Zarówno była dyrektor Biełsatu, jak i aktualny szef stacji nie kryją oburzenia artykułem Onetu, w którym przedstawiono treść zawiadomienia złożonego przez likwidatora TVP do prokuratury ws. rzekomych nadużyć finansowych. Z kolei pracownicy stacji walczą o pozostawienie jej w dotychczasowej formie, sprzeciwiając się planom na zmarginalizowanie Biełsatu do jednego z pasm.
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS. Likwidator TVP oskarża pracowników Biełsatu, w tym byłą dyrektor. Pracownik stacji odpowiada: To absurd!
Była szefowa Biełsatu odniosła w mediach społecznościowych się do dnia, w którym ukazał się artykuł Onetu, dotyczący rzekomych nadużyć finansowych w stacji:
Ranek rozpoczął się od telefonu szefa firmy informatycznej obsługującej Biełsat, skąd inąd niezwykle porządnego i godnego zaufania faceta, który powiadomił mnie o kolejnym ataku na kierownictwo Biełsatu i na niego osobiście w Onecie. Tym razem artykuł już się nie patyczkuje i nie skupia tylko na mnie, okazuje się, że całe kierownictwo Biełsatu „umoczone” jest w malwersacje finansowe na wielomilionowe kwoty!!! Szybki rzut oka na paszkwil, a potem udowadnianie na TT, że jednak nie odmówiłam portalowi rozmowy, a autor tego dzieła, wybitny dziennikarz śledczy nie sprawdził, że wysłał SMSa pod zły numer, którego nie mam od 4 miesięcy.
Romaszewska pisze też o obawach o przyszłość Biełsatu, który tworzyła:
Potem liczne rozmowy z byłymi współpracownikami, na zmianę to z tym to z tamtym… Pocieszanie. Zastanawianie się co robić, co się stanie z systemem informatycznym, ze stroną WWW Biełsat, z wypracowanymi przez lata zasobami, jako że firma informatyczna nie dość, że od dwóch miesięcy już nie jest przez TVP opłacana, a w lipcu pracuje w ogóle bez jakiejkolwiek umowy albo zamówienia, na dodatek uzyskała wiadomość, że żadna umowa z nią podpisana już nie będzie…
Wobec artykułu Onetu nie pozostał obojętny także były współpracownik Agnieszki Romaszewskiej, obecnie pełniący obowiązki dyrektora Biełsatu, Aleksy Dzikawicki.
No cóż, po wielu latach ofiarnej pracy dla idei wolności i demokracji, dla wartości które zawsze uważałem za wspólne dla naszych narodów, przeczytałem dzisiaj w Onecie że zarzuca mi się udział w przekrętach na wiele milionów. Czy autor publikacji zadzwonił do mnie po komentarz, zanim zostałem publicznie opluty, dokonując zwykłej dziennikarskiej powinności? A gdzie tam, wolne żarty… Pomyślałem w tym momencie o sprawie dość błahej. Pracując w Biełsacie sporo podróżowałem, bo uważałem za swój obowiązek między innymi jak najczęściej odwiedzać naszych ludzi na Białorusi, kiedy to było jeszcze możliwe. Wyjeżdżałem w delegacje często w weekendy, żeby nie marnować dni roboczych, zawsze prosiłem o rezerwację tańszego hotelu czy lotu, żeby nie narażać firmy na wydatki.
— podkreśla Dzikawicki w swoim oświadczeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych.
W ciągu tych 18 lat co najmniej czterokrotnie miałem propozycje lepiej płatnych i spokojniejszych stanowisk, głownie w organizacjach amerykańskich, ale nigdy się nie zgodziłem, bo trzeba przecież wykorzystać możliwość, którą tak szczodrze zaofiarował Białorusinom naród polski, musimy ją jak najlepiej wykorzystać, musimy razem z koleżankami i kolegami ze wszystkich sił walczyć z dyktaturą! Jest oczywistą oczywistością, że nie wziąłem ani jednego lewego grosza, mogą pisać lub myśleć co chcą, ale Bóg widzi że moje sumienie jest czyste. To są niedopuszczalne oszczerstwa. Na przedstawienie dokładnego oficjalnego stanowiska w tej sprawie jeszcze przyjdzie czas, ale ufam, że odpowiednie organa państwowe udowodnią moją niewinność ponad wszelką wątpliwość.
