Tea Parties – trzecia siła polityczna w USA?

15 kwietnia 2009 r. odbył się pierwszy duży protest pod znakiem Tea Parties. W swej nazwie, Tea Parties odnoszą się do tzw. bostońskiego picia herbaty w 1773 r. – jednego z wydarzeń, które zapoczątkowało rewolucję przeciw Brytyjczykom. Czy jednak współczesne protesty herbaciane spowodują rewolucję w systemie partyjnym USA?

15 kwietnia każdego roku to ostatni dzień, w którym mieszkańcy USA mogą składać swoje rozliczenia podatkowe. A bostońskie picie herbaty było reakcją na politykę podatkową brytyjskiej metropolii. Dlatego też trudno się dziwić, że Tea Parties stanowią przede wszystkim reakcję na posunięcia gospodarcze administracji Obamy, a w szczególności na przyjęty w lutym 2009 r. przez Kongres pakiet stymulacyjny.

Zdaniem protestujących, Obama nadmiernie reguluje gospodarkę, chce wprowadzić w USA komunizm/socjalizm a opozycja wobec pomysłów jego administracji to patriotyczny obowiązek. Tea Parties są jednak skierowane nie tylko przeciw Obamie. Protesty herbaciane to także wyraz niechęci do elit jako takich – elit medialnych, finansowych, waszyngtońskich, partyjnych – które zawiodły w czasie kryzysu finansowego w 2008 r.

Dlatego też ruch herbaciany jest zbudowany poza strukturą Partii Republikańskiej, w której w ostatnich latach libertariańskie poglądy znalazły się na marginesie. Ruch ten powstał bez jednej, centralnej struktury, to raczej luźna koalicja lokalnych ugrupowań, zbudowana pod tym samym herbacianym hasłem przez ludzi o zbliżonych poglądach. Dzięki Internetowi, koordynacja działań politycznych na olbrzymią skalę była możliwa bez centralnego zarządzania. W kwietniu 2009 r. protesty zgromadziły około 330,000 tys. ludzi (http://www.fivethirtyeight.com/2009/04/tea-party-nonpartisan-attendance.html ) we wszystkich najważniejszych miastach USA. Wysoka frekwencja powtarzała się podczas kolejnych ogólnokrajowych protestów, organizowanych m.in. przeciwko reformie systemu zdrowotnego Obamy. W lutym 2010 r. w Nashville odbyła się pierwsza krajowa konwencja ruchu herbacianego, a jej głównym mówcą była Sara Palin.

Entuzjazm, który wykazują członkowie tego politycznego ruchu jest kluczowy dla jego przyszłości. Okazuje się, że gdy Partia Republikańska i lokalne grupy Tea Parties współpracują– jak to było w Massachusetts, gdzie Scott Brown w wyborach do Senatu pokonał kandydatkę Demokratów i zajął miejsce Teda Kennedyego – rezultaty są znakomite http://www.csmonitor.com/Commentary/Opinion/2010/0119/Scott-Brown-the-tea-party-s-first-electoral-victory. Gorzej, gdy współpraca tych dwóch stron układa się źle albo wcale. Wtedy konserwatywny elektorat jest podzielony między dwie osoby, co kończy się polityczną porażką. http://blogs.villagevoice.com/runninscared/archives/2009/11/tea_party_over.php

Jeśli ten trend się utrzyma, to istnieje spore ryzyko, że ogromna energia członków ruchu herbacianego nie przyniesie dużych sukcesów wyborczych. Partia Republikańska – a raczej jej waszyngtońskie elity – musi zawrzeć sojusz z aktywistami, którzy mogą ułatwić przejęcie kontroli nad Kongresem w 2010 r. Byłoby ironiczne, gdyby ich energia doprowadziła do trwałego rozbicia prawej strony sceny politycznej w USA. Zapewni to tylko obustronną marginalizację tych dwóch obozów, a nie polityczny sukces. Co jest całkiem jasne, w takiej sytuacji jedynymi zwycięzcami będą Demokraci.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych