Przegrała Polska Balcerowicza. Nie wygrała Polska Wajdy ani Polska Wildsteina

W roku 1995 biskup Tadeusz Pieronek znalazł zręczną formułkę na podsumowanie wyborczego zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego. Który, przypomnę, uzyskując poparcie ponad połowy wyborców, był ewenementem jako reprezentant dawnych postkomunistów. - Przegrała zarówno Polska Michnika jak Rydzyka - powiedział polski hierarcha.

Ta pierwsza, rozszyfrujmy, bo projekt historycznego porozumienia srodowisk solidarnościowych z wybranymi ludźmi dawnego reżymu doprowadził do nagiego triumfu całej postkomunistycznej formacji. Ta druga, bo przechył narodowo-katolicki wywołał jeszcze mocniejszy przechył w stronę antyklerykalną. Co utorowało drogę do władzy grającym tą kartą SLD-owcom.

Czyja Polska wygrała, a czyja przegrała w roku 2010? W sytuacji, gdy zwycięstwo kandydata Platformy Obywatelskiej jest niewątpliwe i otwiera tej formacji drogę do dominacji nad życiem publicznym, a z kolei blisko 47 procent Jarosława Kaczyńskiego uznawane jest dość zgodnie za punkt wyjścia do odbudowany silnej pozycji (nawet jeśli niektorzy komentatorzy jak Paweł Wroński interpretację tę odrzucają szydząc z prezesa PiS, że miał złoty róg, ale mieć go już nie będzie, to są w mniejszości).

Jeśli szukać symbolicznych nazwisk, największym przegranym jest Leszek Balcerowicz. Nie jako polityk, ale jako intelektualny patron liberalnej wersji modernizacji. Ta kampania była licytacją na antyliberalne gesty i zapowiedzi. Dziennik Rzeczpospolita wycenił obietnice Jaroslawa Kaczynskiego na blisko 60 miliardów złotych. Ale Bronislawa Komorowskiego na prawie 37 miliardów. Zaraz po wyborach Wojciech Maziarski ogłosił w Neewsweeku manifest "Pogoda dla liberałów" będący klasycznym symbolem chciejstwa. Oczywiście jeśli uznać blisko 14-procentowy elektorat Grzegorza Napieralskiego za uosobienie liberalizmu obyczajowego, można się cieszyć jak Maziarski. Ale nawet to nie jest dowiedzione. Wyborcy lidera SLD z małych miasteczek i wsi wydają się byc raczej zwolennikami większej pomocy i opieki państwa niż gejowskich małżeństw. Z wolnorynkowego zapału Platformy Obywatelskiej z połowy poprzedniej dekady został tylko okrzyk Bronisława Komorowskiego: "Nie ma solidarności bez wolności" w wieczór wyborczy. Kaczyński ewidentnie poprawił swój wynik dzięki przestrogom przed prywatyzacją szpitali. Żaden z kandydatów, łącznie z Komorowskim nie postawił na cięcia budżetowe i naprawę finansów. I nie zrobi tego prawdopodobnie żadna z partii w najbliższych latach. Chyba że spróbowałyby się w tej sprawie porozumieć ponad podziałami. Ale na to mniej jest miejsca niz kiedykolwiek. PO ponad mozolne budowanie takiego porozumienia wybierze zapewne łatwiznę wojowania Kutzem i Palikotem. A PiS przyzwycaił się do poprawiania swojego wyniku kosztem antyliberalnej gorączki. Warunkiem sensownych pomysłow jego lidera na naprawę państwa staje się lęk przed tym co prywatną własnością i nadmierną konkurencją.

Balcerowicz przegrywa. Można by rzec, że wygrali z kolei i Andrzej Wajda i Bronisław Wildstein spleceni w smiertelnym uścisku. Ten pierwszy, bo jego perswazja odwołująca się do elitaryzmu i antyprawicowych lęków zakończyła sie sukcesem jego kandydata. Ten drugi, bo zwolennicy IV RP podnieśli głowy i policzyli się. Sympatyzowanie z Kaczyńskim, bardziej wyluzowanym i sympatycznym niż kiedykolwiek, przestało być obciachem.

A jednak zwycięstwa obu tych postaci wydają mi się cokolwiek pyrrusowe. Elitaryzm Wajdy jawi się jako formuła anachroniczna i gasnąca. Nawet błazeństwa Palikota nie zniechęciły blisko 30 procent wyborców lewicy do poparcia w drugiej turze Kaczyńskiego. Motywem wielu ludzi decydujących się na oddanie głosu na lidera PiS było właśnie to, że jest przeciw elitom. Platforma jeśli chce wygrać kolejne wybory, musi się nauczyć być bardziej ludowa i skromna. Styl prezydenta Komorowskiego rodem z Unii Wolności może jej to raczej utrudnić.

A Wildstein? Nawet jeśli przyjąć, że IV Rzeczpospolita wróci jeszcze kiedyś jako slogan, z pewnością będzie oznaczała co innego niż oznaczała parę lat temu. Stosunkowo łatwe wyrzeczenie sie antykomunizmu, owo "wojowanie Gierkiem" o czerwone Zagłębie, łatwo wytłumaczyć upływem czasu, ale dla wielu tradycyjnych zwolenników prawicy jawi się jako trudne do strawienia wyzwanie. A przecież to może być dopiero poczatek. Ile klasycznych mniemań tej prawicy będzie musiał podeptać Kaczyński, jeśli sprobuje konsekwentnego marszu do koalicji z lewicą? Dziś jest za silnym panstwem narodowym, a SLD bardziej konsekwentnie niż Platforma za roztopieniem się w Unii. To symboliczne, że jednym z głownych warunkow Napieralskiego wobec obu głównych kandydatów było jak najszersze wprowadzenie euro. Nie wiem, co z tym zrobi w przyszłości Kaczyński. Wiem, że będzie musiał wiele zmienić w programie i odruchach swojej partii żeby zawalczyć o realną wladzę.

Inna sprawa, że bolesne wyrzekanie się własnych złudzeń dotyczyć może wielu srodowisk. Oto z ideowych prawicowców typu Wildsteina szydził sobie zaraz po wyborach Sławomir Sierakowski. A przecież i on musi się trochę ograniczyć w stosunku do własnych dawniejszych mocarstwowych marzeń. To prawda, lewicowe tęsknoty owych niespełna 14 procent można przypisać także pracy u podstaw ruchliwego środowiska Krytyki Politycznej. Ale w ostateczności emocje to spozytkował samodzielnie Napieralski. "Aparatczyk w garniturze", ktory nie potrzebował bezpośredniej pomocy kontrkulturowego Sierakowskiego. Ten ostatni musi się byc może ograniczyć do roli doradcy. Rola twórcy nowej lewicy może za to przypaść komuś, kogo gwiazda lewicowych salonow nie poważała zanadto.

Zmiany zmiany zmiany...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych