Strażnik polskości Polskiej Miedzi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Działaczem zostałem z przypadku – mówi związkowy baron, który do dzisiaj trzęsie KGHM, chociaż karierę w koncesjonowanej przez władze PRL organizacji rozpoczynał niedługo po krwawej pacyfikacji Lubina przez ZOMO. Trudno w ten przypadek uwierzyć, gdyż – jak ustaliliśmy – poseł Ryszard Zbrzyzny został zarejestrowany przez SB jako osoba znajdująca się pod ochroną.

Relacje Ryszarda Zbrzyznego, przewodniczącego wpływowego Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego (ZZPPM), ze Służbą Bezpieczeństwa nigdy nie zostały dogłębnie wyjaśnione. Jak wynika bowiem z ustaleń biura lustracyjnego IPN materiały dotyczące zarejestrowania dzisiejszego wiceszefa klub parlamentarnego Lewicy w dniu 26 marca 1987 r. pod numerem 8147 jako osoby zabezpieczonej do sprawy obiektowej kryptonim „Skip” zostały przez SB wycofane i zniszczone we własnym zakresie „ponieważ nie stanowiły wartości operacyjnej, poznawczej i historycznej”. Miało to miejsce 27 stycznia 1990 r. Cztery dni później generał Czesław Kiszczak, szef MSW, wydał decyzję o zakazie niszczenia dokumentów w resorcie spraw wewnętrznych. Z zachowanych szczątkowo dokumentów wynika, że sprawa „Skip” dotyczyła zabezpieczenia operacyjnego Zakładów Górnicznych Lubin, które były częścią ówczesnego Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi, i prowadzono ją w okresie od 5 sierpnia 1975 r. do końca stycznia 1990 r. w celu ochrony przedsiębiorstwa i jego załogi przed wrogą działalnością. Wiadomo też, że SB nie zajmowała się inwigilacją Ryszarda Zbrzyznego, a jego ojciec Eugeniusz w latach 1953-57 był pracownikiem organów bezpieczeństwa jako posterunkowy MO w Kamiennej Górze, nieopodal strategicznej kopalni uranu w Kowarach, eksploatowanej wówczas pod nadzorem Armii Radzieckiej.

W momencie rejestracji w ewidencji operacyjnej SB Zbrzyzny był grubą rybą w koncesjonowanych przez komunistów związkach zawodowych”. 32-letni ślusarz i operator maszyn na przodku kopalni miedzi miał już wtedy za sobą dwuletni okres (1984-86) zasiadania w radzie i komitecie wykonawczym Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, które w planie władz PRL miało zająć miejsce zdelegalizowanej po wprowadzeniu stanu wojennego „Solidarności. W 1987 r. dzisiejszy poseł pełnił nie tylko funkcję szefa  związku pracowników w Zakładach Górniczych Lubin, ale był też szefem komisji porozumiewawczej ogólnopolskiej Federacji Związków Zawodowych Górników z siedzibą w Katowicach.

Dwa dni po zarejestrowaniu Zbrzyznego w ewidencji SB władze PRL ogłosiły podwyżkę cen żywności, opału, energii i benzyny. Tak jak w latach minionych komuniści obawiali się, że wzrost kosztów życia wywoła gwałtowny wybuch niepokojów społecznych. Władza przygotowywała się wówczas do referendum w sprawie tzw. II etapu reformy gospodarczej. Jego skutkiem było m.in. wprowadzenie od lutego 1988 r. kolejnej podwyżki cen, największej od 1982 r. Spowodowała ona falę strajków i protestów robotniczych. Przewidując taki rozwój wypadków pion V Służby Bezpieczeństwa, nadzorujący przemysł, podjął na wiele miesięcy wcześniej szereg działań profilaktycznych w kluczowych zakładach pracy na terenie całego kraju. Jednym z nich musiało być zabezpieczenie operacyjne w Zakładzie Górniczym Lubin jednej z najważniejszych osób, do jakich należał wówczas Ryszard Zbrzyzny.

Elegancja posła i pies ogrodnika z SB

Oficerem SB, który dokonał zabezpieczenia Zbrzyznego był starszy inspektor Wydziału V (przemysł) Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lubinie Ryszard Przybyszewski, ten sam, który – jak wynika z relacji historycznych – w dniu 6 września 1982 r. wciągnął do samochodu i aresztował znanego działacza lubińskiej „Solidarności” Edwarda Wóltańskiego, organizującego wsparcie dla rodzin zastrzelonych przez milicję robotników. Zaledwie tydzień wcześniej, w 2. rocznicę porozumień sierpniowych w Lubinie w wyniku działań ZOMO od kul zginęły 3 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Cały świat zobaczył później słynne zdjęcie Krzysztofa Raczkowiaka, na którym grupa mężczyzn biegnie niosąc śmiertelnie rannego Michała Adamowicza. Rodzina Wóltańskiego przez 2 miesiące nie wiedziała nawet, że trafił on do aresztu po tym, jak złapał go zaczajony na klatce schodowej SB-ek.

Dwadzieścia osiem lat od dramatycznych wydarzeń Ryszard Przybyszewski pracuje również jako inspektor. Tym razem w Spółdzielni Usługowej „Piast” z Legnicy, której MSWiA w 1999 r. cofnęło koncesję za zatrudnianie pracowników ochrony karanaych za najcięższe przestępstwa, m.in. gwałt i zabójstwo. Od 2006 r. „Piast” – jak poinformowała nas rzeczniczka KGHM Anna Osadczuk - świadczy usługi ochrony mienia i porządkowe dla Polskiej Miedzi. W 2008 r. „Piast” razem z posłem Zbrzyznym ufundował nagrody rzeczowe dla zwycięzców Mistrzostw Dolnego Śląska juniorów i seniorów w strzelaniu z pistoletu i karabinka pneumatycznego. Wiceprezesem ds. rozwoju „Piasta” jest działacz SLD Przemysław Hałucha, który wspólnie z posłem Zbrzyznym reprezentuje powiat lubiński w radzie dolnośląskiej SLD.

Z kolei Elżbieta Przybyszewska, bratowa opiekuna Ryszarda Zbrzyznego z ramienia bezpieki, jest zatrudniona w biurze zarządu spółki KGHM – Energetyka, tej samej, w której jako dyrektor pracuje starszy syn posła – Wiesław, skądinąd znany z opublikowanych przez „Super Express” zdjęć ukazujących go w kościele podczas pariodowania liturgii rzymsko-katolickiej w przebraniu księdza.

Ryszard Zbrzyzny odmówił nam odpowiedzi na pytania o historię i okoliczności swych kontaktów z byłym oficerem SB Ryszardem Przybyszewskim i jego obecnym pracodawcą – spółdzielnią „Piast”. Z oświadczenia, które przesłał nam w imieniu posła rzecznik klubu Lewicy Tomasz Kalita dowiedzieliśmy się jedynie, że Ryszard Zbrzyzny nie został upoważniony przez osoby trzecie do przekazywania informacji na ich temat, a gdyby to uczynił bez ich zgody i udziału w rozmowie, postąpiłby nieelegancko. Natomiast Ryszard Przybyszewski, którego znaleźliśmy w lubińskim oddziale „Piasta”, początkowo zgodził się porozmawiać o swych dawnych kontaktach służbowych ze Zbrzyznym, ale po kilku dniach zmienił zdanie i odmówił spotkania tłumacząc, że tak mu doradzili „dawni koledzy, bo przecież byłych funkcjonariuszy SB nadal obowiązuje tajemnica”. – Niech mnie pan nie ciągnie za język. To był zabieg techniczny. Człowiek był jak pies ogrodnika. Sam nie wziął, ale innym też nie dał – mówił o zabezpieczeniu operacyjnym Ryszarda Zbrzyznego jego dawny opiekun z SB.

Pod parasolem władzy ludowej

Należy pamiętać, że dzisiejszy poseł w 1987 r. już od wielu lat był członkiem PZPR, co uniemożliwiało SB zarejestrowanie go jako tajnego współpracownika. Ze względu na swe umocowanie w organizacji związkowej Ryszard Zbrzyzny miał doskonały wgląd w sytuację w przedsiębiorstwie i nastroje załogi. Dla oficera SB nadzorującego zakład górniczy w niespokojnym Lubinie prominentny związkowiec mógł stać się doskonałym źródłem informacji. Dzięki zabiegowi zabezpieczenia operacyjnego Zbrzyznego Ryszard Przybyszewski spowodował, żekażda jednostka służb specjalnych PRL, która interesowałaby się przyszłym parlamentarzystą i chciałaby się z nim skontaktować, musiałaby poinformować o tym jego nadzorcę z SB. Tym sposobem funkcjonariusz Wydziału V RUSW w Lubinie wiedziałby np., czy Zbrzyznym zainteresował się wywiad PRL w związku z jego wyjazdami do krajów Afryki w latach 80.

Zabezpieczenie operacyjne – jak ustalił historyk Piotr Gontarczyk z Biura Lustracyjnego IPN - niekiedy poprzedzało przerejestrowanie wpisanej do ewidencji operacyjnej SB osoby na tajnego współpracownika. W II połowie lat 80. SB stosowała czasem ten zabieg dla zakonspirowania wyjątkowo cennej agentury. W przypadku przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym, takich jak KGHM, zabezpieczenie operacyjne wpływowego działacza związków zawodowych prędzej mogło służyć zapewnieniu sobie przez SB dostępu do maksimum informacji o zarejestrowanym w ewidencji operacyjnej VIP-ie. Chodziło o otoczenie zabezpieczonej osoby rodzajem tarczy chroniącej zarówno przed infiltracją ze strony środowisk wrogich władzy ludowej, jak i przed bardziej prozaicznymi zagrożeniami (np. uwikłanie w nadużycia gospodarcze, występki o charakterze obyczajowym czy kryminalnym itp.). Zachowanie zaledwie szczątkowych materiałów SB dotyczących Ryszarda Zbrzyznego nie pozwala bliżej określić charakteru i intensywności jego relacji z tajną policją polityczną PRL. Jest to tym bardziej trudne, że poseł-związkowiec i jego dawny opiekun z SB konsekwentnie milczą na temat swych dawnych kontaktów, a – jak podaje na swej stronie IPN –  „zabezpieczenie operacyjne” w języku bezpieki było terminem wieloznacznym; brak zachowanych dokumentów nie pozwala określić charakteru zainteresowania daną osobą i przyczyn objęcia jej ochroną. „Wydaje się, iż jest to kategoria najbliższa kandydatowi na tajnego współpracownika” – czytamy w słowniczku niektórych pojęć używanych w resorcie (spraw wewnętrznych – przyp. red.)

- Mało jeszcze wiemy o neozwiązkach (założonych przez komunistów po delegalizacji „Solidarności” w 1982 r. – przyp. red.).W początkowym okresie działalności były one pod szczególnym nadzorem SB. Później natomiast stale monitorowano ich funkcjonowanie i tendencje w nich panujące – mówi historyk Paweł Piotrowski z wrocławskiego oddziału IPN.

Jedno nie ulega wątpliwości. Chociaż Ryszard Zbrzyzny twierdzi, że działaczem OPZZ „został z przypadku”, gdy – jak opowiadał „Gazecie Wyborczej” - w końcu 1982 r. wszedł na zebranie, które wyłoniło komitet założycielski nowych związków, to trudno uwierzyć, że 5 lat później, gdy był już wpływowym liderem związkowym cieszącym się zaufaniem partii, został przypadkowo zabezpieczony przez jej zbrojne ramię – Służbę Bezpieczeństwa.

Do 1987 r. jego kariera w strukturach OPZZ zdążyła nabrać rozpędu, co było konsekwencją wyborów ideowych dokonanych w czasie stanu wojennego w spacyfikowanym krwawo Lubinie.

Tej kariery nie zachwiał nawet falstart na progu niepodległości Polski w czerwcu 1989 r., gdy Zbrzyzny bezskutecznie zabiegał o miejsce w Sejmie kontraktowym z listy PZPR. Próbę zdobycia mandatu poselskiego ponawiał aż do skutku jako kandydat popierany przez postkomunistów. Dopiął swego w 1993 r. stając się parlamentarną opoką lewicowego lobby związkowego, które od lat trzęsie Polską Miedzią. Początkowo nawet mimo wątpliwości prawnych ze strony Ministerstwa Przekształceń Własnościowych (obecnie Skarbu Państwa – przyp. red.) łączył pracę posła z zasiadaniem w radzie nadzorczej KGHM jako reprezentant załogi z namaszczenia Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego.

Potęga związku

Dzisiaj z oligarchą związkowym, który ma za sobą poparcie ponad pięciotysięcznej organizacji, liczyć się muszą zarówno prezes KGHM, jak i powołujący go minister skarbu.

Lider ZZPPM ma komfortową pozycję jako ich recenzent, bo od 2002 r. nie jest już – jak poinformowało nas biuro prasowe KGHM – pracownikiem koncernu, chociaż w poselskim oświadczeniu majątkowym z 21 kwietnia ub.r. napisał, że korzysta z urlopu bezpłatnego w Zakładach Górniczych Lubin.

Jego pozycja superarbitra w KGHM nie zależy bowiem od zatrudnienia w spółce, ale wynika z potęgi ZZPPM, któremu poseł przewodzi. Do swych największych sukcesów Ryszard Zbrzyzny zalicza storpedowanie planów wpuszczenia do KGHM inwestorów z amerykańskiej firmy Asarco za rządów premier Hanny Suchockiej. 32-dniowy strajk generalny z 1992r., którego był przywódcą, lubi nazywać obroną „polskości” Polskiej Miedzi. O jego ówczesnej dalekowzroczności ma świadczyć obecne bankructwo Asarco. Prawdziwy dowód przedsiębiorczości Zbrzyzny dał jednak w 1997 r. przyzwalając na połowiczną prywatyzację KGHM poprzez wprowadzenie mniejszościowego pakietu akcji spółki na giełdy w Warszawie i Londynie. ZZPPM zgodził się na to w zamian za nieodpłatne przekazanie 15 proc. akcji załodze. Od tej pory dwóch przedstawicieli związku Zbrzyznego w radzie nadzorczej KGHM (NSZZ „Solidarność”ma tylko jednego – przyp. red.) reprezentuje pełnoprawnego współwłaściciela spółki, którym stali się pracownicy. Związkowy poseł zaś zdobył solidną legitymację do występowania w imieniu mniejszościowego akcjonariusza, którego podstawowym interesem jest utrzymanie tysięcy miejsc pracy. Polityk Lewicy korzysta przy tym z demagogicznej retoryki i straszy robotników wizją wyprzedaży za bezcen majątku narodowego zagranicznym spekulantom.

Według słów Zbrzyznego „czarne chmury nad KGHM pojawiają się zawsze, gdy władzę w kraju i firmie sprawują siły o solidarnościowym rodowodzie”. Zdarza mu się gdzie indziej pisać, że „Przetrwaliśmy rozbiory, rewolucję październikową, dwie wojny światowe i stalinizm. Dzisiaj musimy przetrwać nową wojnę, tym razem pomiędzy PiS i PO”.

Zgodnie z logiką Zbrzyznego za najlepszy czas dla Polskiej Miedzi należy uznać II kadencję rządów SLD (2001-2005), kiedy przewodniczący ZZPPM pracował społecznie w radzie nadzorczej Zagłębia Lubin, a jego dwaj synowie znaleźli zatrudnienie w KGHM – Szymon w biurze zarządu koncernu, a Wiesław w spółce zależnej KGHM – Energetyka. Ten ostatnipoczątkowo był palaczem, ale po roku już jako dyrektor nadzorował pracę pieców czterech ciepłowni. Żona posła do 2003 r. pracowała w Telefonii Lokalnej Dialog, także należącej do koncernu.

Szczyt potęgi

Poseł pamiętał zawsze także o swoich zausznikach we władzach KGHM, którzy oprócz miejsc w radzie nadzorczej koncernu otrzymali dodatkowe synekury: Ryszard Kurek – w radach nadzorczych Pol-Miedź Trans i Zagłębia Lubin, a Leszek Hajdacki w Inova. Dzieci obu bonzów ZZPPM również dostały posady w Polskiej Miedzi, podobnie jak zięć Hajdackiego. Lista przywilejów dla prominentnych działaczy związku i podwładnych Zbrzyznego w tamtym okresie była znacznie dłuższa. Dość powiedzieć, że korzystała z nich nawet szefowa biura poselskiego lidera ZZPPM Zofia Heksel z miejscem w dwóch radach nadzorczych spółek koncernu. Paradoksalnie w tym okresie Ryszard Zbrzyzny jako sprawozdawca sejmowej komisji przestrzegał przed kapitalizmem politycznym, jakim byłaby zmiana tzw. ustawy kominowej umożliwiająca zasiadanie w więcej niż jednej radzie nadzorczej spółki Skarbu Państwa.

Szczyt potęgi Ryszarda Zbrzyznego przypadł na okres po 30 marca 2004 r., kiedy prezesem KGHM został aktywista ZZPPM Wiktor Błądek. Starszego syna posła – Wiesława powołano wtedy do rady nadzorczej Energetyki Spółki Specjalnego Przeznaczenia, która miała zbudować dla KGHM dwie elektrociepłownie opalane gazem zakontraktowanym na 20 lat w PGNiG. Frakcję „miedziowego barona” w zarządzie KGHM reprezentowali też wiceprezesi Andrzej Krug i Marek Szczerbiak. Ten ostatni w czerwcu 2005 r. zastąpił na fotelu Wiktora Błądka, który został reprezentantem załogi w zarządzie.

Skarb Państwa odwołał triumwirat Zbrzyznego z zarządu KGHM dopiero w czasach PiS. Poseł wszak nie dał łatwo za wygraną i próbował ponownie wprowadzić swego zaufanego współpracownika jako przedstawiciela załogi do zarządu. Zamiar ten udaremniono dzięki miedziowej „Solidarności”, która sprzeciwiła się prominentnemu politykowi opozycji.

Nieusuwalny okazał się natomiast starszy syna posła Wiesław.Zwolniony z Energetyki za rządów PiS, został przywrócony do pracy wyrokiem sądu zachowując wynagrodzenie dyrektora. – Pan Zbrzyzny jest członkiem ZZPPM, któremu, bez zgody jego i związku, nie możemy zmienić na mniej korzystne warunków pracy. Obowiązek ten obejmuje nas przez czas trwania kadencji związku (2009-2013) i rok po jej ukończeniu – czytamy w mailu z sekretariatu Energetyki Pamiątką po rządach ludzi Zbrzyznego w KGHM jest toczący się przed sądem w Legnicy proces czterech byłych członków zarządu Energetyki oskarżonych o spowodowanie szkody w mieniu spółki. Andrzejowi Krugowi, który fotel prezesa Energetyki zamienił na posadę wiceprezesa KGHM, prokurator zarzucił zawarcie umowy na zakup paliwa alternatywnego po zawyżonych cenach. Kontrakt podpisano bez oceny zasadności inwestycji i nie wstrzymano jego realizacji mimo negatywnej opinii służb technicznych. Sąd bada też wydatki związane z wartą kilkaset milionów złotych inwestycją, której realizację miał nadzorować Zbrzyzny-junior. Na wniosek prokuratora Wiesław Zbrzyzny będzie zeznawać jako świadek w tym procesie.

Z kolei protegowany posła, Jerzy Fiutowski, został aresztowany za łapówkarstwo, którego miał się dopuścić jako prezes Zagłębia Lubin w czasie, gdy w radzie nadzorczej klubu piłkarskiego zasiadali Ryszard Zbrzyzny i Andrzej Krug. Zagłębie kupiło sobie wtedy awans do I ligi. Jak poinformował nas Jerzy Kasiura, zastępca prokuratora apelacyjnego we Wrocławiu, zarzuty korupcji w związku z działalnością futbolowego klubu KGHM w tamtym okresie usłyszało już 36 osób.

Mimo skandalu wokół afery korupcyjnej szalikowcy Zagłębia do dzisiaj stanowią zaplecze Ryszarda Zbrzyznego. Przekonał się zarząd KGHM, gdy latem br. na wieść o rządowych planach sprzedaży na giełdzie 10 proc. akcji spółki wśród protestujących pod biurem zarządu związkowców ZZPPM zaroiło się od barw Zagłębia Lubin. Nic dziwnego, skoro szefem klubu kibica Zagłębia był do niedawna prominentny funkcjonariusz ZZPPM Marcin Braszczok.

