Od pewnego czasu w mediach głośno jest o 11-letniej „najmłodszej dziennikarce sejmowej”, Sarze Małeckiej-Trzaskoś. Jej ojciec przedstawia publikowane w sieci filmy z Sejmu, gdzie dziewczynka zadaje pytania parlamentarzystom, jako pasję dziewczynki. Tymczasem internauci i aktywiści o raczej lewicowej proweniencji zwracają uwagę, że kanał „Perspektywa Sary” ma nieco mroczne drugie dno, co obszerniej opisał „Tygodnik Powszechny”.
CZYTAJ TAKŻE: Szokujące! 10-letnia dziewczynka wykorzystywana w politycznej grze? Czy Sejm to miejsce dla dziecka do zabawy w dorosłego?
Choć z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim rozmawiała już kilkakrotnie i zachowywał się wobec niej kulturalnie, tamtego dnia, jak stwierdziła z Onetem, musiał mieć „zły dzień”, bo „wcześniej był miły”. Tamtego dnia 11-letnia Sara Małecka-Trzaskoś, określana jako „najmłodsza dziennikarka sejmowa” podeszła do lidera największej partii opozycyjnej na korytarzu sejmowym, gdy polityk odpowiadał przedstawicielom mediów na pytania dotyczące m.in. dekrymininalizacji aborcji. Jarosław Kaczyński kazał dziewczynce odejść, zaznaczając przy tym, że nie jest to temat dla dzieci. Sara nie odpuszczała i powoływała się na wolność słowa, jednak prezes PiS odparł: „Wolność słowa nie jest dla dzieci”. Sytuację pokazano w „Szkle kontaktowym” na antenie TVN24. I się zaczęło! Media prorządowe zaczęły snuć narrację o „złym Kaczyńskim”, który nienawidzi nawet dzieci, „zaatakował 11-latkę w Sejmie” etc. Dziewczynką zainteresowali się oczywiście parlamentarzyści obecnej większości oraz szereg osób i organizacji mniej lub bardziej specjalizujących się w prawach człowieka, w tym prawach dziecka. Posłowie Koalicji Obywatelskiej podgrzewali zarówno tę wymianę zdań, jak i zachowanie innego polityka PiS, senatora Jana Hamerskiego, który, idąc korytarzem parlamentu, zaczepiony przez dziewczynkę, bez słowa odsunął jej rękę z mikrofonem.
Pod skrzydłami Józefaciuka i Kołodziej?
Poseł Marcin Józefaciuk z KO złożył do Komisji Etyki Poselskiej wniosek o ukaranie Kaczyńskiego, a jego klubowa koleżanka Ewa Kołodziej skierowała do Sary list, w którym wyraziła żal z powodu zachowania prezesa PiS i senatora Jana Hamerskiego (który bez słowa odsunął rękę Sary, gdy chciała podsunąć mu mikrofon i zadać pytanie)
— w taki sposób o sprawie pisze w „Tygodniku Powszechnym” Anna Golus, która w obszernym tekście zajmuje się nie tyle zachowaniem polityków wobec Sary, co tym, czy 11-latka w ogóle powinna regularnie pojawiać się w parlamencie jako „reporterka sejmowa”, tak silnie angażować się w życie polityczne i wreszcie- na ile samodzielna jest działalność „dziennikarska” 11-latki, która zadaje politykom pytania o konkretne artykuły Konstytucji RP, a na ile „sterują” tą działalnością rodzice i opiekunowie, wreszcie - na ile, było nie było, pewna rozpoznawalność, a przy tym uwikłanie w tak młodym wieku w politykę, jest dobre dla samej dziewczynki.
Czy problem leży w słowach prezesa PiS?
Artykuł streszcza na swoim facebookowym profilu Alina Czyżewska związana z Siecią Obywatelską Watchdog Polska.
Kiedy społecznościowe media i polityczki i politycy z oburzeniem zajmowali się tym, że Kaczyński powiedział do 11-letniej Sary, że wolność słowa nie jest dla dzieci, a inni grzmieli, że Sejm to nie jest miejsce dla dzieci (bo tam dorośli się zachowują niegrzecznie, czy dlaczego właściwie?), a inni zachwycali się obywatelską działalnością małej Sary, dziennikarka Anna Golus podążyła głębiej. Prześledziła działalność ojca Sary, spotkała się z Sarą i rodzicami w lodziarni w Gdańsku. To, czego się dowiedziała – jest lekko szokujące. I moim zdaniem TO powinno być przedmiotem interwencji (i to nie tylko pod kątem dobra dziecka), a nie to, że Kaczyński palnął bzdurę (on już nie ma władzy, więc po co to mielić?)
— pisze aktywistka.
Wątpliwości wobec działalności ojca
Z artykułu dowiadujemy się, że choć ojciec dziewczynki, Franciszek Małecki-Trzaskoś „powszechnie podaje się za antropologa i neuropsychologa”, a nawet prowadzi szkolenia dla sądów, OPS, prokuratur, poradni psychologiczno-pedagogicznych i tego rodzaju jednostek, dopytywany przez dziennikarkę mówił o „nienostryfikowaniu dyplomu”. Co więcej… maturę zdał natomiast dopiero w roku 2022.
Małecki-Trzaskoś stosował też dość, delikatnie mówiąc, nietypowe metody szkoleń.
„Sara nie ma smartfona ani laptopa, posiada tylko limitowany dostęp do tabletu, do wybranych przez rodziców aplikacji. Może z niego korzystać jedynie w weekendy, gdy wywiąże się ze wszystkich swoich obowiązków szkolnych i pozaszkolnych”. Byłoby to OK, gdyby nie to, że rodzice „prowadzą jej życie” w internecie. O tym, co piszą osoby w komentarzach pod „jej” postami na „jej” profilu Sara dowiaduje się tylko od koleżanek w szkole. To, że nie Sara jest autorką postów, rodzice ujawnili dopiero po rozmowie z Anną Golus w lipcu.
— wskazuje Czyżewska.
Rodzice mówili, że w orzeczeniu o potrzebie kształcenia specjalnego jest wyraźnie napisane, że zainteresowania dziennikarskie Sary mają pozytywny wpływ na leczenie. Dziwne, bo takich rzeczy nie zawiera się w orzeczeniach. Dziennikarka zrobiła sobie zdjęcie tego orzeczenia – i już pewnie wiecie, że nic tam takiego nie było. (…) Sara jest w trzeciej klasie i jest to jej już trzecia szkoła. „Państwo Małeccy-Trzaskoś starali się ponadto przekonać mnie, że dyrektorka szkoły (której nazwę rodzice już wcześniej upublicznili, podobnie jak diagnozę córki) zgłosiła ich rodzinę do sądu rodzinnego i Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, bo nie podoba się jej działalność dziennikarska Sary”. Golus dotarła do tego zawiadomienia - nie było w nim ani jednej wzmianki o działalności Sary. Szkołę niepokoi bowiem nie zachowanie dziecka, lecz rodziców…
— pisze Czyżewska.
Ci bowiem, według „Tygodnika Powszechnego”, twierdzą, że „poskarżyli się na dyrekcję placówki do kuratorium oświaty, Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego, RPD, prokuratury i wielokrotnie do sądu administracyjnego”.
To zresztą nie pierwsza szkoła, z którą rodzice małej dziennikarki mają poważny konflikt. Poprzednia, prywatna, w środku zeszłego roku szkolnego rozwiązała z nimi umowę
— czytamy.
Kostka zamiast smartfona, zainteresowanie historią Żydów polskich i znajomość konstytucji
Franciszek Małecki-Trzaskoś rozmawiał w zeszłym miesiącu także z dziennikarzem Telewizji wPolsce Jakubem Maciejewskim, a rozmowa z ojcem 11-letniej Sary ukazała się w jednym z programów. Tata „małej dziennikarki” mówił redaktorowi Maciejewskiemu, że dziecko nie korzysta z internetu i mediów społecznościowych, a pierwszego smartfona dostanie nie wcześniej niż po ukończeniu szkoły podstawowej. Jako prezent na Komunię Świętą, zamiast smartfona, tabletu czy konsoli, miała zażyczyć sobie profesjonalną kostkę do mikrofonu.
Również w „Tygodniku Powszechnym” przeczytamy, że Sara nie korzysta z mediów społecznościowych i w najbliższym czasie robić tego nie będzie. Chętnie korzystają za to jej rodzice - podobno z „Perspektywy Sary”…
Twierdzą też, że choć córka od dawna chce mieć smartfona, otrzyma go dopiero, gdy skończy podstawówkę, czyli w wieku 16 lat. (…) Na pytanie, co w sytuacji, gdy jako np. 14-latka zarzuci im hipokryzję – bo nie pozwalają jej korzystać ze smartfona i mediów społecznościowych, a jednocześnie sami wykorzystują i kreują jej wizerunek w internecie – odpowiadają, że w takiej sytuacji postawią przed nią wybór: albo własny smartfon (z limitami), albo kontynuacja projektu „Perspektywa Sary”. Matka już teraz wie, co dziecko wybierze
— czytamy.
Ich córka codziennie ogląda z nimi „Fakty” i „Wiadomości”, przy czym najpierw robi to sam ojciec – nagrywając je i sprawdzając, czy nie ma w nich treści nieodpowiednich dla dziecka, np. informacji o ludobójstwach – a następnie wszyscy razem z Sarą oglądają treści nagrane i wybrane przez ojca. Sara ponoć sama wymyśla pytania, które zadaje politykom. Codziennie zapisuje w brudnopisie dwa pytania, rodzice sprawdzają je i poprawiają błędy, po czym ona przepisuje poprawione wersje do drugiego zeszytu, na czysto. Rodzice zapewniają też, że „Perspektywa Sary” to inicjatywa i projekt własny ich córki, która realizuje swoją pasję i rozwija zainteresowania
— podkreśla dziennikarka „Tygodnika Powszechnego”. Wcześniej, w Telewizji wPolsce, redaktor Jakub Maciejewski pytał Małeckiego-Trzaskosia o niektóre tematy, które porusza dziewczynka w rozmowach z politykami. Sekretarza stanu w MON Cezarego Tomczyka pytała bowiem o… wydarzenia Marca 1968 (najprawdopodobniej), które, swoim dziecięcym językiem opisała jako „wyrzucenie Żydów z Polski po II wojnie światowej). Rozmówca Telewizji wPolsce tłumaczył wówczas, że rok temu, podczas wycieczki do Warszawy, pokazał córce m.in. pomnik Małego Powstańca i opowiedział dziecku o Powstaniu Warszawskim, później z kolei dziewczynka odwiedziła z rodziną i jej przyjaciółmi Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Zobaczyła historię ludzi narodowości żydowskiej od zarania dziejów do tych fatalnych wydarzeń, które były efektem wewnątrzpartyjnych gierek w na przełomie 50 i 60 lat ubiegłego wieku. Po jakimś czasie Sara odwiedziła Muzeum II Wojny Światowej. To było tuż przed naszą wizytą w Sejmie, kiedy sama o to pytała i tam zobaczyła wagon do wywózki. Zobaczyła te zdjęcia Żydów pomordowanych w czasie Holokaustu i zadała mi pytanie, czy ten koszmar się wtedy skończył? Czy to był ten moment? Ja powiedziałam: nie, jeszcze po drugiej wojnie światowej były napięcia wokół tego. Sara pyta: „Ale jakie”. Ja zaś na to: Jeździsz do Sejmu? Zapytaj!
— mówił Małecki red. Maciejewskiemu.
Ale również i inne pytania brzmią nieco nietypowo w ustach dziecka, chociażby: „Czy należy usunąć punkty trzeci, czwarty, piąty, szósty artykułu sto dwudziestego drugiego Konstytucji?” (nierzadko sami politycy potrzebują chwili, aby sobie przypomnieć, o czym mówią wspomniane zapisy).
Kariera ojca
Ciekawy jest także wątek wykształcenia i pracy ojca dziewczynki.
Prowadzący mówił, że studiował na Sorbonie, jest neuropsychologiem i antropologiem, ale nie odpowiadał na pytania, gdzie uzyskał wyższe wykształcenie – mówi pracowniczka jednego z sądów, która kilka lat temu brała udział w szkoleniu pt. „W zderzeniu z psychopatą” i do dziś nie może mówić o tym spokojnie. – Obrażał uczestników, mówiąc, że są kłamcami i idiotami, i szokował pytaniami, na przykład „czy zabiłaby pani swoje dziecko?”. Albo „proszę spojrzeć w lusterko i odpowiedzieć, czy tym długopisem zgwałciłaby pani dziewczynkę w odbyt”. Zgłaszaliśmy to, ale w kolejnym roku sąd ponownie zamówił szkolenia prowadzone przez tego człowieka. Gdy potem widziałam w internecie wywiady, gdzie przedstawiano go jako eksperta, pisałam do redakcji z pytaniem, czy sprawdzono jego kompetencje. Nigdy nikt mi nie odpisał
— czytamy.
Faktury wystawiała Małeckiemu jego koleżanka z jednoosobową działalnością gospodarczą, jednak oboje nie odpowiadali dziennikarce na pytania, na czym polegała ich współpraca.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które sprawuje nadzór nad drugą fundacją Małeckiego-Trzaskosia – założoną pod koniec 2011 r. Fundacją Edukacji Społecznej „Figure Culturales” – przekazało „Tygodnikowi”, że organizacja ta nie złożyła nigdy żadnego sprawozdania i że minister podejmie w związku z tym działania nadzorcze. Jak informowała katowicka „Gazeta Wyborcza”, prezes tej fundacji (którym według KRS od początku jest Małecki-Trzaskoś) w 2012 r. zatrudnił swoją żonę jako pełnomocniczkę zarządu do spraw pozyskiwania funduszy. Wynagrodzenie: 9500 zł. Niestety, żona już po dwóch dniach się rozchorowała, zaraz potem zaszła w ciążę i nie wróciła do pracy, a ZUS nie chciał wypłacić jej wynagrodzenia
— czytamy dalej.
Od 2021 r. państwo Małeccy-Trzaskoś mają też firmę o nazwie Instytut Badań i Analiz Działalności sp. z o.o. (nie mylić z fundacją). Czym się zajmują? Twierdzą, że wynajmem sprzętu medycznego
— wskazuje dziennikarka.
Z czego cieszy się poseł Ewa Kołodziej?
Na końcu artykułu Golus pyta parlamentarzystów KO: Marcina Józefaciuka i Ewę Kołodziej o to, czy podjęli jakieś działania w związku z pracą Sary w charakterze dziennikarki sejmowej. Pierwszy odpowiedział wymijająco, że z dziewczynką i jej ojcem miał kontakt w lutym, kiedy to nie dostrzegł „niczego niepokojącego” w ich relacji. Poseł Kołodziej natomiast między wierszami pokazała smutną prawdę o swojej partii:
Obecność Sary w Sejmie jest dowodem na to, że nasza demokracja ma się dobrze i z pewnością przyczyni się do powrotu Polski na właściwe miejsce we wskaźniku wolności prasy opracowywanym przez organizację Reporterzy bez Granic
— odpowiedziała „Tygodnikowi Powszechnemu”, omijając jednak właściwe pytanie.
Nie wiadomo też, na jakiej podstawie Biuro Obsługi Medialnej Sejmu wydało też dziecku akredytację. Franciszek Małecki-Trzaskoś powiedział 24 lipca Jakubowi Maciejewskiemu, że ponieważ zdarzało mu się pracować w Sejmie, wraz z córką ma przepustkę wydaną przez Kancelarię Sejmu
Kancelaria Sejmu wydała te przepustki z zastrzeżeniem, że w przypadku obecności Sary w parlamencie muszę towarzyszyć jej ja albo małżonka
— podkreśliła.
Oburzenie od prawa do lewa
Historia Sary, oprócz wpisu Aliny Czyżewskiej, wywołała liczne komentarze - i to od prawej do lewej.
‼️ Wstrząsające. To dziecko pilnie potrzebuje pomocy! Gdzie jesteście wy, którzy wylewaliście hejt na każdego, kto miał choćby cień wątpliwości w tej sprawie? Zaczynacie kasować wpisy. RPD @MHornaCieslak co pani zrobiła w tej sprawie? Oprócz komentarzy politycznych oczywiście
Artykuł Anny Golus „Perspektywa Sary: jak rodzice wykreowali 10-letnią córkę na dziennikarkę sejmową” w @tygodnik jest poruszający p.w. dlatego, że nabiera się wątpliwości, czy dziecku nie dzieje się krzywda. Przy okazji opisuje szokujące symptomy jakości HR-ów w polskich sądach:
TLDR: 11-letnia Sara prowadząca kanał „Perspektywa Sary”… wcale go nie prowadzi i jest wykorzystywana medialnie przez rodziców (i to za naciskiem na ojca). Zachęcam do zapoznania się z całym tekstem, bo to tutaj to uproszczenie. W tym ważnym aspekcie tej całej „afery” o słowa Kaczyńskiego czyli… samą Sarą i jej dobrem najbardziej odrzucające (acz niezaskakujące) są te słowa posłanki PO: @Ewa_Kolodziej natomiast, zamiast odpowiedzieć na pytanie, co zrobiła dla Sary, napisała, co Sara może zrobić dla Polski: „Obecność Sary w Sejmie jest dowodem na to, że nasza demokracja ma się dobrze i z pewnością przyczyni się do powrotu Polski na właściwe miejsce we wskaźniku wolności prasy opracowywanym przez organizację Reporterzy bez Granic”. 📰 Wprost, z otwartą przyłbicą i w biały dzień typiara mówi: „no, mam w dupie dobro dziecka, ale użyjemy go jako maskotki, żeby jakiś zachodni NGO nas poklepał po pleckach”. Gdzie w sumie to potwierdza tezę, że tak młode dziecko nie powinno się pchać w politykę… gdzie no właśnie. Są przesłanki by twierdzić, że ona wcale się nie pcha. Tylko jest tam wpychana. A polityczka Uśmiechniętej Polski zamiast się ogarnąć to jeszcze pyta co 11-latka może zrobić dla Polski. Masakra…
Perspektywa eksperta
Sprawę Sary wziął na warsztat także Tygodnik „Wprost”, jednak dziennikarka Krystyna Romanowska i jej rozmówca Jarosław Pytlak, pedagog, dyrektor szkoły i autor bloga „Wokół szkoły” skupiają się głównie na samym fakcie kariery 11-letniej „dziennikarki” i „tik-tokerki”. Choć Pytlak sam przyznaje, że politycznie z Jarosławem Kaczyńskim mu bardzo nie po drodze, zaznacza, że jego zdaniem, „odmawiając włączenia małoletniej dziennikarki do rozmowy na temat depenalizacji aborcji, miał całkowitą rację, niezależnie od tego, że w drugim zdaniu powiedział po prostu nieprawdę”/
Słusznie uznał jednak, że depenalizacja aborcji nie jest tematem dla jedenastoletniego dziecka i tak powinien pomyśleć każdy przytomny człowiek, niezaślepiony przedziwną poprawnością polityczną, która przestała chronić dzieci przed problemami świata dorosłych.(…) Dla mnie w całej sytuacji najistotniejsze jest pytanie, skąd w ogóle jedenastoletnie dziecko znalazło się w roli… reporterki w Sejmie?! Poprawność, o której mówię, głosi wszem i wobec, że dzieci mają niezbywalne prawa. Oczywiście, że mają. Ale są to prawa ograniczone – nikt nie pozwala kierować samochodem jedenastoletniemu dziecku, co nie oznacza przecież pozbawienia praw obywatelskich
— wskazuje ekspert, zwracając uwagę, że dziewczynka miała również do niedawna profil na tik-toku, choć na tej platformie można założyć konto dopiero od 13. roku życia.
W moim przekonaniu mamy do czynienia z przedmiotowym traktowaniem i nadużywaniem dziecka. Wiek trzynastu lat nie wziął się znikąd. Na podstawie dorobku całych pokoleń psychologów rozwojowych ustalono, że dopiero po trzynastych urodzinach, dziecko posiada zdolność do autonomicznego wartościowania rozmaitych wydarzeń, do wypowiadania opinii i bronienia swoich racji(…)Na naszych oczach następuje monetyzacja popularności dziecka, ponieważ dorośli (w tym przypadku rodzice Sary, ale także niektórzy politycy) zbijają na tym swój kapitał. Konserwatywny Kaczyński, jako jeden z niewielu zauważa ten absurd (de facto chroni dziecko przed niewłaściwymi w stosunku do wieku treściami), a wszyscy się na niego rzucają: „dziaders”, „boomer”, „nieszanujący praw dziecka” itp.!”
— zwraca uwagę Jarosław Pytlak, przestrzegając, że aktywność Sary „może się - niestety - smutno skończyć”.
Obawiam się, że prędzej czy później to Sara zapłaci za to, że politycy grzeją się w ciepełku emocji, jakie jej filmiki wzbudzają w odbiorcach. Nie chcę oceniać tym kontekście rodziców dziewczynki, chociaż – powtarzam – nie podoba mi się to, że ojciec prowadzi płatny profil, w którym występuje jego dziecko. Nawet jeśli wszelkie uzyskane z tego środki przeznaczy na jego potrzeby
— ocenia.
Popularność jest jak narkotyk. Jeżeli nie jest się w stanie tej popularności zagwarantować aż do dorosłości, trzeba się liczyć z konsekwencjami tego, że jej niedługo zabraknie. Proszę sobie wyobrazić, że profil Sary z jakiegoś powodu znika. Bo to, czy on będzie istniał i nieustannie się podobał – to w rzeczywistości zwykła loteria. Jeżeli już porozmawia ze wszystkimi politykami, spadnie zainteresowanie nią i profilem. Jak wtedy rodzice wypełnią pustkę, która w życiu Sary zostanie
— pyta.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. 11-letnia Sara jest oficjalnie reporterką w Sejmie. Jej tata mówi: „Pomysł jest kontrowersyjny, ale…”
jj/Telewizja wPolsce, wpolityce.pl, wprost, Tygodnik Powszechny, X, Facebook
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/701229-mroczne-watki-historii-z-mala-reporterka-sejmowa