Wczoraj pisałem o tym, jak PO instrumentalnie traktuje problem Palikota. Ten sam Palikot z takim samym bejsbolem w ręku był użyteczny trzy lata, dwa lata czy pół roku temu, a więc go akceptowano, ale dziś chcą go wywalić na zbity pysk, bo okazało się, że ten "kolo" na dziś bardziej im szkodzi niż pomaga. Czysty pragmatyzm więc, czysta polityka, a nie żaden tam odruch etyczny. I oto nastąpiło potwierdzenie ze strony PO, że tak właśnie było. Potwierdzenie publiczne i to przez prominentnego polityka tej partii. Rafał Grupiński, wiceszef klubu parlamentarnego Platformy, jeden z dwóch głównych kandydatów na szefa KP PO, prawa ręka Schetyny, stwierdził dziś ni mniej, ni więcej: "Mamy do czynienia z innym Palikotem niż rok temu. Dawniej przekraczał tę granicę z humorem, a teraz szarżuje i wypowiada sądy o nieżyjącym prezydencie. Tak nie powinno być. Jestem za surową karą dla Palikota. Powinien na jakiś czas wycofać się z życia publicznego (...). Wielu z nas lubiło Palikota, ale to już czas przeszły." (dziś rano, w Radiu ZET). Co z tego wynika?
1. Palikot oskarżający prezydenta o alkoholizm i niemożność sprawowania władzy ze względu na stan zdrowia, obrzucający błotem śp. Grażynę Gęsicką ("sprostytuowała się") - to był taki po prostu niewinny humor.
2. Kara dla Palikota? Raczej zawieszenie, a nie wyrzucenie, skoro mowa o czasowym usunięciu się z życia publicznego. Czasowym - a więc nie definitywnym...
3. To, że dziś się go w PO "oficjalnie" nie lubi, nie oznacza, że w przyszłości partia Tuska nie będzie korzystać z jego cennych usług: przecież polityka nie polega na tym, żeby się wzajemnie lubić. A zwłaszcza lubić w gronie kolegów partyjnych... To skądinąd rzecz najtrudniejsza...
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104200-palikota-zawiesza-a-nie-wyrzuca