Sojusz związkowców z prywatnym kapitałem

Złote lata lobby Ryszarda Zbrzyznego to także czasy najlepszej koniunktury dla lokalnego przedsiębiorcy, którego firma pomagała przewodniczącemu ZZPPM wybudować dom w podlubińskim Osieku, gdzie mieści się też siedziba spółki ZUW Urbex. Jej właścicielem jest 61-letni Marian Urbaniak, który jako prywatny udziałowiec razem z posłem Zbrzyznym działał w klubie piłkarskim Zagłębie Lubin. Swą działalność gospodarczą w czasach PRL Urbaniak zaczynał skromnie od przyczepki z drabinką. Dzięki Polskiej Miedzi wyrósł na regionalnego potentata, który przejął grupę spółek spoza głównego ciągu technologicznego koncernu. Prezes Urbaniak odmówił nam udzielenia pisemnej odpowiedzi na pytania o swoją znajomość z posłem Zbrzyznym i jego zausznikami . „Jak pan zada normalne pytania, a nie takie, kto z kim chodzi do łóżka, to zaproszę pana do naszego biura i będziemy mogli pogadać – powiedział właściciel Urbeksu.

Tajemnicą sukcesu grupy Urbex była zasada zwana w KGHM „prawem pierwszej nocy”. Oznaczała ona, że w ciągu minimum 3 lat od prywatyzacji KGHM traktował swe dawne spółki jak własne i zamawiał u nich usługi na uprzywilejowanych warunkach. Tym sposobem firmie ZUW Urbex przyznano preferencje na 8 lat. W całej grupie Urbaniaka naliczyliśmy aż 9 firm, które otrzymywały od lat zamówienia z KGHM. Są to Urbex, Remy, wrocławski Piec-Bud, Automatyka-Miedź, ZUW Urbex, ZUW Urbex – Oddział Lubin, Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe i Hutmaszprojekt. Przywileje, z których korzystały firmy Mariana Urbaniaka, zniósł dopiero Krzysztof Skóra, powołany na prezesa KGHM w czasach PiS. Wpływowy biznesmen łatwo nie dał za wygraną. W niektórych przetargach ogłaszanych w spółkach KGHM na cztery startujące firmy aż trzy należały do grupy Urbaniaka. Według naszego informatora, firmy Urbaniaka niejednokrotnie zdobywały zamówienia z KGHM obniżając symbolicznie najniższą cenę zaoferowaną przez konkurencję. Marian Urbaniak ma strategicznego sojusznika w związku zawodowym posła Zbrzyznego, który w 2005 r. sam przyznał, że część dawnych spółek KGHM w wyniku restrukturyzacji ma nowych właścicicieli jak np. ZUW Urbex, „ale ich pracownicy są, a co najważniejsze chcą być w szeregach ZZPPM”. O tym, że na związkowców Zbrzyznego można liczyć, Urbaniak przekonał się w 2008 r., gdy wymusili oni przedłużenie kontraktu dla spółki Urbex po tym, jak przetarg na serwis dla ZWR Lubin wygrała konkurencja.

Koniec Eldorado?

O tym jak zarabiały firmy Urbaniaka świadczą dane z jednego z przetargów ogłoszonych w ub.r. przez Hutę Miedzi Głogów, która zlecała zabudowę pojedynczego palnika wraz z osprzętem i zabudowę filtra workowego z układem awaryjnego odpowietrzenia. Firma Remy z grupy Urbaniaka, dotychczasowy stały wykonawca, zażądała za realizację tych zadań 2,15 mln zł, podczas, gdy nowy wykonawca spoza regionu podjął się wykonania tych samych robót za 860 tys. zł. Wpływy Urbaniaka w KGHM zaczęły się kurczyć gwałtownie po odwołaniu w 2006 r. zarządu koncernu obsadzonego przez zaufanych współpracowników posła Zbrzyznego. Znamienne jest, że dwaj z nich otrzymali stanowiska prezesów w spółkach grupy Urbex – Marek Szczerbiak w Piecbudzie z Wrocławia, a Andrzej Krug w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym. Za rządów PiS Polska Miedź wykupiła też udziały Mariana Urbaniaka i Urbeksu w Sportowej Spółce Akcyjnej Zagłębie Lubin (przedsiębiorca zasiadał nawet w jej radzie nadzorczej, podobnie jak Ryszard Zbrzyzny i Andrzej Krug).

Prawdziwym końcem Eldorado Mariana Urbaniaka w KGHM okazało się wdrożenie w ub.r. internetowego systemu wspierania zakupów. Jest to system aukcyjny stosowany z powodzeniem w innych spółkach wielkości porównywalnej z KGHM jak np. Telekomunikacja Polska czy PGNiG. System, który scentralizował zakupy realizowane dotychczas przez poszczególne jednostki organizacyjne KGHM, pozwolił – jak twierdzą przedstawiciele koncernu – na znaczące ograniczenie kosztów i wyeliminowanie poważnych patologii wynikających z praktycznego brak kontroli nad rzetelnością i bezstronnością sporządzenia zapotrzebowań i dokumentacji technicznej dla poszczególnych zamówień.

Według prognoz KGHM, w skutek wprowadzonych zmian jedynie do końca II kwartału 2009 r. udało się zaoszczędzić 200 mln zł w stosunku do cen z 2008 r. W skali roku oszczędności mogą sięgnąć nawet 300 mln zł. Jeśli KGHM oszczędził, to stracić musieli dotychczasowi dostawcy usług z firmami Mariana Urbaniaka na czele. – Nikt ich nie sekuje, ale czasy, gdy marże oscylowały w granicach 30-40 proc. skończyły się bezpowrotnie, a to musieli boleć, jeśli źródełko nagle przyschło – mówi jeden z menedżerów Polskiej Miedzi. Według jego relacji, Urbaniak miał w rozmowie z szefem jednej ze spółek KGHM skarżyć się, że w całym koncernie korzystają teraz z „allegro”, jak nazwał stosowaną tam elektroniczną platformę aukcyjną Marketplanet. Spowodowała ona obniżenie stawek płaconych dostawcom usług przez KGHM nawet o 70 proc.

Dobrzy i źli konfidenci SB

Zbrzyzny najwyraźniej zapomniał, że w 2004 r. dzięki jego poparciu prezesem KGHM został czołowy działacz ZZPPM Wiktor Błądek, który współpracował z SB od 1976 r. jako TW „Jawor”. Jak tłumaczył prasie „dla dobra Polski i KGHM”. W regionalnej prasie Błądek ujawnił, że na wniosek bezpieki inwigilował m.in. mechanika w Zakładach Górniczych Lubin, który podejrzewany o sabotaż i współpracę z jednym z zachodnich wywiadów miał szybko odejść z KGHM, by podjąć pracę dostawcy pieczywa „na terenach Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej”, gdzie „dostał kulkę w łeb”.

Umocowanie zasłużonego agenta SB na stanowisku szefa miedziowego koncernu wygląda inaczej w świetle materiałów IPN, z których wynika, że tajna policja PRL zarejestrowała Ryszarda Zbrzyznego jako zabezpieczenie w przeddzień ogłoszenia podwyżek cen i przewidywanych niepokojów społecznych. Pokazuje to, że 20 lat po upadku komunizmu elitę polityczną i gospodarczą Zagłębia Miedziowego nadal stanowią ludzie, nad których karierą troskliwą pieczę sprawowała tajna policja polityczna.

*

Majątek miedziowego barona

Zasiadając już piątą kadencję w Sejmie Ryszard Zbrzyzny znalazł się w gronie najbogatszych posłów (38 miejsce z majątkiem wartości ok. 1,2 mln zł w rankingu „Rzeczypospolitej” z grudnia 2007 r.). Jak wynika z majątkowych oświadczeń poselskich, w klubie Lewicy zamożniejszy jest tylko przedsiębiorca rolny Romuald Ajchler, a 160-metrowy dom przewodniczącego ZZPPM na zamożnych peryferiach Lubina Zbrzyzny wart jest zaledwie 500 tys. zł. Związkowiec-krezus zarabia też na obrocie papierami wartościowymi spółek notowanych na giełdzie w Warszawie.W kwietniu 2006 r. miał 1900 KGHM, podczas gdy rok później została mu tylko jedna. W międzyczasie nabył 2700 akcji PGNiG.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych