Magdalena Chodownik, była partnerka rosyjskiego szpiega Pablo Gonzaleza vel Pawła Rubcowa, zarówno przed zatrzymaniem jej wraz z Rubcowem przez ABW w 2022 r., jak i już po zatrzymaniu, pracowała jako dziennikarka i zajmowała się m.in. sprawami migracji. W grudniu 2021 r., czyli w apogeum kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, kiedy przejścia graniczne szturmowały coraz większe grupy migrantów, wzięła udział w konferencji poświęconej tym wyarzeniom i transmitowanej m.in. przez portal Onet. Przypomnijmy, że grudzień 2021 to trzy miesiące przed zatrzymaniem Rubcowa, a więc okres, kiedy Chodownik była związana z rosyjskim szpiegiem udającym hiszpańskiego dziennikarza.
Z 27 na 28 lutego 2022 r. Pablo Gonzales vel Paweł Rubcow pod zarzutem szpiegostwa został zatrzymany w Przemyślu - jednym z kluczowych miejsc Polski w pierwszych dniach pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę. Rubcowowi towarzyszyła wówczas partnerka, z którą wynajmował mieszkanie w Warszawie. Lokal został przeszukany przez służby.
Nieco ponad 3 miesiące wcześniej, 22 grudnia 2021 r., portal Onet.pl transmitował pewną rozmowę, która odbywała się w formie wideokonferencji na platformie Zoom. Na platformie X o sprawie przypomniał internauta, który jednak mylnie wskazał, że Chodownik, wraz z Kubą Kamińskim, który często współpracował z dziennikarką przy materiałach o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, byli gośćmi portalu Onet. Serwis jedynie transmitował wówczas na żywo wideokonferencję, którą prowadził dr Sebastian Rejak, p. o. Dyrektora AJC [amerykańskiej diaspory żydowskiej - przyp. red.] Central Europe
Autorzy paszkwili na polskie służby Kamińskiego i polski rząd PiS w 2021, Magdalena Chodownik i Kuba Kamiński, który pomagał jej w zdjęciach na granicy. Już wtedy rozpracowani przez agenta GRU, Rubcowa, gdzie się znaleźli? W programie Onetu, Zoom. Co za „przypadek”, prawda?
„Wielokrotnie nagradzana dziennikarka”
Dr Sebastian Rejak, p. o. Dyrektora AJC Central Europe zaprasza do rozmowy Magdalenę Chodownik (uznaną i wielokrotnie nagradzaną dziennikarkę i producentkę telewizyjną) oraz Kubę Kamińskiego (nagradzanego i wyróżnianego fotografa oraz operatora), którzy relacjonują i dokumentują razem dynamicznie rozwijającą się sytuację na wschodzie Polski
— w taki sposób Onet zapowiadał transmisję na swoim profilu w serwisie YouTube.
Przedmiotem rozmowy będą doświadczenia dziennikarzy oraz wyzwania, jakim reporterzy stawiają czoła podczas pracy w warunkach kryzysu humanitarnego uchwyconego w kadrze, rozwijającego się w obliczu rosnących napięć geopolitycznych, którego ofiarami są niewinni ludzie. Rozmowie towarzyszyć będzie prezentacja multimedialnych materiałów zgromadzonych przez Magdalenę Chodownik i Kubę Kamińskiego w czasie ich pracy. Gościem specjalnym spotkania będzie Lesław Piszewski, Przewodniczący Zarządu Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, który podzieli się osobistymi doświadczeniami ze swojego działania w strefie kryzysu humanitarnego. Transmisja od godz. 18 na stronie głównej Onetu. Zapraszamy!
— czytamy pod filmem z zapisem konferencji na YouTube.
Wypowiedź podczas wideokonferencji
Jakimi spostrzeżeniami dotyczącymi sytuacji na granicy polsko-białoruskiej podzieliła się z odbiorcami dziennikarka będąca wówczas w związku z rosyjskim agentem (Rubcowowi najprawdopodobniej już wówczas bacznie przyglądały się służby hiszpańskie, brytyjskie i oczywiście polskie)?
Otóż Magdalena Chodownik była łaskawa m.in. zwrócić uwagę, na „trochę krzywdzące uogólnienia” dotyczące sytuacji migrantów. Bo o ile zapewne bliskie jej środowisko, np. aktywiści i organizacje zajmujące się pomocą ludziom zwożonym na granicę przez służby Łukaszenki, jeszcze w tamtym czasie przekonywało, że mamy tu do czynienia z uchodźcami, których życie w kraju pochodzenia jest zagrożone (dość powiedzieć, że na samym początku kryzysu osoby pojawiające się na granicy mylnie postrzegano jako uchodźców, którzy uciekli z Afganistanu po przejęciu władzy w kraju przez talibów), o tyle ówczesna partnerka rosyjskiego agenta będącego już obiektem zainteresowania wywiadów w Polsce i za granicą przekonywała, że w zasadzie to każdy ma prawo migrować.
Uogólnienia w tej sytuacji są trochę krzywdzące. Bo rozumiem, ze teraz bardzo dużo osób oczekuje, że my powiemy, że tam są ludzie z Syrii, z Iraku, którym bomby zniszczyły domy i do których się strzela. I są też tacy ludzie. Są ludzie, którzy po prostu potrzebują schronienia, ponieważ życie w ich kraju jest dla nich niebezpieczne
— stwierdziła Chodownik.
Nie chciałabym natomiast sprowadzać dyskursu do tego, że ludzie, którzy nie mają domów zniszczonych przez bomby, nie mają prawa migrować. Tak samo jak Polacy migrują wszędzie na świecie, tak samo nie chciałabym, abyśmy doszli w dyskursie o współczesnych migracjach do tego momentu, że tylko ci, którzy będą w stanie udowodnić, że jeżeli będą żyć w swoim kraju, to ich zamordują, będą mieli możliwość stawienia się na innej granicy i zamieszkania w innym kraju. Tego samego my oczekujemy od innych krajów i tak, konsekwentnie, powinniśmy traktować wszystkich innych ludzi, którzy chcą przyjechać. Bo myślę, że profil jest bardzo złożony: są Kubańczycy, są Kameruńczycy, Irakijczycy, Syryjczycy, którzy jadą wcale nie z Syrii, ale też tacy, którzy jadą bezpośrednio z Syrii
— przekonywała.
To, co się dzieje na granicy polskiej i to, że ci ludzie są wyrzucani z jednej strony granicy na drugą, a później z powrotem, bici, poniżani, chowają się po lasach, gdzie są głodni, nie mają dostępu do normalnego jedzenia i picia, to nie ma znaczenia, tak naprawdę, jaki oni mają do końca status w swoim własnym kraju. Ludzi po prostu nie wolno tak traktować
— zaznaczała.
Podczas rozmowy na ekranie wyświetlano zdjęcia i nagrania, które przygotowali Chodownik i Kamiński - m.in. film, gdzie po jednej stronie obozowiska migrantów w Usnarzu Górnym widać uzbrojonych funkcjonariuszy polskiej Straży Granicznej, po drugiej - strażników granicznych Białorusi. Widać też migranta ze strachem spoglądającego zza pleców otaczających go funkcjonariuszy polskiej SG.
Ilość checkpointów, bezsensownych zatrzymań, nawet wchodzenia do domów ludziom czy tego, jak potrafią się niektórzy ci żołnierze, policjanci, mundurowi, po prostu zachowywać w chwili obecnej, to jest przerażające, ponieważ pozwalają sobie na za dużo
— mówiła Chodownik.
Lokalni mówią, że do ich domów wchodzą osoby umundurowane, z bronią ostrą, np. zaczynają się przeszukania domu. Osoby, które przychodzą do mnie, żebym się wylegitymowała, nie uwązają za stosowne, aby wylegitymować się w drugą stronę. Przekraczanie granic ich uprawnień, to co zrobili trzem fotoreporterom, dwóm naszym znajomym, to w jaki sposób oni się wyrażają, odzywają, myślę, że wizerunkowo służby mundurowe w Polsce bardzo ucierpiały i trudno będzie im się odbić. Dlatego, że teraz, jadąc na granicę, częściej będziemy się już przygotowywać na to, że ktoś na nas huknie, przeklnie, nie będę tutaj na wizji przytaczać przykładów, niż tak naprawdę podać nam pomocną dłoń. A oni są po to. Są po to, aby, jak sami mówią, chronić, chronić nas wszystkich. Więc może jednak nie atakować, tylko podchodzić do człowieka jak do człowieka
— przekonywała.
Wywiad dla Onetu
Chodownik, w związku z przytaczaną powyżej konferencją, wraz z Kamińskim udzieliła wywiadu portalowi Onet.
Ja rozumiem, że Łukaszenka przywiózł tych wszystkich ludzi na granicę, nikt tego nie kwestionuje, ale przepychanie ich w brutalny sposób, włącznie z ich biciem – o czym ci ludzie sami nam opowiadali – jest złem absolutnym. To nie jest żadne rozwiązanie, zwłaszcza że spotyka ich podobna sytuacja, a nawet dużo gorsza, na Białorusi
— przekonywała.
Mnie nawet w Donbasie nie zdarzały się takie sytuacje, że nas tyle czasu przetrzymywali. Ale wracając do naszej granicy, na początku z automatu dostosowywaliśmy się do tych narzuconych przez władzę zasad, choć oczywiście narastał we mnie, jako u dziennikarki, bunt, że gdzieś tam mi się zakazuje wejść czy wjechać. Wtedy myślałam sobie, że przede wszystkim trzeba pracować, z tym, co mamy, iść dalej. Natomiast w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że przecież nie ma tu żadnych większych zagrożeń, że przecież nie robię nic złego, tylko chcę wykonywać swoją pracę. Zdałam sobie też sprawę, że w sumie nie bardzo mogę dotrzeć do migrantów, oraz nie do końca wiem, co się ze mną stanie, jeżeli mnie zatrzymają. I nawet nie chodzi o sam areszt, ale że np. będą mnie sprawdzali przez cztery godziny, kiedy jestem w mokrych butach na zimnie
— mówiła.
Jestem ironiczna, ale zupełnie poważnie myślę, że mamy w Polsce na co wydawać pieniądze i są to sensowniejsze cele niż ten mur. To też nie jest rozwiązanie przy tym, co się dzieje z Łukaszenką. I nie mówię tu tylko o sytuacji z migrantami, ale także o tym, co się stało z Romanem Protasiewiczem i Białorusinami katowanymi za poglądy polityczne
— stwierdziła, pytana także o budowę zapory na granicy.
Ciekawe, czy 21 grudnia 2021 r. spodziewała się, że niedługo rzeczywiście zostanie zatrzymana, w dodatku pod zarzutem pomocy, ale nie biednym „dzieciom z Michałowa”, lecz swojemu ukochanemu szpiegującemu na rzecz Rosji.
aja/Onet.pl, Youtube
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/702435-onet-i-wrazliwe-serduszko-partnerki-rubcowa