Komorowski zwiększa przewagę! – informowała triumfalnie Gazeta Wyborcza w ostatnim numerze przed ciszą wyborczą. Z zamówionego przez nią sondażu PBS wynikało, że marszałek Sejmu mógł liczyć na 51 procent. Dostał około 41 procent. Dziś nie tylko warto, po prostu trzeba pytać o tę różnicę.
Jaki skutek miały sondaże przeszacowujące kandydata PO? Mogły w teorii działać na jego niekorzyść – demobilizując jego leniwych, zainteresowanych letnim wypoczynkiem wyborców. Ale w pierwszej turze mogły też działać odwrotnie. Wywołując wśród zwolenników mniejszych kandydatów wolę przyłączenia się do zwycięzcy. Przypomnę, że to na łamach Wyborczej Waldemar Kuczyński i inni publicyści wzywali: rozstrzygnijmy wybory w pierwszej turze, będzie taniej. Więc rozstrzygnęli. Ale tylko na papierze. Życie okazało się boleśnie inne.
Eksperci powiązani z sondażowniami podnieśli teraz po raz kolejny lament, że ludzie nie mówią podczas badań prawdy. I być może nie ma na to rady. Ale to na łamach tej samej Wyborczej czytałem przed wyborami uczone rozprawy, że ci którzy to sugerują, tym razem kłamią. Że w tych wyborach będzie inaczej niż w poprzednich, choćby w 2005 roku. Demaskowano mit niedoszacowanego PiS. Tymczasem jeszcze telefoniczny sondaż SMG KRC dla telewizji TVN dawał Komorowskiemu przewagę 12 procent. Realna różnica wynosi niecałe 5.
W latach 30. gdy techniki sondażowe były dużo prymitywniejsze, popularny wśród biednych ludzi amerykański prezydent Franklin Delano Roosevelt zawsze przegrywał w badaniach, a potem zwyciężał przy urnach. Na przykład dlatego, że o zdanie pytano jedynie właścicieli samochodów, których identyfikowano po spisach rejestracyjnych, a ci byli zdecydowaną zamożną mniejszością. Więc z takich badań zawsze wypadał republikanin. Pewien wielki biznesmen miał tego dość. W roku 1936 przed wyborami posłał swojego urzędnika do własnej fabryki, aby dowiedział się, co myślą jego robotnicy. Wszyscy poza dwoma byli za Rooseveltem. Biznesmen nie sporządził na tej podstawie żadnego sondażu. Ale wiedział, co w trawie piszczy. Poznał inną rzeczywistość.
W roku 1993 Ryszard Legutko napisał o dziennikarzach Gazety Wyborczej, że widzą całą Polskę jako jedna wielka własną redakcję. Minęło 17 lat, a w na Czerskiej nic się nie zmieniło.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/104023-zaremba-co-jest-z-tymi-sondazami-rysuje-rafal-zawistowski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.