Mundial jedne narody wynosi do nieba, inne spycha w czeluść depresji. Przegrani pytają: czy z nami coś jest nie tak?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Pewien dziennikarz zaangażowany opozycyjnie w latach 80. opowiadał nam, jak wstrząsające wrażenie wywarł na nim letni, ciepły wieczór 1982-go roku. To ledwie kilka miesięcy po wprowadzenia stanu wojennego, on wraca ze spotkania opozycji. Na ulicach pusto, w blokach pootwierane szeroko okna. Zewsząd dobiega głos komentatora sportowego, bo biało-czerwoni właśnie zmierzają po trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Hiszpanii. Mówi, że nigdy nie czuł się tak samotny, nigdy nie czuł tak bardzo tryumfu władzy, która dzięki talentowi Bońka i taktyce Piechniczka skutecznie oderwała Polaków od myślenia o ponurej rzeczywistości.

Zmieniły się reżimy, ale politycy na całym świecie nadal uważnie śledzą wyniki reprezentacji. Zwycięstwa polepszają nastroje, przegrane zwiększają frustrację narodów. Rządzący liczą, że sukces drużyny narodowej zleje się w społecznej świadomości z ich aktywnością, będący w opozycji – gdy nic nie idzie także na boisku – mają kolejny argument. To naprawdę działa, bo czyż epoka Gierka byłaby pamiętana w równie pastelowych barwach, gdyby nie Orły Górskiego? Dla Niemców arcyważną datą w historii jest rok 1954, gdy ledwie 9 lat po zbrodniczej, wywołanej przez siebie wojnie zostali mistrzami świata. Tak bardzo uwierzyli wówczas w siebie, że wiary tej starczyło na dekady.

Tak, gdyby przeprowadzić referendum, wiele narodów oddałoby wzrost gospodarczy w zamian za tryumf na Mundialu. Bo piłka nożna, w czasach bez wojen, ustala hierarchię narodów. Czy to przypadek, że od lat, wyjąwszy Brazylię, rządzi bogata Północ? Anglia, Francja, Niemcy, Holandia, Skandynawowie? Do tego bogaci Hiszpanie i Włosi. Reszta sukcesy odnosi epizodycznie: Grecy, Turcy, Chorwaci, Bułgarzy, także Polacy – mają swoje złote pokolenie, ale potem nadchodzi posucha. Bo nie mają systemu, nie „produkują” wielkich piłkarzy, a tylko czekają, aż niebiosa ześlą im od czasu do czasu garstkę diamentów.

Włosi wierzą, że piłka nożna oddaje charakter narodowy. Sami grają catenaccio – czyli przede wszystkim przeszkadzają przeciwnikowi, przetrzymują piłkę, i czekają na okazję. Ale robią to tak pięknie, że nawet gdy nie ma goli, jest na co popatrzeć. W Anglii wszelkie próby zmiany stylu gry kończą się klapą. Tam trzeba dawać z siebie wszystko w ramach prostej zasady, by kopać mocno do przodu, biec na skrzydło, i wrzucać wysoką piłkę na pole karne. Niemcy imponują dyscypliną taktyczną. Francuzi zaczęli wygrywać, gdy wyrosło u nich pokolenie dzieci imigrantów; dziś trójkolorowi mają w składzie przede wszystkim czarnoskórych piłkarzy. Hiszpanie grają pięknie, w ostatnich latach także skutecznie.

Gdy wielcy przegrywają, zaczynają powątpiewać w swoją szczęśliwą gwiazdę. W RPA Anglia remisuje z Algierią w beznadziejnym stylu, i to zaraz po zmianie władzy. A Anglia od czasu upadku imperium ciągle pyta siebie, co z nią jest nie tak. Hiszpania przegrywa z siermiężną Szwajcarią, choć gra pięknie jak nigdy; czy zagrożony bankructwem Zapatero nie uzna, iż to znak początku końca? Niemcy szykujące się do bolesnych cięć oddają 3 punkty Serbii; Angeli Merkel musiała przez głowę przejść myśl, że jak nie idzie, to nie idzie. A Francuzi kompromitują się porażką z Meksykiem – i Sarkozy bije się pewnie z myślami, czy tezy o końcu postpolityki nie są rzeczywiście prawdziwe.

Kto nie widzi, że futbol jest zwierciadłem świata nie tylko sportowego, ten naprawdę wiele traci.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych