W ostatnim numerze miesięcznika „Wpis” niezależny publicysta specjalizujący się także w analizie rynku mediów, Leszek Sosnowski, przeprowadził ciekawa rozmowę z przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciejem Świrskim. Oto jej dość bulwersujące, obszerne fragmenty:
Leszek Sosnowski: Mija już prawie rok od emisji antypapieskiego filmu „Franciszkańska 3”, wymierzonego w narodowy autorytet Polaków, w św. Jana Pawła II. W Krajowej Radzie złożono na emisję (TVN) tego filmu olbrzymią ilość skarg – 40 tysięcy! Jaki jest ich los?
Maciej Świrski: Jest tych skarg faktycznie tak dużo, że trwają jeszcze ich analizy. Zgodnie z prawem czas na decyzję mamy do 6 marca, kiedy minie 12 miesięcy od emisji.
Należy przypuszczać, że kara będzie dotkliwa i stosowna do zysków, jakie ta stacja telewizyjna czerpie z polskiego rynku; jak podają fachowe źródła, TVN, firma w 100 procentach amerykańska, odsyła ok. pół miliarda złotych do swojego właściciela w USA, do Discovery połączonego kilkanaście miesięcy temu z Warner Bros.
Kara, jeśli jest konieczna, zawsze powinna być adekwatna do przychodów. Ustawa mówi bowiem, że można ukarać właściciela danego nadawcy kwotą w wysokości 10 proc. przychodów za ubiegły rok rozrachunkowy. Nie chodzi zatem tylko o zysk, ale o obroty. Wiadomym jest, że TVN ma roczny przychód w granicach 1 miliarda 900 mln zł. Chciałbym tu zwrócić uwagę, że w Polsce jest kilka organów regulacyjnych, nie tylko KRRiT, natomiast jeśli karę nakłada Przewodniczący KRRiT, do czego ma pełne prawo, i jeśli odbiega to od pewnego „standardu kar”, to natychmiast zaczyna się nagonka medialna na nas.
Co to znaczy „standard kar”?
Są to stosunkowo niewysokie kary za często występujące przewinienia w rodzaju reklama piwa w godzinach niedozwolonych lub puszczenie filmu dozwolonego od lat 16 przed godz. 23 – te wykroczenia uznane są przez oligopol medialny w Polsce za dopuszczalne. Gdy TVN jednak relacjonował w sposób całkowicie sprzeczny z prawem przebieg kryzysu politycznego, swego rodzaju okupacji Sejmu w dniach 16 – 18 grudnia 2016 (tzw. ciamajdan) i KRRiT w poprzedniej kadencji podjęła decyzję ukarania TVN za „propagowanie działań sprzecznych z prawem oraz sprzyjających zachowaniom zagrażającym bezpieczeństwu”, to zrobiła się z tego gigantyczna afera medialna, z zaangażowaniem w to ambasadora Stanów Zjednoczonych.
Za współudział w „ciamajdanie” ukarano ich kwotą 1 mln 479 tys., co przecież dla tej firmy nie było dużą kwotą. Zresztą potem karę cofnięto.
Z punktu widzenia przychodów tego nadawcy to na pewno nie było wiele, ale mimo to protesty były olbrzymie. Dotychczasowa praktyka regulatora, czyli KRRiT, polegała na tym, że jak już trzeba było ukarać, to tak, aby nie było kontrowersji i burzy w mediach. Dlatego kary wynosiły 10–12 tys.
Takie kwoty nie były zatem żadną uciążliwością, czyli nie spełniały funkcji kary. Były natomiast, moim zdaniem, pokazem słabości regulatora i brakiem nacisku na nadawców w celu dokonywania koniecznych zmian z punktu widzenia prawnego i prawidłowego funkcjonowania rynku audiowizualnego.
Taki brak nacisku ze strony regulatora może być bardzo szkodliwy w różnych dziedzinach, nie tylko w branży audiowizualnej. Można porównać tę sytuację np. z kryzysem związanym z lekami opioidowymi, przeciwbólowymi, w USA, kiedy tamtejszy regulator odpowiedzialny za regulację i kontrolę rynku leków nie zareagował, mimo ostrzeżeń, na wysoce uzależniający lek oxycontin. W latach 90. był on reklamowany i sprzedawany jako skuteczny środek przeciwbólowy, który nie uzależnia. Posługiwano się demagogicznym hasłem, że człowiek ma prawo nie odczuwać bólu. Środek ten był masowo przepisywany, a po kilkunastu miesiącach ludzie zaczęli popadać w wyniku jego stosowania w narkomanię, w uzależnienie od leku, który kupowali na receptę, a więc zapisywali go lekarze. W wyniku zbagatelizowania tego problemu przez amerykańskiego regulatora rynku farmaceutycznego, FDA, lek ten długi czas sprzedawano nawet bez ostrzeżenia o możliwości uzależnienia. W ciągu 20 lat na skutek przedawkowania lub uzależnienia od tego bardzo silnego opioidu zmarło w USA pół miliona osób, a ta liczba stale jeszcze wzrasta, bo wciąż są setki tysięcy uzależnionych. Zjawisko to pociągnęło za sobą pochodne związane z przestępczością narkotykową, w tym prostytucję, handel żywym towarem, zbrojną przemoc, i to w miejscach, w których dotychczas nigdy czegoś takiego nie było. Ograniczenia wprowadzono dopiero w 2018 r. Właściciele firmy farmaceutycznej zarobili na tym śmiertelnym procederze miliardy dolarów.
Na czym polega paralela?
Chcę powiedzieć, że jesteśmy w podobnej sytuacji bezradności regulatora rynku, który – podobnie jak FDA w USA – przez 30 lat nie reagował na nagonki i kłamstwa w mediach. Był w pewnym układzie politycznym i towarzyskim. W związku z tym KRRiT odbierana była jako urząd zupełnie bezradny. Zresztą ustawa o radiofonii i telewizji jest tak skonstruowana, że odbiera Krajowej Radzie możliwości twardszego reagowania. Jednak mimo słabości ustawy o radiofonii i telewizji są możliwości działania. Otóż art. 3 ustawy daje Przewodniczącemu KRRiT delegację do użycia prawa prasowego tam, gdzie nie można zastosować przepisów ustawy o radiofonii i telewizji. Prawo prasowe w artykułach 6, 10 i 12 mówi o tym, że dziennikarze mają służyć prawdzie, że prasa ma rzetelnie opisywać fakty, tak więc zrąb sprawy, o którą tak naprawdę chodzi w regulacji mediów, czyli prawda jako jądro działania systemu medialnego, jest tam opisany. Przewodniczący, będący organem osobnym wobec Rady w zakresie karania, może to wykorzystać. I ja to wykorzystuję.
Tak, ale przepisy te powinny być wykorzystywane także wobec prasy, czasopism.
To jest przede wszystkim kwestia woli sądów, które nie stosują prawa prasowego w sposób właściwy. (…) Kwestia prawdy w mediach jest teraz kluczowa, podobnie jak w polskim życiu, a od początku III RP jest, z małymi epizodami, przez 34 lata ignorowana. (…) Stosunek do prawdy był cały czas zakłamany. III RP jest postawiona na elemencie fałszu, a z zatrutego ziarna nie może wyrosnąć nic dobrego. Sytuacja KRRiT jest taka, że 30-letnia bezradność tego regulatora, brak faktycznej kontroli z jego strony spowodowały zdziczenie mediów. One, widząc brak tej kontroli, zamiast służyć prawdzie, do czego zostały ustawowo zobowiązane, powodują się tylko własnym interesem generowania coraz większych dochodów. Tworzą alternatywny świat, który niepokojąc widza, grając na jego emocjach, wzbudzając sensację nawet przy pomocy zmyślonych faktów, zwiększa zasięgi, zwiększa oglądalność, słuchalność, a tym samym zyski. Postępując tak podzielono społeczeństwo na częstokroć chyba niesklejalne już kawałki. (…) Gdzie jest ta jedność narodu, który w 1989 r. wchodził z nadzieją w nową rzeczywistość…
Ta jedność została rozbita po raz pierwszy 4 czerwca 1989 r., kiedy zmieniono procedury wyborcze w trakcie wyborów, by legalnie podtrzymać u władzy komunistów, zamiast postawić ich przed sądem.
Niestety nie wszyscy zdawali sobie wówczas z tego sprawę. Polska mogła rozliczyć się wtedy z przeszłością i czynami niektórych ludzi, ale tego nie zrobiono. To znowu brak prawdy.
