Zaremba (gościnnie) po I turze: Kaczyński ściga się teraz z czasem

Wybory nie są jeszcze rozstrzygnięte. Wszystko może się zdarzyć, scenariusz wręcz w zdumiewający sposób pprzypomina zdarzenia sprzed pięciu lat, kiedy Donald Tusk był wprawdzie przez chwilę pierwszy, ale to Lech Kaczyński mógł się śmiać ostatni. I w twarzach obu kandydatów wygłaszających swoje pierwsze mowy to dało się wyczytać. W teorii triumfujący Bronislaw Komorowski sprawiał wrażenie z lekka wystraszonego. Za to Jarosław Kaczynski kreowal się na lidera tych wyborów. -Poczuł krew - komentowali oglądający ze mną to pierwsze chwile "po" dziennikarze.

Koalicja "wszyscy przeciw najsilniejszemu" mogłaby skutecznie powstrzymać Bronisława Komorowskiego. Zwłaszcza gdy założyć, że jego dobrze się mający, zadowolony elektorat chętniej niż inne grupy wyborców rozjedzie się na początku lipca na wakacje. Taka koalicja miałaby zresztą nawet głębszy sens. To byłaby koalicja ludzi niezadowolonych lub mniej zadowolonych z przemian, z transformacji. Z różnych przyczyn, ale mniej zadowolonych.

Po chwili zastanowienia taki scenariusz jest już trudniejszy do wyobrażenia. Bo przecież przez ostatnie parę lat mieliśmy inną nieformalna koalicję wyborczych instynktów i odruchów: wszyscy przeciwko Kaczyńskiemu. Prezes PiS złagodził wizerunek, zgubił w ostatnich miesiącach sporo złych emocji, jakie mu towarzyszyły. Ale czy widać powody, dla których bardzo antyprawicowy elektorat Grzegorza Napieralskiego miałby w drugiej turze zagłosować na kogoś, kto kilka lat temu, w 2004 roku domagał się delegalizacji SLD?

Pięć lat temu sztabowcy Lecha Kaczyńskiego narzucili Polakom płaszczyznę podziału, która w drugiej turze pozwolila Lechowi Kaczyńskiemu, na dokładkę nie utożsamianemu z wyrazistą prawicą, sięgnąć po wyborców po prostu przestraszonych, że Platforma poodbiera im dodatki pogrzebowe, zmniejszy emerytury i podniesie ceny żywności. To słynny podział na Polskę liberalna i socjalną. Teraz podobny sygnał wysłany przed pierwszą turą w zasadzie nie został, poza sporem o chcianą czy nie prywatyzację szpitali. To może nie wystarczyć, aby lewicowi wyborcy choćby zostali w domu. Kampania była w dużej mierze o niczym, i chyba w sumie nie mogło być inaczej, zważywszy na okoliczności, w jakich ją zarządzono. Ale na wysyłanie jakiegokolwiek sygnału porządkującego sojusze przed drugą turą jest niezwykle mało czasu. Dobre skądinąd przemowienie Kaczyńskiego też takiego sygnału nie zawierało - nawet jeśli pojawiły się w nim rytualne wyrazy sympatii dla lidera SLD. A czas ucieka, oj jak ucieka!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych