowe apele o walkę z rasizmem – zabawnie brzmiące w uszach piłkarzy, których większość nigdy przed mundialem nie widziała czarnego człowieka. Żyje bowiem w państwie „wiecznej szczęśliwości” – w kraju, w którym uczniowie na lekcjach historii dowiadują się, że przyjście na świat ich przywódcy poprzedzone zostało przelotem jaskółki, podwójną tęczą i pojawieniem się nowej gwiazdy na niebie.
Dlatego też pytanie o sens dopuszczania państw totalitarnych do imprez o zasięgu światowym nie jest bezzasadne. Skutki, nawet jeśli mówimy o jednym człowieku, są bowiem przerażające.
Najsmutniejsze jest to, że nikt – ani obrońcy praw człowieka, ani żadne organizacje podpisujące się pod hasłami wolności i równości, ani mundialowi kibice, ani media, ani organizatorzy Mistrzostw Świata - nawet nie zauważyli, co stało się z Kim Jong-hunem. A jeśli nawet zauważyli, w żaden sposób nie zareagowali.
Amnesty International, Human Rights Watch, zawodowi lewicowcy oburzający się na łamanie praw transseksualistów w Zambii, dyskryminację kobiet w Polsce (brak aborcji) czy wyzysk proletariatu w krajach należących do G-20 (przypomnijmy sobie te tłumy młodzieży urządzające huczne protesty na każdym szczycie) – nagle schowali się pod ziemię.
I to powinno nas czegoś nauczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104831-oboz-pracy-za-przegrany-mecz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.