— pisze p.o. dyrektora Biełsatu i dodaje:
Obce mi jest na szczęście poczucie nienawiści, nie życzę złego nawet oszczercom, jednak mimo to publicznych przeprosin po tym wszystkim oczekiwał będę. Czuję gorycz. Nie pozwolę na to, żeby oczerniano nazwisko, które dumnie nosił mój dziadek - wieloletni więzień łagrów stalinowskich, który co w danej sytuacji jest rechotem historii, został skazany za „szpiegostwo na rzecz Polski”. P.S. W latach 90-ch za udział w antyreżimowym proteście siedziałem w Pińsku w celi, gdzie gestapo katowało w czasie wojny akowców. Było tam nas w szczytowym momencie 29 na 8 przypisowych miejsc. Bez okien, jakiejkolwiek wentylacji, do toalety wyprowadzano nas jeden raz na dobę i tylko na 10 minut. Nigdy nie myślałem, że po wielu latach, w wolnym i demokratycznym kraju przeczytam w odniesieniu w tym i do siebie, że „opisujące te przestępstwa artykuły Kodeksu karnego przewidują kary odpowiednio do 8 i do 5 lat więzienia’. W imię Boga za naszą i waszą wolność!
Dzikawicki nie wyklucza także podjęcia kroków prawnych:
Ja, Aleksy Dzikawicki, p.o. Dyrektora Biełsat TV z całą odpowiedzialnością oświadczam, że opisane w artykule Onetu «Onet ujawnia. Ponad 200 umów telewizji Biełsat ze spółką zarejestrowaną w prywatnym mieszkaniu» rzekome „nadużycia” są nieprawdą i pomówieniami. Autor artykułu Jacek Harłukowicz nawet nie zwrócił się, jak wymagają tego elementarne zasady dziennikarskie, po komentarz ani do mnie, ani do innych osób, których nazwiska podane są w materiale. Wkrótce zostanie przygotowane specjalne oświadczenie ze szczegółowym wyjaśnieniem sytuacji, które zostanie przesłane do redakcji Onetu i innych mediów. W przypadku odmowy publikacji nie wykluczam podjęcia kroków prawnych. Prawda, prędzej czy później, ale w końcu zawsze zwycięża.
Pełniący obowiązki dyrektora Biełsatu podziękował także za wsparcie:
Apel o zakończenie niszczenia Biełsatu
Walkę o pozostawienie Biełsatu w dotychczasowej formie i wycofanie się z decyzji, które dla działalności niezależnej stacji nadającej na Wschodzie mogą być szkodliwe, od jakiegoś już czasu toczą pracownicy stacji. Z samodzielnego kanału ma zostać ona przekształcona w jedno z trzech pasm i dzielić się anteną z rosyjskojęzycznym Wot-tak i planowanym pasmem w języku ukraińskim. Każdemu z nich przypadłoby po 6 godzin czasu antenowego dziennie. Do tego Telewizja Polska w likwidacji zapowiedziała włączenie swoich obcojęzycznych kanałów do jednej struktury organizacyjnej, na której czele ma stanąć obecny dyrektor TVP World - Michał Broniatowski.
W związku z tymi planami, zespół Biełsatu wystosował list do likwidatora TVP i ministerstw zaangażowanych w działalność stacji.
Powstrzymaliśmy się od publicznej krytyki podjętych decyzji, mając nadzieję, że uda nam się konstruktywnie i wspólnie z nowym zarządem TVP ulepszyć Biełsat. Będąc gotowi do pełnej współpracy, wierzyliśmy i przyjmowaliśmy obietnice, że kanał telewizyjny Biełsat będzie żył, a jego dyrektorem pozostanie Aleksy Dzikawicki. Dla naszych pracowników Biełsat to nie tylko praca. To wspaniała misja, idea, w którą wierzymy i dla której pracujemy
— piszą pracownicy, na dowód swoich słów przypominając, że w białoruskich więzieniach osadzonych jest 17 pracowników stacji, a korespondenci Biełsatu ryzykują życie na ukraińskim froncie.
Nie możemy pozostać obojętni i bierni, gdy bez konsultacji i konstruktywnego dialogu de facto niszczą projekt naszego życia, dzielą nas na trzy części, pozbawiają niezależności i przyszłości. Nie możemy zaakceptować faktu, że nasz dyrektor nie jest zaproszony, a nasi dziennikarze nie są dopuszczani do konferencji prasowej TVP dotyczącej naszych losów, ponieważ szczerze wierzymy: „Nic o nas bez nas”
— podkreśla zespół Biełsatu, apelując:
Prosimy o pozostawienie Biełsatu i jego projektów w ramach jednego kanału telewizyjnego, na którego czele stoi Aleksy Dzikawicki, a także o rozpoczęcie o rozpoczęcie szczerego i otwartego dialogu z z naszym kierownictwem w sprawie wewnętrznych zmian w projekcie. Kierujemy się zasadą „Za wolność naszą i waszą!”. Jesteśmy potężnym narzędziem państwa polskiego. Narzędziem, którego obawiają się dyktatorzy.
Pracownicy stacji apelują o wsłuchanie się w ich głos i wycofanie się z procesów prowadzących do niszczenia wielu lat ich pracy.
jw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/699628-romaszewska-i-dzikawicki-odpowiadaja-na-oskarzenia