Co robi Izrael gdy jego helikopter rozbije się zagranicą, czyli o różnicy, która mówi więcej niż tomy analiz nt. kondycji państwa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

To, że katastrofa smoleńska nie miała precedensu - przynajmniej w nowożytnych dziejach świata - to wiemy. Nie zdarzyło się, by w tak symbolicznych okolicznościach (rocznica Katynia) zginęło aż tyle ważnych postaci, piastujących najważniejsze stanowiska w państwie. Na świecie – wyłączywszy najdzikszą Afrykę – samoloty z prezydentami na pokładzie po prostu nie spadają. To pomysł, który odrzucają nawet pisarze science fiction, uznając, że jest on zbyt egzotyczny.

A jednak szukamy analogii, zwłaszcza w zakresie zachowania się polskich władz. Media przypominały, że gdy w Polsce podczas pokazów lotniczych w Radomiu rozbił się białoruski Su-27, z rozpoczęciem śledztwa poczekano na przybycie białoruskich specjalistów. Prezentowano również zdjęcia pieczołowicie zrekonstruowanego amerykańskiego samolotu, który – w wyniku zamachu – spadł na szkockie miasteczko Lockerbie. Każdy ocalały kawałek maszyny naniesiono na specjalny szkielet ustawiony w hangarze, dzięki czemu badanie przyczyn i poszukiwanie sprawców było łatwiejsze. I kontrastowano ten przypadek z zebranymi dość niedbale szczątkami polskiego TU-154, które leżą pod gołym niebem.

Teraz mamy kolejny przypadek wart odnotowania. Jak informował kilka dni temu brytyjski „Sunday Times”, podczas tajnej misji w Rumunii rozbił się izraelski helikopter. W katastrofie maszyny Sikorsky CH-53 zginęło sześciu izraelskich żołnierzy oraz rumuński oficer łącznikowy.  Lot helikoptera był częścią zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeń izraelskich, które – jak podejrzewa prasa – są związane z przygotowaniami do ataku na Iran.

Najciekawsza jest jednak reakcja władz izraelskich. Jak pisał dziennik „Polska The Times”:

„Na wiadomość o katastrofie śmigłowca premier Benjamin Netanjahu wysłał do Rumunii elitarną jednostkę ratunkową z zadaniem odnalezienia ciał, sprowadzenia ich do Izraela i zabezpieczenia elektroniki i systemów nawigacyjnych z rozbitej maszyny tak, by nie wpadły w niepowołane ręce.”

Oczywiście, każdy przypadek jest inny, i prostych analogii nie ma. Warto jednak przypomnieć, że rządowy TU-154, którym leciała delegacja prezydencka, też miał status samolotu wojskowego. I warto dodać, że Polska teoretycznie mogła skorzystać z umowy z Rosją z lipca 1993 roku o wspólnym wyjaśnianiu wypadków maszyn wojskowych. Umowa ta nigdy nie została wypowiedziana, a o jej istnieniu opinia publiczna dowiedziała się kilka tygodni po 10 kwietnia.

War

Zdjęcie: www.prsteam.net

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych