Już pięć dni minęło od rocznicy zrzucenia bomby na Hiroszimę oraz pierwszego piątku miesiąca (patrz - post), kiedy to pod słońcem przymglonym (patrz – prognozy) doszło do zaprzysiężenia Pana Prezydenta.
Akt to symboliczny, więc kojarzymy symbole i obrazki. Na uroczystość przybyły dwie poprzednie głowy państwa (patrz - co dwie głowy to nie jedna), nie przybyła trzecia głowa, w obawie przed złym przyjęciem, choć jest najwyższa stopniem (patrz-kapral Wałęsa, magister Kwaśniewski). Na uroczystość nie przybył Jarosław Kaczyński, co dało pole do wielu komentarzy, wszak wielu mniej, niż gdyby przybył. Szanując prawo pracy, Prezes przybył do siedziby pracodawcy, ale obradował w innej sali, co jest usprawiedliwieniem i utrudnia zwolnienie dyscyplinarne.
Pan Prezydent długo przemawiał i w pamięci pozostał jeden konkret – bezpłatna pomoc prawna dla najuboższych. Najubożsi adwokaci przyjęli to z zadowoleniem, albowiem z konkretu wynikać może, że państwo im zapłaci za bezpłatną pomoc. Inni najubożsi też odetchnęli, bo tylko prawnika im na tę biedę potrzeba. Szczególnie w urzędach w poszukiwaniu jednego okienka, przy wypełnianiu PIT-ów oraz wypełnianiu wniosków o pomoc społeczną. W Sandomierzu szykują się do pozwów przeciwko Państwu, więc inicjatywa jego głowy będzie jak znalazł – jak to mówią. W orędziu nie wspomniano o usprawnieniu coraz liczniejszej i coraz mniej kompetentnej administracji (patrz załatwianie zaświadczeń o niezaleganiu z podatkami) oraz zapewnieniu każdemu bezpłatnej pomocy lekarskiej, z czym – jak wiadomo – nie ma kłopotów.
Potem – jak to w pierwszy piątek – Pan Prezydent udał się do katedry, gdzie trochę drzemał, słuchając pouczeń arcybiskupa o prezydenckich obowiązkach. Nie doniesiono, czy docenił „dobrość” ekscelencji, bo od służenia dobru obywateli już się wymigał (patrz przysięga). W drodze z Zamku, gdzie odebrał ordery (patrz – na zaś) i przyjął gratulacje z rąk wolnego od obaw prezydenta Jaruzelskiego, niespodziewanie wpadł do Pałacu, co zdziwiło liczne oddziały Policji oraz obrońców krzyża, do których nie podszedł z dobrym słowem. Należy to zrozumieć, bo w okolicy nie było przeciwników krzyża, a Pan Prezydent jest głową wszystkich Polaków. Po co wpadł do Pałacu? Zapewne sprawdzić stan remontu oraz objąć w posiadanie (patrz obyczaje kotowatych), by następnie zasiąść w Belwederze, gdzie świętowano, jak to w post. Następne dni ujawniły przenikliwość, bo pod Belwederem nikt nie chciał demonstrować, zaś pod Pałacem tak.
Potem był weekend i trzeba było odpocząć, co planowali mieszkańcy Bogatyni, ale im nie wyszło. Tym razem Pan Prezydent nie dojechał na miejsce, bo było mokro, wysłany zaś został minister Miller, który znalazł winnego w osobie burmistrza Bogatyni, co cieszy, bo zawsze lepiej jak jest winny, choćby i nie ten. Uważny słuchacz słyszał bowiem burmistrza w mediach już od wczesnego poranka, innych nie słyszał, bo był weekend, czyli koniec tygodnia według jednej z teorii, a powódź była lokalna.
W poniedziałek demonstrowali pod Pałacem przeciwnicy krzyża. Wsparci sondażami, tyle że po nocy, kiedy wszystkie koty są szare i nikt by nie dostrzegł jakiegoś ważnego i odważnego mediatora. Nie odnotowano wypowiedzi twórcy kina o wojnie domowej oraz Profesora o zwierzętach futerkowych, którymi niewątpliwie są koty. W tłumie wznoszono okrzyki na cześć Kościoła, nie słychać było wezwań do pomocy dla powodzian i słusznie , bo we wtorek rząd miał przyjąć projekt ustawy w sprawie Bogatyni. Jak zaleje Białystok – będzie też stosowna ustawa. W mediach nie odczytano komunikatu z 27 maja br., brrr., w którym zapowiedziano, że „być może jeszcze w czwartek premier wyda rozporządzenie, które przyśpieszy remont bądź odbudowę zalanych przez powódź domów” (patrz Gazeta Wyborcza). Nie jest jasne, czy rozporządzenie zostało wydane, zawsze jednak lepiej wydać ustawę, bo to podwyższa majestat państwa, tym bardziej, że posłowie po uroczystościach się rozjechali, więc nie zaszkodzi ich wezwać, żeby się nie rozleniwili, organizując pomoc dla powodzian. Przerwie to dezynfekcję sali obrad i jej remont wyniku zużycia reformami.
W maju minister Boni mówił, że wystarczą tylko instrukcje dla wojewodów w sprawie pomocy i sprawnego przyjmowania oświadczeń, ale do tego wątku już nie wracał i on, i komentatorzy, bo on zajął się podatkami a oni krzyżem.
Odbyła się manifestacja Lewicy na placu Konstytucji w obronie Konstytucji, wszak nie tej od placu, ale z żarliwą modlitwą ( patrz – Napieralski) o świeckość państwa, bo dotąd jest tylko autonomia i wzajemna niezależność (patrz art.25 Konstytucji), więc coś trzeba zrobić, jak się posłowie zjadą.
We wtorek Pan Prezydent z Marszałkiem Schetyną pojechał na Śląsk ( patrz – co dwie głowy to nie jedna), a wcześniej w góry na spotkanie z prezydentem Czech, znanym zwolennikiem Traktatu Lizbońskiego. Obecność Marszałka uzasadniona jest tym, że pochodzi ze Śląska i zna drogę. Niektórzy mówią, że na skróty, ale tylko niektórzy (patrz – Sekuła) Spotkanie odbyło się na szczycie, bez obawy zalania szczytu i było miłym gestem przed podróżą do Brukseli. Źródła nie podają, czy na Śnieżce jest krzyż, chyba nie, bo byłaby okazja do złośliwych komentarzy., nie było za to strzelców podhalańskich, a szkoda.
W orędziu zapowiedziano troskę o ład w państwie. Przyroda – jak to mówią – nie posłuchała, teoria kary boskiej jest wykluczona, szczególnie wobec ujawnionych podziałów w Kościele. Mokną więc ludziska w Bogatyni i na Krakowskim Przedmieściu. Ci ostatni może się rozpuszczą, co wiele by rozwiązało, bo ład sam by się przywrócił.
Dalsze obrazki będą pokazywane.
Z większą troską o szczegół i majestat państwa, bo zaraz będą nowe władze od pokazywania obrazków (patrz - na dobry początek).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104791-przyroda-nie-posluchala-fotoplastikon-tygodnia-marka-markiewicza-rysuje-zawistowski