Dopiero w roku 1982, kiedy znalazłam się wraz rodziną na emigracji politycznej w Niemczech, zetknęłam się z demokracją i w następnych latach poznałam ją i polubiłam. Moje wcześniejsze kontakty z tym systemem były krótkie i ograniczały się do podziwiania sklepowych wystaw w Paryżu, Kopenhadze czy Brukseli. Podziwiałam dobrobyt ale nie mogłam z niego skorzystać, mając do dyspozycji 5 dolarów kieszonkowego. I nie zastanawiałam się czy te bogactwa to dobro demokracji czy może kapitalizmu. Natomiast zadawałam sobie pytanie, które słyszałam później wielokrotnie z ust gości z Polski, odwiedzających mnie w Bonn - komu to przeszkadzało? Komu przeszkadzało, żebyśmy my, Polacy, naród europejski i wielce zasłużony dla historii żyli jak ludzie, jak inni Europejczycy i nie musieli dziadować wyjeżdżając na zarobek do niemieckiego bauera.
Demokracja, jaką ja znam jest przede wszystkim wyższą wartością, która reguluje korzystanie z wolności i ustanawia zasady prawa gwarantujące ład społeczny.
Noblista Friedrich August von Hayek, wybitny austriacki ekonomista i filozof polityki (zmarły w 1992 roku) w swojej książce "Die Verfassung der Freiheit" - "Konstytucja wolności" w rozdziale zatytułowanym "Odpowiedzialność i wolność" pisze, że wolność i odpowiedzialność są nierozłączne, przekonanie o osobistej odpowiedzialności, które było silne wówczas gdy ludzie opowiadali się za wolnością jednostki bardzo dziś osłabło. "Odpowiedzialność stała się bardzo niepopularna" - pisał Hayek. I zauważył, że doświadczeni mówcy czy pisarze omijają to słowo, ponieważ mają świadomość znudzenia czy niechęci, którymi skwituje je generacja, nie lubiąca moralizowania.
Hayek był zwolennikiem wolnego rynku i przeciwnikiem ingerencji państwa w gospodarkę. Ale równocześnie był krytykiem demokracji, a ta jego zdaniem ogranicza się dziś przede wszystkim do wyborów. Między wyborami nie ma praktycznie żadnej oddolnej kontroli nad rządzącymi, którzy nie spełniają swoich wyborczych obietnic, oddając się realizacją własnych, partyjniackich i populistycznych celów.
Hayek był krytykiem rozpasanej zachodniej demokracji. W warunkach nowych demokracji, z jakimi mamy do czynienia w krajach postkomunistycznych realizacja celów populistycznych odbywa się bez większych zakłóceń i protestów ze strony wyborców i na dodatek wbrew woli większości. Dodajmy do tego zauroczenie części społeczeństwa, i to wcale nie małej, zachodnim stylem życia i swobodą obyczajów, a także upadkiem zasad moralnych, które wszak ograniczają korzystanie z nowoczesnych przyjemności. W ten sposób elity władzy, lepiej powiedziawszy, grupy trzymające władzę, gdyż elitarność nie pasuje często do stylu bycia i życia przedstawicieli naszych władz, realizują swoje zamiary zmierzające do zawładnięcia mentalnością obywateli, używając nierzadko cynicznych sposobów obezwładniania przeciwników politycznych i ideowych.
Przyznam, że z takim chamstwem, jakim popisują się niektórzy zwolennicy panującej władzy w Polsce nigdy nie zetknęłam się w Republice Federalnej Niemiec. Nigdy też do grona zdeklarowanych chamów nie przyłączyli się ludzie ze środowisk naukowców, pisarzy twórców teatralnych i filmowych czy świata muzyki. Poza tym w języku niemieckim nie ma słowa cham, ono jest pochodzenia rosyjskiego i dobrze się przyjęło w polskim narodzie. Słowo cham jest tłumaczone na język niemiecki słowem Grubian - grubianin. Słowo to w żadnym wypadku nie wyraża prawdziwego znaczenia chamstwa, które jest zjawiskiem wschodnio europejskim. Jest naszą specjalnością.
Zatem, demokracja niemiecka jest dostatecznie normalna, aby ją zaakceptować. Przede wszystkim na jej straży stoi cywilizacyjna ogłada i praworządność. Można się spierać o normy prawne, które pozwalają morderców skazywać na kilkanaście lat więzienia, zamiast na dożywocie, ale jedno jest pewne. Sądy są w tym kraju niezawisłe i nie dostosowują się do poglądów czy zachcianek aktualnej władzy. Inną sprawą jest zupełnie inny system zatrudniania urzędników. Urzędnik jest zatrudniany na całe życie i basta. W Polsce i myślę, że również w innych postkomunistycznych państwach urzędnicy są zmieniani w zależności od koloru partii, która doszła do władzy. I to nie tylko na szczeblach najwyższych ale także na wszystkich pozostałych. Oznacza to skłonność tej grupy zawodowej do poddawania się woli władzy lub, co było nagminne w czasach komunistycznych, zmieniania poglądów na żądanie. Powód takich zachowań jest prosty - zwierzęcy lęk o utratę pracy, stanowiska, przywilejów. Nie ma więc u nas klasy urzędniczej z prawdziwego znaczenia, doświadczonej, niezależnej, wiernej zasadom prawa i regułom przyzwoitości.
Szczególnie niebezpieczna dla stabilności państwa jest wymiana urzędników w ministerstwach, ministerstwie spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych i pozostałych. Na wysokie stanowiska urzędnicze trafiają ludzie niekompetentni, przyniesieni "w teczkach". Ich wdrażanie się do obowiązków trwa długo i często polega na dostosowaniu się do poglądów i decyzji ministra lub dyrektora departamentu, zaś niekompetencja nie stanowi większej przeszkody, zastępuje ją służalczość. W odbiorze społecznym takie rotacje budzą niepokój ale równocześnie panuje przekonanie, że taka jest wola władzy. A władza może wszystko.
Moje doświadczenia z demokracją zachodnią są dobre choć jako emigrantka i obcokrajowiec nie mogłam liczyć na wiele. Kiedy złożyłam podanie o zatrudnienie w urzędzie pracy, prosząc choćby o posadę na poczcie, otrzymałam odmowę. Nie możemy pani dać pracy na poczcie, bo pani ma wyższe studia, a pani dyplom Uniwersytetu Warszawskiego został w Niemczech nostryfikowany. Nie mamy niestety żadnego stanowiska odpowiadającego pani wykształceniu. Czy to było fair? Myślę, że tak. To było zgodne z niemiecki prawodawstwem. Co mi zostało? Praca na czarno, ale tego robić nie chciałam. W Niemczech działa Federalny Trybunał Konstytucyjny, który rozpatruje rozmaite skargi pojedynczych obywateli i grup społecznych. Decyzje Trybunału są zawsze zgodne z konstytucją i dowodzą wysokich kwalifikacji sędziów. Są bezsporne ale i w swej zdecydowanej większości sprawiedliwe w odczuciu obywateli. Czyli zgodne z zasadami demokracji.
Nie wszystko co zachodnie powinniśmy naśladować, są jednak dziedziny, o których możemy się wiele nauczyć od naszych zachodnich sąsiadów. Co się zaś tyczy braku kontroli oddolnej w naszym kraju i w innych krajach - wiele zależy od naszego poczucia odpowiedzialności i wrażliwości moralnej. Można protestować i domagać się uczciwości od władz. I iść do sądu jeśli to konieczne. Nie można dać się sprowadzić do roli niemego świadka korupcji, chamstwa i bezprawia. Bo to oznacza, że nie jesteśmy zwolennikami prawdziwej demokracji. Tylko tej rozpasanej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104192-demokracja-czy-rozpasanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.