Szampan z papieżem. Z księdzem Pawłem Ptasznikiem rozmawia Magdalena Rigamonti

zdjęcie:pope.jpg

Przed 80 urodzinami zastanawiał się, czy już nie czas na niego, czy ktoś inny nie powinien zająć jego miejsce - tak o Janie Pawle II, który 18 maja skończyłby 90 lat, mówi ksiądz Paweł Ptasznik, jeden z jego najbliższych współpracowników. Rozmawia Magdalena Rigamonti

Księże Prałacie, Jan Paweł II obchodził swoje urodziny, świętował?

Wielkich celebracji nie było, a już na pewno nie na zewnątrz, nie publicznie. Zresztą, w Małopolsce jest taki zwyczaj i obowiązywał on w Watykanie, że urodzin się raczej nie obchodzi. Bardziej imieniny.

Ale nawet „Sto lat” nie było?

„Sto lat” było oczywiście. Były też życzenia, lampka szampana i spotkanie w rodzinnym gronie współpracowników. Spokojnie bardzo. Sami najbliżsi.

Ksiądz też był w tym gronie?

Byłem. To były naprawdę kameralne spotkania. Miałem szczęście w nich uczestniczyć.

Czuł się Ksiądz członkiem rodziny Jana Pawła II?

Nigdy Ojciec Święty tak o mnie nie powiedział. Wierzę, że uważał mnie za kogoś bliskiego.

Lubił Księdza?

Trudne pytania mi pani zadaje.

Pytam, bo do Watykanu trafiają najlepsi. A Ksiądz musiał być tym najlepszym z najlepszych skoro był najbliżej Papieża.

Z tym różnie bywa. Oczywiście, zazwyczaj żeby znaleźć się w Watykanie, trzeba być poleconym. Potem jednak trzeba udowodnić, że pokładane nadzieje nie były płonne.

To prawda, że Księdza protegował ks. Stanisław Dziwisz?

Prawda. Dzięki niemu trafiłem do Watykanu. To on zaproponował bym zastąpił księdza Stanisława Ryłkę w Sekretariacie Stanu.

Jaki stosunek Jan Paweł II miał do swojego wieku, do upływu lat? Żartował z tego?

Żartów nie pamiętam. Choć też nigdy z tego powodu się nie użalał. Bardziej utkwiło mi w pamięci, że w osiemdziesiąte urodziny, nawiązując do Encykliki Pawła VI, skomentował swój wiek słowami octogesima adveniens – co w bardzo wolnym tłumaczeniu znaczy: stuknęła osiemdzisiątka. A potem z Testamentu dowiedzieliśmy się, że wtedy zastanawiał się nad tym, czy już nie czas na niego, czy ktoś inny nie powinien zająć jego miejsca.

Zastanawiał się, ale w jakim sensie? Myślał, mówił o śmierci?

Nie, nie chodziło o śmierć. Brał pod uwagę ustąpienie ze stanowiska. Obawiał się, że nie sprosta, że nie podoła wymaganiom. Przecież był chory. Jednak to była tylko refleksja. Wytrwał do końca.

18 maja skończyłby 90 lat. Zastanawia się ksiądz, co by było gdyby żył?

Czasami. Jednak zaraz zdaję sobie sprawę z nieodwracalności wydarzeń i nie chcę gdybać, co by było... Chociaż, jeszcze raz przyznaję, że mi się zdarza.

Bo brakuje go w Watykanie?

Pewnie, że brakuje. Nie tylko w Watykanie. Wystarczy się rozejrzeć.

A Księdzu brakuje?

Mnie też. Bardzo. Kiedy idę korytarzem na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego, to zawsze patrzę na drzwi, które otwierałem prawie codziennie przed 10 rano, aby zasiąść do pracy. Ojciec Święty dyktował, a ja pisałem: teksty na celebracje, na audiencje, encykliki, adhortacje, listy do różnych grup ludzi i książki literackie. I kiedy tak idę, to jakiś żal mnie ściska, jakiś smutek, również z tego powodu, że niewystarczająco wykorzystałem fakt bliskości człowieka świętego. Mogę pani powiedzieć, że kiedy o nim mówię, to się po prostu wzruszam.

Jakie relacje panowały między wami. Mówił do Księdza po imieniu?

Oczywiście, że po imieniu. Tak, jak do innych bliskich współpracowników: Stasiu, Mieciu, Paweł. To były bardzo serdeczne relacje. Ojciec Święty nigdy nie pokazywał swojej wyższości. On był w całej swojej świętości bardzo zwyczajny.

A te codzienne spotkania z nim uskrzydlały?

Proszę pamiętać, że te spotkania były pracą przede wszystkim. Musiałem być bardzo skupiony, by dokładnie napisać to, co Jan Paweł II dyktował.

Po polsku dyktował?

Zawsze po polsku. Dość szybko. Ale dawałem radę. On myślał przecież po polsku. Gorzej bywało, kiedy dyktował po łacinie. Wtrącał czasem duże cytaty. A zazwyczaj na koniec prosił, aby przeczytać mu dopiero co napisany tekst. Więc starałem się zdążyć zapisać tę łacinę, ale jeśli coś pomyliłem, to zawsze z życzliwością powtórzył.

Sprawdzał Księdza?

Sprawdzał, zwłaszcza, gdy prosił, abym sam napisał list, albo jakiś inny tekst, który on firmował. Ale nie odbierałem tego jako brak zaufania, raczej jako jego poczucie odpowiedzialności. Poza tym do moich obowiązków należało sprawdzić wszystkie cytaty, dodać odnośniki itd. Trzeba pamiętać, że Papież zazwyczaj cytował Bibilię w starym tłumaczeniu ks. Wujka. Ale zaznaczał, że ostatecznie należy zastąpić te wyjątki według najnowszej wersji Biblii Tysiąclecia. Na początku naszej współpracy najbardziej paraliżujące było pytanie: „A ty, co o tym sądzisz?”. Wiedziałem, że Ojcu Świętemu nie chodzi o odpowiedź w rodzaju: „bardzo mi się podoba” albo „to jest świetne”. On chciał profesjonalnej recenzji. A ja nie wiedziałem, co powiedzieć, bo rzeczywiście myślałem „to jest świetne”.

Proszę Księdza, zdarzały się momenty lenistwa? Odpuszczał sobie, mówił: „dzisiaj mi się nie chce, nie piszemy”?

Nigdy. On nigdy nie narzekał, że jest zmęczony, a zaręczam pani, że był. Miał w sobie jakąś samodyscyplinę. Zawsze przychodził przygotowany, jasno formułował myśli. Czasem podczas pisania nie zdawałem sobie sprawy z wielkości tych tekstów, dopiero kiedy je wygłaszał, czułem, że to są dzieła, wzruszałem się. Często też byłem świadkiem, jak na to, co napisaliśmy, reagują ludzie. Widziałem, jaką te słowa Papieża mają ogromną siłę oddziaływania. To były dla mnie momenty uniesienia, czegoś niesamowitego, boskiego. Dla tego człowieka chciało się pracować, nawet 24 godziny na dobę.

I zdarzało się tak?

Pewnie, że się zdarzało. Czasem przecież chciał coś zmieniać w ostatniej chwili.

Tak było na przykład tuż przed Wigilią w 1999 roku. Czekaliśmy na nowy wiek, nowe tysiąclecie. Jan Paweł II podyktował wcześniej homilię na Pasterkę, podczas której miał rozpocząć Rok Jubileuszowy. Doszedł jednak do wniosku, że w takim kształcie nadawałaby się na każdy inny rok. A jemu zależało, żeby to było coś specjalnego, innego, coś co by odpowiadało tej niecodziennej okoliczności. W wigilijny dzień rano poprosił mnie do siebie i podyktował nowy tekst. Natychmiast trzeba było przetłumaczyć na włoski i przekazać innym sekcjom. Wszyscy pracowaliśmy do późnej nocy i nie było słowa narzekania. Czuło się, że każdy z nas robi to dla niego, dla Jana Pawła II.

Dla Benedykta XVI też pracuje się z takim poświęceniem?

Przyznam, że jest inaczej. Owszem staramy się jak najgorliwiej wypełniać obowiązki i służyć papieżowi możliwie najlepiej. Jednak jest inaczej. Właściwie praca ogranicza się do wyznaczonych godzin.

Czyli tak, jak na etacie w biurze?

Można użyć takiego porównania, jednak proszę pamiętać, że pracujemy dla Kościoła. Jak powiedziałem, każdy zna swoje obowiązki i stara się dobrze je wypełniać. A Jan Paweł II był kimś absolutnie wyjątkowym...

A Benedykt XVI...

Jest znakomitym papieżem, właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Był pomysł, żeby przyjechał na pogrzeb Marii i Lecha Kaczyńskich do Krakowa?

Był taki głos z Polski. Ale chyba nikt nie brał poważnie pod uwagę takiej możliwości. Przecież normalnie przygotowanie wizyty Ojca Świętego trwa kilka miesięcy. Zresztą, moim zdaniem w sumie dobrze się stało, że nie przyjechał również Barack Obama. Dzięki temu żałobnicy mogli skupić się na tym, by oddać hołd prezydentowi Kaczyńskiemu, a nie myśleć o niedogodnościach związanych z wizytą wielkich tego świata.

Ksiądz był tego dnia w Krakowie?

Byłem i mogę śmiało powiedzieć, że to, co się tego dnia działo, te wielkie emocje, to poczucie wspólnoty, przypominały mi, i to bardzo, atmosferę, jaka panowała podczas pielgrzymek Jana Pawła II do Polski. Zresztą, były ceremoniarz papieski abp Piero Marini, który śledził przebieg pogrzebu w telewizji, powiedział, że takie niesamowite rzeczy, takie spokojne i głębokie przeżywanie wyjątkowych momentów może się dokonywać tylko w Polsce. I uważam, że to są bardzo ważne słowa.

To, co się działo w Polsce w okresie 10-dniowej żałoby porównywano też do sytuacji, jaka się wydarzyła po śmierci Jana Pawła II. Mówiło się o pojednaniu, porozumieniu...

Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale my Polacy dostaliśmy drugą szansę.

Jak Ksiądz myśli, wykorzystamy ją?

Nie wiem, choć wierzę, że tak. Nie chcę się mieszać do polityki i mówić, co sądzę o różnych zachowaniach. Proszę mnie nawet nie namawiać. Jan Paweł II ukochał Polskę i jestem pewien, że mamy jego opiekę.

Ludzie pytają Księdza o Smoleńsk, o tę katastrofę, proszą o wytłumaczenie?

Oczywiście, że pytają. Chcą wiedzieć dlaczego Bóg na to pozwolił. Zawsze odpowiadam, że nie można winić Boga za błędne postępowanie ludzi. Przecież dał nam rozum i wolną wolę. A jeśli popełniamy błędy, to Bóg i tak może wyprowadzić z tego większe dobro.

Zastanawia się Ksiądz, co by Jan Paweł II odpowiedział?

Znowu mnie pani naciąga na gdybanie.

Przyjechałby do Krakowa na pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego?

Na pewno bardzo by chciał i chyba nie tylko ze względu na prezydenta, ale na wszystkich, którzy zginęli i na ich rodziny.

Denerwuje się Ksiądz, że ludzie ciągle Księdza pytają o Jana Pawła II?

Denerwuję się czasem na dziennikarzy, a w zasadzie sam na siebie, bo boję się, że się będę powtarzał. Dziennikarze zwykle pytają o to samo. A zwykli ludzie? Spotykam się z nimi i opowiadam, jaki był, co robił, jak wyglądało jego życie. Staram się nie powtarzać, ale oczywiście to nieuniknione. Niedawno byłem na takim spotkaniu w Mediolanie, a ostatnio u siebie w rzymskiej parafii też wspominałem Papieża. Ludzie chcą słuchać, wzruszają się, chłoną te opowieści. Wiem, że w ten sposób daję świadectwo. Uważam, że to mój obowiązek, a przy tym i wspaniałe doświadczenie, wielka przyjemność.

Kiedy tak księdza słucham, to jestem przekonana, że Ksiądz ma po prostu dar do opowiadania...

Moim zdaniem to nie przypadek, że właśnie o Ojcu Świętym.

To jest misja?

Myślę, że misja.

Wierni pięć lat już czekają na oficjalne ogłoszenie świętości Jana Pawła II...

Przecież to bardzo krótko. Normalna procedura jest taka, że dopiero pięć lat po śmierci można rozpocząć proces beatyfikacyjny. Oczywiście Benedykt XVI mógł pominąć wszelkie procedury i od razu ogłosić świętym swojego poprzednika.

To dlaczego tego nie zrobił?

Dobrze, że tego nie zrobił. Dzięki temu nikt w przyszłości nie będzie mógł mieć pretensji, że nie wszystko zostało sprawdzone i zrobione zgodnie z prawem. Teraz czekamy na orzeczenie lekarzy dotyczące uzdrowienia przez Papieża zakonnicy chorej na chorobę Parkinsona. Jednak, przecież pani wie, że dla wielu ludzi Ojciec Święty jest po prostu święty.

No tak, ale wielu też czeka na przypieczętowanie tej świętości. Ksiądz ma 47 lat, to może Ksiądz sobie jeszcze czekać, ale co powiedzieć mojej 84-letniej babci Irenie?

Żeby poczekała do przyszłej wiosny...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych