Zauważyć wypada, że 133 lata temu, z datą wydawniczą 1 kwietnia 1891 roku, staraniem Bernarda Milskiego, przy rzetelnym wsparciu poznańskiego liberała i dziennikarza Władysława Łebińskiego - „oddanego robotnika sprawy polskiej” - ukazał się pierwszy numer „Gazety Gdańskiej”.
Jej 950 egzemplarzy przygotowano w siedzibie przy ul. Mariackiej 37 i dostarczono polskim czytelnikom w Gdańsku, by, jak w ulotce reklamowej zauważył B. Milski, dbać o „utrzymanie i rozszerzenie naszego ukochanego języka ojczystego”, by szerzyć „miłość do kraju rodzinnego”, by służyć zachowaniu narodowości naszej przez prawo, oświatę, pracę, oszczędność”.
Różne podłości historyczne trosce o dostatek polskiego słowa, polskiej kultury, o ochronę polskiej tożsamości nadawały „Gazecie Gdańskiej” wyrazistej energii społecznej. Uwierała ona władze pruskie, a rozsierdzała niemieckie w Wolnym Mieście Gdańsku.
Rozmaite, podszyte partyjnymi uniesieniami, rozważania o niedostatku wolnych mediów uwłaczają pamięci tych, których dzielność osobistą upamiętnia tablica na Domu Prasy: „Pamięci pomordowanych dziennikarzy Gazety Gdańskiej…”.
Pracować wtedy nad wydaniami „Gazety Gdańskiej” to nie to samo co być korektorką w „Zopotter Zeitung”, nieprawdaż panie Tusk?
Dziś uwieranie i rozsierdzanie różnych lokalnych władz i ich starannie wymodelowanych autorytaryzmów, maskowanych frazesami o szczodrości samorządowych wspólnot, urozmaica medialny krajobraz.
„Gazeta Gdańska” ulepsza przezorność różnych władztw kolportując wiedzę, która polepsza ludową władzę nad władzą w wyborach ustanowioną.
Splendorem jest redagować w takich dekoracjach czasu „Gazetę Gdańską” dbając jak B. Milski, co za paradoks, o „narodowość naszą”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/689894-splendor-wieku-133-lata-gazety-gdanskiej