Publikujemy relację naszego terenowego korespondenta, który spędził kilka godzin pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu:
"Byłem w sobotę w nocy pod Pałacem Prezydenckim. Takiego "bydła" w życiu na własne oczy nie widziałem.
Porównywanie modlących się, czuwających i śpiewających religijne pieśni obrońców krzyża do tłumu - określanego jako 'przeciwnicy krzyża' - to kłamstwo i manipulacja. Pijane prostaki bezkarnie demonstrują swoją "odwagę" wobec modlących się kobiecin, zaczepiają je, wyzywają, są brutalni, aroganccy. Policja w większości przypadków nie reaguje wobec takich incydentów, także na przypadki picia piwa z puszki na ulicy - co jest przecież karalne mandatem.
Pamiętam doskonale, że za czasów warszawskiej prezydentury Lecha Kaczyńskiego priorytetem jaki stawiano służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obywateli było systematyczne zwalczanie picia na ulicach, chuligaństwa i wszystkich związanych z tym uciążliwości. Dziś, przynajmniej pod Pałacem Prezydenckim, sytuacja jest zgoła odwrotna. Przez pięć bardzo gorących godzin nocnych w sobotę nie spotkałem tam ani jednego patrolu Straży Miejskiej, która jeszcze kilka lat temu nie tylko skutecznie uspokoiłaby chuliganów, ale wywiozłaby wszystkich agresywnych i pijanych do Izby Wytrzeźwień.
Jestem pewien, że jest to celowa strategia. Chodzi o to, by końcu coś złego tam się stało (w centrum miasta!!!). Wiadomo również kto będzie winnym i to pewnie jest clou całej tej historii której początkiem – pamiętajmy o tym była zapowiedź złożona przez – jeszcze prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego – przeniesienia krzyża postawionego przez Pałacem przez harcerzy. To jego – w mojej ocenie - celowa deklaracja spowodowała mobilizację garstki obrońców krzyża; obrońców przekonanych - nie bez racji, bo takich dostarczano już od pierwszych dni po katastrofie - że układ rządzący Polską będzie chciał spacyfikować pamięć po niej jako dla niej niewygodną i niebezpieczną. A dziś atmosfera jak zarówno przed Pałacem jak i w wielu mediach relacjonujących te sytuację sprzyja atmosferze linczu wobec tej grupy.
Moim zdaniem ludziom tym, wobec przyzwolenia na chamstwo jakie ich spotyka, grozi fizyczne wręcz niebezpieczeństwo. Nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy jakaś kobieta pchnięta znienacka przez jednego z awanturników upadnie, uderzy głową w granitowy bruk i umrze na miejscu w wyniku obrażeń głowy. Co ciekawe, ludzie stojący w tej sytuacji pod krzyżem zachowują się bardzo godnie, a ich bardzo odosobnione, nerwowe reakcje są niczym w obliczu drwin, krzyków, wrzasków, wulgaryzmów jakie są kierowane pod ich adresem.
Po stronie tzw. przeciwników krzyża zachowania agresywne i wulgarne są ewidentną prowokacją. Demonstrują oni wobec obrońców krzyża nie tylko agresję, ale też fakt, że w ostatnich wyborach głosowali na Bronisława Komorowskiego i Platformę. To bardzo wymowne i bardzo chciałbym wiedzieć co na ich temat myślą świeżo zaprzysiężony prezydent i premier posiadający w Polsce władze niemal absolutną. Gdy się tych ludzi słucha nie sposób uniknąć wrażenia, że to samo, taki sam poziom agresji i pogardy, tylko bez rzucania "kurwami" i wulgaryzmami, można od kilku lat bardzo często oglądać w TVN, gdy proszeni o komentarze wypowiadają się w niej obecny wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski, poseł Palikot, czy Kazimierz Kutz.
Bez przyzwolenia na zbydlęcenie w telewizji i lansowanie takich postaw, tego typu ludzi nie byłoby aż tak wielu. Teraz jest inaczej - bycie chamem jest po prostu w dobrym tonie. Te pogardę demonstrowano zresztą przez lata wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nie tylko o chamstwo Janusza Palikowa tutaj chodzi. I w sumie nic się nie zmieniło.
Ta sytuacja, a więc „wojna o krzyż”, to przede wszystkim ogromny, wstydliwy kłopot dla biskupów, księży i w ogóle Kościoła w Polsce. Wstydliwy ze względu na hamletyzowanie i wycofanie się z tego konfliktu.
Z jednej strony Kościół ogłasza ks. Jerzego Popiełuszkę błogosławionym (którego świadectwo choć czysto chrześcijańskie osadzone w było konkretnym i bardzo politycznym kontekście, a także sporze politycznym rozmiarami zbliżającym się do dzisiejszej wojny polsko-polskiej), a z drugiej nie potrafi wziąć w obronę ludzi którzy nie zgadzają się na usunięcie tego krzyża z miejsca w którym stanął przecież nie przez przypadek. Moim zdaniem grupa obrońców krzyża nie powinna znaleźć się w takim osamotnieniu, izolacji i wykluczeniu. A znalazła się również w z winy duchownych.
W każdym razie ostatniej sobotniej nocy na własne oczy widziałem to, co się dzieje pod Pałacem. Przypominam sobie tłum z "Pasji", krzyczący do Piłata "uwolnij Barabasza", plujący i złorzeczący Jezusowi. Krew się (jeszcze) pod Pałacem Prezydenckim nie leje, ale w sumie nie ma różnicy. A Krzyż stał się znów „zgorszeniem” i „głupstwem”, wbrew próbom wpisania go w ramy powszechnej miłości, braterstwa i tolerancji. Diabeł daje tam do wiwatu. Paradoksalnie to dobry znak."
Maz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104736-takiego-bydla-w-zyciu-na-wlasne-oczy-nie-widzialem