Najważniejsi i najbardziej poczytni blogerzy w USA są niemal tak wpływowi jak najbardziej znani publicyści. Ale ich popularność nie była natychmiastowa, a co więcej, ma ona dość specyficzny charakter. Nie zmienia to jednak faktu, że blogi w USA są ważnym miejscem gdzie toczy się debata publiczna.
Termin blog powstał ponad 10 lat temu, w 1999 r. Od tego czasu w Internecie założono niezliczone ilości dzienników internetowych. Większość z nich po kilku wpisach została opuszczona. Niektóre przetrwały lata, a ich autorzy stali się niezwykle popularni. W ciągu tych 11 lat blogi przeszły znaczącą transformację. Dokonała się ich profesjonalizacja – i to idąca w obie strony. Z jednej strony, przedstawiciele sfery „nieprofesjonalnej” stali się znani i wpływowi – jak na przykład lewicowy bloger Atrios http://www.eschatonblog.com/ Z drugiej strony, „tradycyjni” dziennikarze i publicyści założyli – zwykle na platformach swych macierzystych gazet – swoje własne blogi. Przykładem może być laureat Nagrody Nobla Paul Krugman. http://krugman.blogs.nytimes.com/
Spowodowało to – przynajmniej w USA – że blogosfera stala się ważnym miejscem, gdzie toczy się dyskusja publiczna. Nie brakuje oczywiście mniej znaczących ludzi, piszących dla swoich politycznych nisz, ale trzeba przyznać, że blogosfera jako taka traktowana jest w wielu sytuacjach zamiennie z tradycyjną prasą.
Widać to szczególnie na przykładzie tego, jak blogi w USA wpływają na ogólną dyskusję w mediach. Przez ich profesjonalizację, a także fakt, że blogerami jest wielu dobrych reporterów, normalna jest sytuacja, w której to konwersacja medialna ma ton nadany przez informacje pochodzące z blogosfery. Klasycznym przykładem tego procesu jest tzw. Memogate. W czasie kampanii wyborczej Dan Rather, anchor telewizji CBS i jeden z najsłynniejszych dziennikarzy USA, w programie 60 Minutes przedstawił dokumenty świadczące krytycznie o przebiegu służby prezydenta Busha w Gwardii Narodowej Teksasu. Dokumenty okazały się fałszywe, a odkrycia tego dokonało kilku konserwatywnych blogerów. Zniszczyło to karierę Rathera.
Jednak polityczna blogosfera w USA ma też swoje ciemne strony. Jej ogromna polaryzacja powoduje, że nierzadko bardzo trudno odnaleźć w kakofonii partyjnych głosów szczyptę rozsądku. Wojny, które toczą ze sobą blogerzy bardzo przypominają partyjne starcia rzeczników prasowych i sztabów. W tej sytuacji nie zawsze informacja prezentowane przez blogerów okazują się wiarygodne. Na szczęście natura blogosfery powoduje, że tego typu informacje są szybko wychwytywane przez stronę przeciwną. Ale jasność partyjnych sympatii powoduje też, że blogosfera jest miejscem, w którym wszystkich przynajmniej stać na uczciwe powiedzenie sobie, po której stronie stoją. Blogosfera przyczyniła się również do tego, że nie ma już mowy o tradycyjnym newsowym cyklu 24 godzinnym, regulowanym przez wieczorne wiadomości i poranne wydania gazet. Teraz dyskusja „netcycle” w przeciwieństwie do „newscycle” toczy się cały czas, bez ustanku. I to blogerzy nadają tempo.
Na szczęście dzięki agregatorom takim jak http://www.memeorandum.com/ i czytnikom RSS - łatwo przekonać się co jest „gorącym” tematem po obu stronach barykady. Powoduje to jednak, że śledzenie blogosfery jest dość czasochłonnym zajęciem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/103932-blogi-i-nowy-cykl-zycia-mediow