Triumf Donalda Trumpa to dowód na coraz mniejszą rolę tradycyjnych mediów, zwłaszcza prasy i telewizji, które w Stanach Zjednoczonych związane są w miażdżącej większości z obozem lewicowo-liberalnym. Ich znaczenie jako „czwartej władzy” spada głównie z powodu przemian technologicznych. Nie tylko w USA, lecz także w większości krajów zachodnich, osoby poniżej 35. roku życia niemal w ogóle nie oglądają telewizji. Dzienniki przeżywają zapaść, ponieważ minęły już czasy, gdy jako pierwsze przebijały się do czytelników ze swoimi wiadomościami. Dziś nie mają one szans nadążyć za mediami elektronicznymi. Znaczenie tracą także tygodniki, ponieważ one również są ze swoimi opiniami mocno spóźnione. Uwaga odbiorców przenosi się do internetu, który sukcesywnie wypiera tradycyjne media. Jego siła polega nie tylko na szybkości informowania i opiniotwórczości, lecz także na tym, że daje wszystkim użytkownikom możliwość bycia zarazem odbiorcami, jak i nadawcami.
Jest to zmiana, która będzie miała głębokie skutki kulturowe, społeczne i polityczne. Do tych ostatnich należy m.in. niedawny sukces Trumpa. Swój triumf wyborczy zawdzięcza on aktywności w internecie, który wypiera tradycyjne media związane z lewicowo-liberalnym mainstreamem. W związku z tym zmieniają się centrum tworzenia narracji, władza interpretowania świata, dystrybucja prestiżu.
Kto wykorzysta szansę?
Internet otworzył zatem nowe możliwości przed tymi, którzy byli do tej pory marginalizowani w debacie publicznej przez informacyjno-opiniotwórczy monopol lewicowo-liberalnych mediów. Kto potrafił wykorzystać tę szansę? Na pewno obóz konserwatywno-republikański w Stanach Zjednoczonych. Wśród beneficjentów tej zmiany można też wskazać formację ideową, która objęła rządy w Argentynie. Nie sposób zrozumieć zwycięstwa wyborczego Javiera Milei i jego nadal utrzymującej się popularności w społeczeństwie bez docenienia roli internetu, skoro większość mediów tradycyjnych traktowała go (i nadal traktuje) jak wroga publicznego numer 1.
W tym kontekście warto zadać pytanie, czy wspomnianą szansę potrafią wykorzystać także inne podmioty spychane na margines przez dotychczasowego hegemona kulturowego. Dotyczy to np. partii prawicowych i środowisk konserwatywnych w Europie. W jeszcze większym stopniu jest to jednak wyzwanie, które stoi dziś przed Kościołem katolickim. Przez wieki pełnił on nieocenioną rolę kulturotwórczą. Jego siła misyjna polegała na tym, że potrafił on wcielać swoje przesłanie w kulturę. Nieprzypadkowo postępująca gwałtownie sekularyzacja zbiegła się w czasie z wycofywaniem się katolików z przestrzeni kultury. Czy obecna przemiana, której jesteśmy świadkami, stanie się dla Kościoła szansą, by dotrzeć do ludzi, czy raczej zwiększy dystans między nimi, pogłębiając procesy laicyzacyjne? Czy w ogóle w Kościele ktoś o tym myśli?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/715756-bez-mediow-internetowych-nie-byloby-sukcesu-trumpa