Na pewno, ale też brak woli politycznej u wielu osób czy w wielu ośrodkach, które – wydawałoby się – powinny były optować za poważnym, ostatecznym rozliczeniem, a tego do dzisiejszego dnia nie zrobiły.
Lękliwość nie jest cechą korzystną w uprawianiu polityki i nie jest dobrym doradcą, a również obecnie cechuje wielu. (…)
Pozostaje pytanie – co dalej?
Teraz, z powodu wojny na Ukrainie, sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo Polska jest hubem pomocowym z USA na Ukrainę, co Amerykanie wykorzystują, by zwiększyć nacisk na sojusznika. Należy to do ich obyczajów, generalnie Amerykanie są przyzwyczajeni do tego, że zawsze są senior partner. Nie wstydzą się o tym mówić otwarcie, bo to poważne państwo. Myślę, że Stany Zjednoczone mają globalne interesy, w których Polska – największy kraj na wschodniej flance – jest punktem dosyć znaczącym ze względu na swoje położenie, i naszego kraju nie odpuszczą, bez względu na to, kto aktualnie sprawuje rządy w Białym Domu.
Nie uwierzę w to, że rząd amerykański będzie zajmował się sprawą TVN w Polsce, że to może być jakiś punkt zapalny w stosunkach sojuszniczych. To opinia lansowana w Polsce przez lobbystów Warner Bros. Discovery, a niektórych decydentów z PiS faktycznie łatwo było postraszyć. Inni zaś nie chcieli się narażać na hejt, nie biorąc pod uwagę, że ten hejt i tak ich dopadnie, obojętnie, pod jakim pretekstem.
Zobaczymy, jak będzie to dalej wyglądało, ponieważ obecny rząd zapowiada cięcia budżetu zbrojeniowego, są symptomy zmiany kierunku, z którego będzie kupowane uzbrojenie – tu Amerykanie mają twarde interesy, bez porównania większe niż inwestycja Warner Bros. Najistotniejsze w tej chwili z mojego punktu widzenia jest przywrócenie ładu prawnego na rynku mediów, ponieważ bezprawna likwidacja mediów publicznych spowodowała przekształcenie rynku reklam radiowych i telewizyjnych w praktyczny monopol, a w dziedzinie informacji – w monokulturę. Tymczasem jesteśmy w momencie globalnego przewrotu technologicznego związanego ze sztuczną inteligencją, a media są już i będą pierwszym polem, gdzie zostaje wykorzystana. Istnienie mediów publicznych w tym momencie jest niezbędne z tego względu, że potrzebny jest punkt odniesienia – musi być miejsce, w którym w przypadku masowych fałszów rzeczywistości – podszywania się pod głos i wizerunek z wykorzystaniem SI – obywatele będą mieli gwarancję, że w mediach publicznych informacja jest sprawdzona i prawdziwa. W tej materii potrzebne są regulacje państwowe, a rządzący, zamiast tym się zająć, likwidują media publiczne. (…) Posłużenie się niekontrolowaną sztuczną inteligencją może przynieść ogromne szkody. Już w tej chwili da się kupić na Google Play mnóstwo aplikacji, które mogą sklonować dowolny głos i przeczytać nim dowolny tekst, w tym na przykład program przeciwnika politycznego, i opublikować jako własny tego, którego głosem się posłużono. Prawa do wykorzystywania wizerunku to pierwsza sprawa, którą należy uregulować odnośnie do kwestii sztucznej inteligencji. To zagraża nie tylko politykom, ale na przykład w biznesie – opublikowanie rzekomego nagrania podsłuchu prezesa znanej firmy o tym, że jej wyniki są sfałszowane, może spowodować spadek jej akcji i ktoś, kto gra na giełdzie na zniżkę, może na tym zyskać. Technologia jest w tej chwili tak zaawansowana, że można to zrobić stosunkowo prostymi narzędziami.
Czy KRRiT ma tu coś do regulowania?
