19-letni Artem Averba i 24-letni Maksym Leha byli w grupie sabotażystów złożonej z Rosjan, Białorusinów i Ukraińców mieszkających i działających na terenie Polski. To właśnie z zeznań Lehy wyłania się prawdziwy obraz wulgarnego hasła wymierzonego w rząd Prawa i Sprawiedliwości. Czy operacja „graffiti i zapłata” przyczyniła się do utraty przez PiS władzy po wyborach w październiku 2023 r.? Rosyjski ślad w „ośmiu gwiazdkach” opisywał niedawno TVN w reportażu z serii „Czarno na Białym”, a dziś, na łamach „Gazety Polskiej”, szerzej przyjrzał się prof. Sławomir Cenckiewicz, przewodniczący pierwszej komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów, którą Koalicja 13 Grudnia odwołała w zasadzie na początku bieżącej kadencji Sejmu, aby później zastąpić ją neokomisją Tuska i Stróżyka, dla której raporty opracowywały takie postacie, jak Tomasz Piątek czy Klementyna Suchanow. Ale Maksym Leha i Artem Averba przewijali się w doniesieniach na temat rosyjskich sabotażystów w Polsce już wcześniej, chociażby w 2024 r., kiedy ich działalność szczegółowo opisał serwis FrontStory.
W ubiegłym tygodniu stacja TVN24 zaprezentowała widzom materiał „Rabota w Polsze”, a ustalenia w nim zawarte podchwyciła opozycja - jeszcze do niedawna oskarżana przez środowiska tworzące obecny rząd o „rusofobię”, „drażnienie/prowokowanie Putina”, „antyrosyjską obsesję” czy dążenie do „wojny z Rosją”, ale od pewnego czasu - o coś wręcz przeciwnego, tj. w najlepszym razie nieświadome działanie na rzecz reżimu Putina. Prawo i Sprawiedliwość wskazywało, że za „ośmioma gwiazdkami” i hasłem „j… PiS”, (a jeśli nie za samym tym hasłem, to za jego gorliwym rozpowszechnianiem) mogły stać rosyjskie służby i są to ustalenia stacji TVN. „Spółka o znaczeniu strategicznym” obwieściła więc, że „PiS kłamie”, bo reportaż nie był wcale o tym. Jakoś przecież trzeba było wytłumaczyć widzom „mądrość etapu”, która jeszcze całkiem niedawno wyglądała zupełnie inaczej.
Przed „ośmioma gwiazdkami” był „wzorzec z Kremla”
I tu ciekawostka: „na Gwiazdkę” widzowie dostali bowiem od TVN24 reportaż sugerujący, że gdyby nie zmiana władzy po wyborach w październiku 2023 r. partia Jarosława Kaczyńskiego zbudowałaby nam w Polsce „drugą Rosję”. Chodzi materiał „Wzorzec z Kremla”, wyemitowany 23 grudnia 2024 r. w „Czarno na Białym”, później, od stycznia 2025 r., dostępny także w serwisie YouTube, gdzie manipulacyjne, skrojone pod tezę zbitki: „Kaczyński-Putin”, „Tusk-Nawalny”, „Brejza-Kasjanow”, „abp Marek Jędraszewski/o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR - patriarcha Cyryl”, „ustawa ‘lex-TVN’ (która nigdy nawet nie weszła w życie!) - przejęcie przez reżim Putina, niemal natychmiast po dojściu do władzy, niezależnej rosyjskiej telewizji NTV”, „TVP z czasów PiS/Michał Adamczyk/Danuta Holecka-Rossija 1/Władimir Sołowjow” (gdybyśmy kierowali się tymi samymi pobudkami, co TVN, polecilibyśmy Czytelnikom wyszukać w Googlę historię przejęcia NTV przez Putina, zanim zdążył jeszcze urządzić sobie gabinet na Kremlu, a zobaczymy, że niewiele tu podobieństw do „lex-TVN”, za to sporo do innego wydarzenia, z grudnia 2023 r., czyli bynajmniej już nie z czasów rządów PiS, ale z czasów rządów obecnej władzy). Co więcej, żeby nie iść na łatwiznę i uwiarygodnić toporne, propagandowe zbitki, TVN24 nie zasięgnął opinii Tomasza Piątka czy Klementyny Suchanow, ale przedstawił rozmowy z osobami, które o Rosji i Putinie oraz działaniach tego zbrodniczego reżimu wiedzą naprawdę dużo, czyli Krystyną Kurczab-Redlich i Wacławem Radziwinowiczem. A tę swoją ogromną wiedzę autorka najobszerniejszej biografii rosyjskiego zbrodniarza wojennego i wieloletni korespondent „Gazety Wyborczej” w Rosji również naginają pod tezę przyjętą przez TVN.
Kiedy więc w lutym wyszły takie „kwiatki” na temat, skądinąd niesamowicie „elokwentnego” ulubionego hasła wszelkich „Troskliwych Misiów” tak przecież brzydzących się nienawiścią i podziałami w społeczeństwie, które spowodował „zły PiS”, jakoś trzeba było to odkręcić i wyjaśnić, że to wcale nie było tak, PiS kłamie i w ogóle sam wpisuje się w działania Rosjan (to autentyczna konkluzja jednego z tekstów TVN, o czym za chwilę).
„J…ć PiS” i „podstawiony przez Amerykanów Duda”
Nieco szerzej sprawie przyjrzał się Sławomir Cenckiewicz na łamach „Gazety Polskiej”.
Czytając tysiące stron akt śledczych ABW i prokuratury o rozbitej w 2023 roku siatce GRU, zastanawiałem się na jakiej podstawie dziennikarz TVN24 i Autor reportażu „Rabota w Polsze” (emisja 24 lutego 2025 roku) Piotr Świerczek mógł stwierdzić, że akcja malowania haseł „j…ć PiS” była realizowana jedynie na początku działalności zwerbowanych osób, gdyż „szkalowanie ówczesnej władzy to mógł być test na to, jak daleko będą gotowi się posunąć” i „rodzaj próby przed poważniejszymi zadaniami”. Nie potwierdzają tego tak jednoznacznie zgromadzone materiały, z których wynika, że akcja napisowa „stop Duda” i „j…ć PiS” była przez GRU przemyślana i prowadzona w różnych okresach czasu z różnym natężeniem (przykładowo 31 stycznia 2023 roku „Andriej”, operator i nadzorca przekazał do Maksyma Lehy informacje, żeby „nie robić więcej graffiti, bo za dużo” ale już za kilka dni akcja znów jest kontynuowana na Dworcu Zachodnim w Warszawie, gdzie pojawiły się napisy „JBĆ PiS” wykonane przez ludzi GRU
— czytamy w dzisiejszej publikacji, gdzie były przewodniczący komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich zastąpionej później przez ekipę Tuska neokomisją Stróżyka dzieli się ustaleniami po zapoznaniu się z ponad 100 tomami akt prokuratorskich.
Czym zajmowała się siatka dywersantów rozbita w 2023 r. (Maksym Leha został 27 września 2024 r. przez lubelski Sąd Okręgowy na 6 lat pozbawienia wolności za szpiegostwo na rzecz Rosji i był to, nawiasem mówiąc, najsurowszy wyrok spośród oskarżonej razem z nim grupy 16 osób, złożonej z Ukraińców, Białorusinów i Rosjan)? Były to nie tylko „zadania stricte wywiadowcze”, ale również dywersyjne - a ich celem było wprowadzenie w Polsce politycznego chaosu. Jak czytamy w publikacji Cenckiewicza, działania te były wymierzone w Prawo i Sprawiedliwość i prezydenta Andrzeja Dudę.
Dla Rosjan i ich tajnych służb rządzącą polską Zjednoczona Prawica była antyrosyjska, proamerykańska i proukraińska. (…) W dokumentacji zabezpieczonej przez ABW możemy przeczytać że GRU nakazała swoim agentom propagować opowieść o „proamerykańskim rządzie Dudy”, „sługusie Ameryki”, „podstawionym przez Amerykanów Dudzie” i „proamerykańskim reżimie w Polsce”, który „popiera mordowanie ludności cywilnej w Donbasie przez nazistów Zełenskiego” i „zupełnie zapomniał o interesach obywateli Polski”. W tej propagandowej błazenadzie rosyjskiej opowieść o rządzie, który podwyższa podatki, wprowadza wyższe składki na ubezpieczenia społeczne, a nawet wysokie opłaty za posiadanie psów, gdyż zgodnie z amerykańskimi wytycznymi Polska bierze udział w wojnie Ukrainy przeciwko Rosji i poszukuje na to pieniędzy, szła w parze z wulgarną propagandą przeciwko PiS
— pisze były szef tej prawdziwej komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich na polską politykę.
6 euro za jeden napis
Treść wymienianych przez tych ludzi wiadomości przechwyciła ABW. Cenckiewicz publikuje też fragment zeznań Maksyma Lehy w prokuraturze.
Maksym Leha: Szukałem pracy w Internecie, miałem dużo grup w Telegramie, „sprzedawanie samochodów” i „praca”. Zauważyłem że było napisane „graffiti i zapłata”, napisałem, co to ma być czy mnie nie oszuka. Namalowałem wtedy 20 do 30 graffiti, rozliczył mnie „Andrzej”. Mówił, że to chodzi o to, żeby wywołać u ludzi, rezonans oddźwięk.
Pytany przez prokuratora prowadzącego śledztwo, o jakie napisy lub rysunki chodziło, młody obywatel Ukrainy stwierdził, że były to napisy „je..ć PiS”, „stop Duda”. Z jego zeznań wynika również, że przykłady tej „raboty w Polsze” krążyły na grupach „Czarny Kraków” lub „Nasz Kraków”, w mediach społecznościowych, takich jak Facebook czy Telegram
Dokładnie nie pamiętam, na której z nich, ale nazwa grupy była napisana po rosyjsku bukwami. Było napisane po rosyjsku mniej więcej tak: ‘Zrób graffiti z napisami j…ć PiS’ albo ‘stop Duda’ i otrzymaj 6 EUR za jeden napis”
— zeznał.
Chętni musieli zarejestrować portfel kryptowalutowy, a wykonanie zlecenia udokumentować poprzez nadesłanie zdjęcia namalowanego graffiti. Przesłanie takiego dowodu „oficerowi prowadzącemu” było warunkiem otrzymania wynagrodzenia.
Cenckiewicz swój tekst rozpoczyna od stwierdzenia, że Rosja na wielu płaszczyznach prowadzi wojnę z Polską i próbuje osłabić nasz kraj, a dla kontrwywiadu, ABW, Prokuratury Krajowej czy politycznych nadzorców służb było to oczywiste już w 2023 r. Reżim Putina próbował pokonać nasz kraj, „siejąc chaos, potęgując wewnętrzny konflikt, osłabiając ją na arenie międzynarodowej, wzmagając konflikty polsko-ukraińskie, inicjując kwestię imigrancką i spory wokół obrony granicy z Białorusią, penetrując jej służby i armię, rozpoznając jej zasoby infrastrukturalne, budując rozgłos wokół skali pomocy udzielanej Ukrainie”. Jak podkreśla historyk, Kremlowi zależało na podważeniu autorytetu i społecznej legitymacji rządu PiS, dlatego Moskwa „postanowiła wesprzeć falę liberalno-lewicowego buntu”. 16-osobowa siatka dywersantów rozbita na początku 2023 r., skazana w 2024 r. wpisywała się w ten właśnie scenariusz.
Wstrząsający tekst, w którym prof. Sławomir Cenckiewicz omawia zgromadzone przez polski kontrwywiad dowody na ingerencję rosyjskich służb w polskie wybory w 2023 roku. „Hasło ‘j…ć PiS’ stało się w przeszłości niejako wspólnym projektem Koalicji Obywatelskiej i GRU. I tak jest do dziś”
— pisze użytkownik John Bingham.
„Będę robił karierę jak Putin”
Więcej o samej siatce, m.in. o Lesze czy Averbie można było przeczytać już w 2024 r. w śledztwie FrontStory. Część dokumentów, dotyczących innego członka grupy, Rosjanina, hokeisty Zagłębia Sosnowiec, 21-letniego Maksima S., ujawnił Piotr Nisztor, dziennikarz śledczy. W wymianie wiadomości z osobą opisaną w komunikatorze jako „Dania Brat” młody sportowiec nie krył radości i dumy, że będzie „robił karierę jak Putin” i w zasadzie już zapraszał swojego rozmówcę na Kreml. Maksim S. musi więc bardzo mało wiedzieć o swoim największym autorytecie i idolu, dla którego w dodatku miał „zaszczyt” pracować, skoro sądził, że satrapa, dopóki żyje, dopuści kogokolwiek do władzy.
Skazany za szpiegostwo na rzecz 🇷🇺 Maksym S., 🇷🇺 hokeista Zagłębia Sosnowiec w zabezpieczonej przez ABW korespondencji nie krył dumy, że pracuje dla 🇷🇺 służb. „Jakbym był w bajce (…) i będę robił karierę jak Putin. Do zostania prezydentem”.
Tak o skazaniu członków siatki dywersantów pisał Jarosław Jakimczyk, dziennikarz śledczy:
24-letni obywatel Ukrainy Maksym Leha skazany dzisiaj przez Sąd Okręgowy w Lublinie na karę 6 lat więzienia za #szpiegostwo dla Rosji to najsurowiej ukarany spośród grupy 16 oskarżonych o współpracę z #FSB, która składała się z 12 Ukraińców, 3 Białorusinów i Rosjanina. Bezrobotny mechanik samochodowy o wykształceniu średnim technicznym, pochodzący z Połtawy, miał - jak wynika z ustaleń ABW - uczestniczyć w działalności agenturalnej na rzecz rosyjskiego wywiadu w Białej Podlaskiej, Chełmie, Medyce, Przemyślu, Rzeszowie i Warszawie. Jego działania miały obejmować m.in. prowadzenie obserwacji miedzynarodowego portu lotniczego Jasionka i dworca kolejowego w Rzeszowie, a także instalację urządzeń rejestrujących obraz na liniach kolejowych wykorzystywanych do transportu pomocy wojskowej i humanitarnej dla walczącej Ukrainy. Zatrzymany posiadał środki odurzające. Razem z nim za szpiegostwo dla Rosji skazany też został 30-letni Białorusin Uladzislau Pasmitsiukha (na zdjęciu z prawej) z Mińska, z zawodu nauczyciel języka francuskiego, który usłyszał wyrok 2 lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności. W ocenie sądu obaj skazani działali dla osiągnięcia korzyści materialnej. Dlatego oprócz kar więzienia orzeczono także przepadek na rzecz Skarbu Państwa kwot zgromadzonych z tytułu honorarium za wykonanie zadań zleconych szpiegom przez rosyjskiego oficera prowadzącego via Telegram, odpowiednio 20,5 tys. i 8,2 tys. zł
Jak nieletni agent „Barbados” szastał gotówką
Zniszczone pomniki i cmentarze, zdewastowane auta, podpalenia, plany zamachów. Sieć rosyjskich sabotażystów działa w całej Europie Środkowej i krajach bałtyckich
— czytamy w śledztwie portalu FrontStory, tego samego, który szeroko opisał działalność Pawła Rubcowa vel Pablo Gonzaleza.
Z tekstu dowiadujemy się, że Maksym Leha do Warszawy trafił na chwilę przed rozpoczęciem pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę - w lutym 2022 r., w czasie, gdy o nadchodzącej wojnie „mówią wszyscy, ale w Ukrainie wciąż panuje spokój”. Sposób, w jaki został zrekrutowany, pokrywa się z tym, co znajdujemy w aktach śledztwa. Młody bezrobotny mechanik z Ukrainy szybko staje się jednym z ważniejszych członków grupy.
Rok później dziewczyna Maksyma zezna w prokuraturze, że narzeczony często przynosił do domu kamery i karty SIM (była pewna, że to na handel). Od czasu do czasu wyjeżdżał też poza Warszawę, podobno w ramach wolontariatu
— piszą autorzy.
Żaden z członków grupy, jak czytamy dalej, nie miał wcześniej zatargów z prawem ani antyukraińskich poglądów. Jeden z nich, 44-letni Jarosław Bogusławiec, wcześniej walczył w Donbasie po stronie Ukrainy.
Jarosław, który przecież zawsze był przeciw Rosji, dostaje kontakt do werbownika od Romana Zabolotnego, przyjaciela z Ukrainy. Pisze do Andrieja na Telegramie: nie ma nic przeciwko zarobieniu dodatkowych paru groszy (pracuje w jednym z krakowskich magazynów). Wkrótce dostaje zadanie: ma namalować siedem antywojennych graffiti, między innymi „Stop war” i „NATO go home”. Stawka: 50 dolarów. Andriej płaci w bitcoinach, przelewa pieniądze przy pomocy Maksyma
— opisuje FrontStory.
Andriej w grupie ma wysoki status: rozdaje zadania, przedstawia sobie członków siatki, wypłaca gotówkę. Uważają go za dowódcę i głównego werbownika. W pewnym momencie poznaje Maksyma z 19-letnim Artemem Averbą. Od tej pory są nierozłączni: wspólnie wykonują zadania i rekrutują innych, zwykle przyjaciół lub znajomych. Czasem nowych sabotażystów szukają na Telegramie, na grupach z ogłoszeniami o pracy. Proponują szybkie i duże pieniądze
— czytamy w śledztwie z 11 lipca 2024 r.
W siatce dywersantów działała więc bardzo różnorodna grupa ludzi, których łączyło jedno - potrzeba pieniędzy. Nierzadko mogli też nie wiedzieć, jaką działalność będą wykonywać i komu służyć, jak nastoletni Artur Melnik, zwerbowany przez czat randkowy na Telegramie przez mężczyznę o pseudonimie „Barbados” (Rostysława Koniuchenkę, również ukraińskiego nastolatka): roznoszenie ulotek, graffiti, praca kuriera. Melnik i Koniuchenka w końcu się zaprzyjaźnili, a „Barbados” był przyjacielem bardzo hojnym.
Płacił za wszystko. Było oczywiste, że ma pieniądze. Mieszkał w nowoczesnym wieżowcu i wynajmował mieszkanie. Gdy właściciel zrozumiał, że [Rostysław] nie ma 18 lat, wtedy przeniósł się do domu dla uchodźców”. W czerwcu 2022 r. policja zabiera Rostysława do ośrodka dla nieletnich. Pracownik ośrodka zapamiętał: „Był w klubie sportowym późno w nocy, przywiozła go do nas policja. Mówił, że jest zaangażowany w kryptowaluty i że dostaje pieniądze z Ukrainy. Pokazywał gotówkę. Butny, arogancki, wulgarny”
— czytamy.
Dywersanci „wpadli” w 2023 r. w Rzeszowie, podczas próby zainstalowania kamery wzdłuż przejścia kolejowego.
TVN24: PiS kłamie! Scheuring-Wielgus i Gasiuk-Pihowicz potwierdzą!
Po tym, jak na rocznicę pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę TVN24 wyemitował reportaż, z którego wynikało m.in., że ruskie służby mogły płacić za rozpowszechnianie (np. malowanie na murach) hasła „j…ć PiS”, a największa partia opozycyjna podchwyciła sprawę, sugerując, że to hasło mogło narodzić się właśnie w Rosji, nasza „spółka o znaczeniu strategicznym” zbulwersowała się i opublikowała na portalu „Faktów” tekst: „PiS kłamie. Ze śledztwa TVN24 nie wynika, że osiem gwiazdek było rozpowszechniane przez rosyjskie służby”.
Eurodeputowana Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus pamięta, że hasło ośmiu gwiazdek zaistniało podczas Strajku Kobiet w 2020 roku, kiedy bardzo dosadnie i często wulgarnie protestowano przeciwko zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji i przeciwko władzy prawicy. Uliczne protesty poparli przedstawiciele ówczesnej opozycji. - My nie potrzebujemy agentów rosyjskich do wymyślania haseł na protesty - podkreśla Joanna Scheuring-Wielgus. - PiS chciałby widzieć ten ruch jako ruch inspirowany przez agenturę rosyjską, ale prawda jest taka, że był to ruch gniewu wobec pisowskiego państwa - komentuje Kamila Gasiuk-Pihowicz, eurodeputowana Koalicji Obywatelskiej
— pisze TVN24.
Jak czytamy dalej, reportaż wcale nie był o żadnych tam „ośmiu gwiazdkach”, tylko podpaleniach i podobnie niebezpiecznych akcjach. Napisy bowiem były „tylko wstępem”. „Spółka o znaczeniu strategicznym” odnotowuje, że rozbicie grupy dywersantów było „pierwszym sukcesem polskich służb”, lecz nie wskazała, za jakich rządów, za to zacytowała Jacka Dobrzyńskiego, z obecnego MSWiA, który uraczył był czytelników „epokowym odkryciem”:
Rosja chce zamieszać w umysłach Polaków, żeby te emocje były sięgające zenitu.
— ależ tak, oczywiście! Ależ dokładnie o tym samym mówiły służby za rządów PiS.
Manipulując reportażem, który w części dotyczył manipulacji, politycy PiS sami wpisali się w rosyjski plan
— przekonuje TVN24.
Nadal nie wspomniano jedynie o jednym z autorytetów tej stacji - Władysławie Frasyniuku, który już podczas zakłócania miesięcznicy smoleńskiej w 2017 r. paradował z plakietką „j…ć PiS” na piersi. Nie było to jednak dobrze znane nam obecnie hasło, ponieważ zapisane zostało cyrylicą. Być może fakt funkcjonowania tego rodzaju „gadżetów” w Polsce, za I kadencji rządów PiS, powinien być zbadany przez służby? I nie chodzi nawet o samego Frasyniuka, nawet gdy przypomnimy sobie jego wypowiedzi o polskich żołnierzach na początku wojny hybrydowej Łukaszenki przeciwko Polsce. Chodzi o to, że właśnie wtedy, w 2017 r. (niemal rok wcześniej w Warszawie odbywał się szczyt NATO, relacje naszego kraju ze Stanami Zjednoczonymi pogłębiały się) hasło „j…ć PiS” po raz pierwszy w ogóle zaistniało w polskiej przestrzeni publicznej.
Wbrew temu, co dziś premier Donald Tusk i jego ekipa oraz „zaplecze medialne” m.in. w bezprawnie przejętych mediach publicznych, z uporem godnym lepszej sprawy tłuką do głów swoim zwolennikom i widzom: „PiS to Rosja”, „PiS służy Putinowi” etc., warto zwrócić uwagę, że kagiebista udający prezydenta z przerwami na udawanie premiera również miałby wiele powodów, żeby „j…ć PiS”. Była to chociażby ogromna pomoc dla walczącej Ukrainy, m.in. przekazana jej broń. Gdyby więc rzekomo prorosyjski rząd chciał wyprzeć z sąsiedniego kraju swego rzekomego „przyjaciela” i „mocodawcę”, albo byłby wyjątkowo głupi, albo uprawiałby jakieś wybitnie zaawansowane wielopoziomowe szachy, których celu sam nie byłby w stanie pojąć. I choć można było sądzić, że generał Pytel na okładce „Wyborczej” w 2023 r. nieco przestrzelił, to wystarczy to stwierdzenie nieco skorygować: Rosja nie tylko „już tu jest”, ale była „tu” już od dawna, ale to operatorom tuskowych propagandowych cepów nie bardzo pasowało do tezy.
CZYTAJ TAKŻE: Osiem gwiazdek przyszło z Rosji. Na co jeszcze wpływał Kreml? Przerażająco wiele zbieżności z działaniami koalicji Tuska
CZYTAJ RÓWNIEŻ: PiS pyta o rosyjski wpływ na wybory: Ci, co powielali to hasło, działali ręka w rękę z tymi ludźmi, którym Władimir Putin za to płacił
jj/FrontStory, X, GP, TVN24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/722967-tak-kreml-obalal-rzad-pis-kulisy-ruskich-gwiazdek