Marcin Przydacz, poseł Prawa i Sprawiedliwości, był jednym z gości „Śniadania w Trójce” na antenie programu 3. Polskiego Radia (w likwidacji). W pewnym momencie, nie mogąc swobodnie się wypowiedzieć, nazwał prowadzącą - Renatę Grochal - „funkcjonariuszką polityczną”. Dziennikarka, związana w przeszłości z „Gazetą Wyborczą”, a w ostatnich latach z „Newsweekiem”, po zmianie władzy jedna z największych „gwiazd” mediów publicznych w likwidacji, poczuła się dotknięta i zażądała od polityka opozycji przeprosin. Zasugerowała, że jeśli nie przeprosi, może opuścić studio. Poseł Przydacz rzeczywiście chwilę później wyszedł.
Media publiczne w likwidacji jakie są, każdy widzi. Dość powiedzieć, że całe ich „odpolitycznienie” sprowadziło się najpierw do wysłania do siedziby TVP „karków”, siłowego usunięcia dotychczasowego zarządu i uniemożliwienia pracy zatrudnionym tam dziennikarzom i pracownikom, a następnie - stopniowe zastępowanie niemal wszystkich, którzy pracowali w TVP, Polskim Radiu czy PAP za rządów PiS (ale niekoniecznie zostali zatrudnieni w latach 2015-2023, bo dotyczyło także osób związanych z mediami publicznymi już wcześniej) tymi, którzy zostali zwolnieni za czasów prezesury Jacka Kurskiego, sami zrezygnowali w tamtym okresie ze współpracy i znaleźli zatrudnienie w mediach lewicowo-liberalnych, lub po prostu wcześniej pracowali w TVN, „Gazecie Wyborczej” czy „Newsweeku”.
Renata Grochal, w przeszłości związana z „Gazetą Wyborczą”, w ostatnim czasie z „Newsweekiem”, stała się po zmianie władzy jedną z głównych „gwiazd” mediów publicznych. Oprócz kilku autorskich programów w TVP i audycji w radiowej Trójce, zastąpiła m.in. w roli prowadzącej „Śniadania w Trójce” Beatę Michniewicz, która była związana z publiczną rozgłośnią przez wiele lat, niezależnie od tego, kto sprawował w Polsce władzę. Wymiana prawdziwie niezależnej dziennikarki, umiejącej rozmawiać kulturalnie, w sposób wyważony, z politykami różnych opcji, na wyraźnie zorientowaną politycznie i zadającą pytania z tezą, przyniosła także zmianę standardów.
Renata Grochal i pytania z tezą plus „antyputinowski” Halicki
Ta zmiana standardów najwyraźniej nie trafiła w gusta posła PiS Marcina Przydacza. Były wiceszef MSZ, w przeszłości także szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, wraz z doradcą prezydenta RP Stanisławem Żarynem znalazł się w mniejszości, wokół mając polityków Koalicji 13 Grudnia (europosła KO Andrzeja Halickiego, senatora Polski 2050 Jacka Trelę i radną m.st. Warszawy Agatę Diduszko-Zyglewską z Lewicy) i działacza Konfederacji Wojciecha Machulskiego, a do tego jeszcze - prowadzącą, która wielokrotnie zadawała pytania z tezą, przerywała wypowiedzi polityka PiS (próbując np. „wydusić” z Przydacza, czy „potępia ucieczkę Marcina Romanowskiego”).
Padło wiele mocnych stwierdzeń. Przydacz zgodził się z prowadzącą, że sytuacja jest „bezprecedensowa”.
Rzeczywiście bezprecedensowa, bo chyba od czasów Jaruzelskiego nikt nie uciekał z Polski i nie dostawał azylu politycznego. W takim miejscu się dzisiaj Polska znalazła
— powiedział polityk opozycji, wzbudzając nerwowy śmiech europosła Andrzeja Halickiego.
Renata Grochal wskazała, że poseł Romanowski „salwuje się ucieczką do największego sojusznika Władimira Putina, Viktora Orbana”, na co Marcin Przydacz odpowiedział pytaniem:
A z kim się Donald Tusk spotkał ostatnio?
— nawiązał w ten sposób do listopadowej trzygodzinnej rozmowy Tuska w górskiej chatce z premierem Słowacji Robertem Fico. Ten sam szef rządu Słowacji dokładnie miesiąc później przyjechał do Moskwy, gdzie rozmawiał z Putinem. Sam Tusk nie chwalił się spotkaniem z Fico, zdjęcia i wpisy na ten temat zamieszczono na profilach słowackiego polityka w mediach społecznościowych.
Tego tematu redaktor Grochal jednak nie pociągnęła, za to oddała głos Andrzejowi Halickiemu - politykowi PO, który w przeddzień Katastrofy Smoleńskiej opowiadał o planach napisania z Rosjanami wspólnego podręcznika do historii.
Najbardziej żenujące, można wprost nazwać to zdradą. W momencie, kiedy bezpieczeństwo mamy wspólne i o to bezpieczeństwo warto naprawdę wspólnie walczyć, by je podwyższać, pan Romanowski oskarża Polskę z tymi, którzy atakują Europę razem, mówiąc, że trzeba tę Europę zniszczyć, i że będzie jeszcze inaczej, mając nadzieję, że uniknie kary w ten sposób
— stwierdził europoseł.
Co do Andrzeja Halickiego, warto przypomnieć, że kiedy prezes PiS Jarosław Kaczyński w maju 2010 opublikował odezwę do Rosjan (Koalicja 13 Grudnia i sympatyzujący z nią antyputinowcy neofici, którzy w tamtym czasie postrzegali Putina jako normalnego przywódcę i cieszyli się, że Donald Tusk, Radosław Sikorski czy Bronisław Komorowski dobrze dogadują się z władzami Rosji, lubią dziś używać tego nagrania jako rzekomego dowodu na „prorosyjskość PiS”, z pominięciem całego kontekstu), Halicki w ostrych słowach krytykował lidera PiS.
Mam wrażenie wielkiego fałszu i nieszczerego przekazu. Tak naprawdę to przekaz wyborczy skierowany do Polaków
— mówił wtedy Halicki w Poranku Radia TOK FM, dodając, że za rządów Jarosława Kaczyńskiego nie dochodziło do żadnych spotkań polsko-rosyjskich na szczeblu rządowym. Nawiązał także do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w związku z wizytą Putina w Polsce na obchodach 65. rocznicy wybuchu II wojny światowej
Wtedy Jarosław Kaczyński pytał, po co on tu przyjeżdża, że reprezentuje nacjonalizm rosyjski i jego obecność w Polsce to skandal. Jeśli dziś mówi o przyjaciołach, to brzmi to nieszczerze. Chyba że zmienił o 180 stopni poglądy - to wtedy trzeba mieć satysfakcję
— stwierdził Halicki. Ten sam polityk oburza się dziś na relacje PiS z Orbanem. Tym samym Orbanem, który do niedawna był członkiem EKR i nawet załatwił Tuskowi drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Dodajmy, że PiS wielokrotnie podkreślało, iż z wypowiedziami przedstawicieli węgierskiego rządu na temat Ukrainy i Rosji fundamentalnie się nie zgadza i wreszcie - że to nie Viktor Orban budował z Putinem gazociągi Nord Stream.
CZYTAJ TAKŻE:
„Wykładów nie będzie”
Europoseł KO zachwalał także zmiany wprowadzone w mediach publicznych przez Bartłomieja Sienkiewicza, rok temu ministra kultury, obecnie jego kolegę z PE.
Gdy rozmowa zeszła na temat wyborów prezydenckich, Marcin Przydacz stwierdził:
Te wybory będą absolutnie kluczowe, bo jeśli będzie tak, jak mówił Grzegorz Schetyna, że trzeba „domknąć system”, to rzeczywiście, dzisiaj praworządność jest zagrożona. W momencie, gdy „domknie system” Platforma Obywatelska, to tej praworządności już w zupełności w Polsce nie będzie, wszystko będzie opierało się o wolę jednego człowieka - Donalda Tuska.
Grochal bardzo nerwowo stwierdziła, że za rządów PiS system także był „domknięty”.
Mieliście przez ostatnie lata prezydenta i rząd. I towarzyskie odkrycie w Trybunale Konstytucyjnym, prezydenta w SN. Mieliście system domknięty, czy nie?
— mówiła prowadząca.
Nie, dlatego, że jest kilka czynników władzy. Oprócz władzy wykonawczej…
— zaczął Przydacz.
Nie, wykładów nie będzie
— przerwała Grochal, oddając głos Andrzejowi Halickiemu.
Prowadząca wyrzuca posła opozycji ze studia
Na uwagę polityka opozycji, że dziennikarka nie daje mu odpowiedzieć na pytanie, prowadząca odparła, że poseł, zamiast na pytanie odpowiedzieć, „robi wykłady”.
Chciałem odpowiedzieć na to pytanie, a pani wypełnia swoją rolę jako funkcjonariusz polityczny…
— zaznaczył Przydacz.
Przepraszam pana bardzo, ja nie jestem funkcjonariuszem politycznym, ja nigdy nie byłam członkiem…
— odpowiedziała Grochal.
No widzi pani, przed chwilą pan Halicki powiedział, że wstawili państwa do mediów publicznych tutaj po co?
— zareagował Przydacz.
Jak to „wstawili”? Kto wstawił?
— drwił Halicki.
Sienkiewicz, no kto inny wstawia tutaj ludzi?
— odpowiedział polityk PiS.
Grochal dopytywała Przydacza, dlaczego ją „obraża”, dlaczego nazwał prowadzącą „funkcjonariuszką polityczną”.
Bo przerywa pani szósty raz z rzędu moją wypowiedź
— odparł poseł.
Dziennikarka zaznaczyła, że nigdy nie należała do żadnej partii politycznej.
Albo mnie pan przeprosi, albo pan opuści to studio
— powiedziała.
Marcin Przydacz jeszcze kilka razy sygnalizował, że prowadząca sześć razy przerwała jego wypowiedź, Grochal natomiast dalej domagała się przeprosin. Nie doczekawszy się ich, stwierdziła:
Bardzo pana przepraszam, musi pan opuścić to studio.
Proszę bardzo, do widzenia
— odparł poseł PiS i wykonał polecenie, po czym Andrzej Halicki skomentował:
Bo pan minister nie rozumie, że media publiczne to są media niezależne, nie rządowe czy partyjne.
Zapewne w imię tej „niezależności” dziennikarze tacy jak pani Grochal, związana wcześniej z lewicowo-liberalnymi mediami, zastąpili dziennikarzy nie tylko z lat 2015-2023, ale nawet takich, którzy w mediach publicznych zatrudnieni byli od wielu lat i przetrwali każdą władzę, oprócz „praworządnej” Koalicji 13 Grudnia. Renata Grochal wygłosiła następnie manifest „apolityczności” i zaczęła gorąco deklarować, że dopuszcza do głosu wszystkich przedstawicieli życia politycznego w Polsce. Może i dopuszcza, tyle że jednym pozwala odpowiedzieć na pytanie, a innym przerywa, a kiedy mają dość monologów publicystycznych redaktor Grochal, ponieważ umówili się na dyskusję w audycji politycznej, wyrzuca ze studia.
Funkcjonariuszka polityczna obraża się, że ktoś ją nazwał funkcjonariuszką polityczną. Co za czasy😅
— skomentował poseł PiS Andrzej Śliwka, który retweetował opisany powyżej fragment audycji od jednego z użytkowników portalu X.
Ciekawe, że dziennikarzy zatrudnionych w mediach publicznych za rządów PiS ówczesna opozycja mogła bez oporów wyzywać od „funkcjonariuszy”, a politycy obecnej władzy i ludzie zatrudnieni dziś w mediach publicznych w likwidacji mogą dyskredytować niezależne, konserwatywne media („hehehe, portal Karnowskich, hehehe, telewizja Karnowskich”) czy wydzierać się na reporterów, jak robił to wobec dziennikarza Telewizji wPolsce24 Rafała Jarząbka kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski.
jj/PR3, X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/717057-awantura-w-neo-trojce-grochal-wyrzucila-przydacza-ze-studia