Owszem. W Krajowej Radzie powstanie centrum monitorujące problemy ochrony wizerunku. Chodzi o to, żeby osoby narażone na tego rodzaju deepfake’a mogły zarejestrować i cyfrowo opisać swój wizerunek, poświadczony notarialnie, i w przypadku nadużyć mogły dochodzić swoich praw. Przełom technologiczny, w którym właśnie uczestniczymy, nie może się jednak odbywać bez udziału Polski. Jeśli Polska będzie bezwładna i bezrządna jak teraz, a zwłaszcza w sferze medialnej, która jest kluczowa w informowaniu o tym, co się dzieje nie tylko w polityce, to nie skorzystamy z tego przełomu technologicznego. (…)
Wróćmy do obecnej sytuacji w mediach publicznych. Wiadomo, kto osobiście zablokował TVP Info i inne kanały? Bo kto wydał rozkaz, to wiemy.
To jest rzecz w Europie zupełnie niesłychana z wyjątkiem stanu wojennego w Polsce czy puczu pułkowników w Grecji, a tym bardziej w XXI w., kiedy media są tak bardzo rozwinięte i dysponują zaawansowaną technologią. A jednak wystarczył jeden osiłek, który wpadł do gabinetu prezesa, przejął telewizję i pozbawił 40-milionowy kraj telewizji regionalnej i kanału informacyjnego.
Osiłek tego chyba nie wyłączył, a tylko ochraniał tych, którzy się tym zajmowali.
Wiemy na pewno, że w centrali emisyjnej, w tym jądrze kontaktującym produkcję telewizyjną ze światem zewnętrznym, siedzi facet zabarykadowany na cztery spusty i nie wiadomo, kto to jest. Taka jest wiedza Krajowej Rady. W mediach jedynie krążą jakieś skany dokumentów, że spółka Polskie Radio ulega rozwiązaniu i zostaje postawiona w stan likwidacji, a to znaczy, że przestaje istnieć podmiot, który ma własną ustawę. Podmiot ten nie może zatem zostać rozwiązany przez ministra. To, co zrobił Sienkiewicz, jest złamaniem Konstytucji, przynajmniej dwóch ustaw i iluś przepisów kodeksu karnego, przede wszystkim art. 231 o przekroczeniu uprawnień. W świetle prawa bowiem uprawnienia dotyczące organów spółek Telewizji Polskiej i Polskiego Radia ma Rada Mediów Narodowych. Przedtem uprawnienia te miała KRRiT, nigdy jednak, nawet przed reformą, nie było mowy o ministrze. Przed ukonstytuowaniem Rady Mediów Narodowych Ministerstwo Skarbu mogło mianować prezesa Polskiej Agencji Prasowej.
Nielegalność poczynań ministra kultury potwierdziły sądy, choć jak wiadomo, nie są one przychylne prawicy. Krajowy Rejestr Sądowy zakwestionował decyzje Sienkiewicza dotyczące Telewizji Polskiej i Polskiego Radia.
Ale sądy rejestrowe w miastach wojewódzkich wpisały likwidatorów rozgłośni regionalnych. Orzecznictwo, jak zwykle w Polsce, jest od Sasa do Lasa. I trzeba tu pewne rzeczy wyjaśnić. Spółki mediów publicznych umawiają się z KRRiT i raz na jakiś czas ustalana jest Karta Powinności, którą każda z tych spółek po przejściu fazy konsultacji społecznych jest zobowiązana przedstawić Krajowej Radzie, ta zaś zazwyczaj wnosi do niej swoje poprawki. Potem Karta jest przez obie strony podpisywana i stanowi rodzaj umowy pomiędzy KRRiT a medium publicznym, czyli TVP, Polskim Radiem i spółkami regionalnymi; jest to zobowiązanie do pełnienia misji publicznej.
Dodajmy, że media prywatne takiej misji nie mają, są stricte komercyjne i tym samym uważają, że nie muszą być obiektywne, bowiem kryteria oceny ich działalności wyznacza zysk.
Media publiczne natomiast są rozliczane z pełnienia tej misji i składają nam również drugi dokument: plan programowo-finansowy, który także jest podpisywany przez przewodniczącego KRRiT po podjęciu uchwały akceptującej przez KRRiT oraz przedstawiciela nadawcy. Oba dokumenty wynikają także z uregulowań unijnych. Media publiczne nie mają koncesji takiej jak media prywatne, tylko właśnie Kartę Powinności. Wyłączenie kanału regionalnego, czyli tzw. Trójki, i puszczenie na jej antenie innego programu, jak też wyłączenie TVP Info i TVP World jest wykroczeniem przeciwko Karcie Powinności, a także przeciwko planowi programowo-finansowemu, w którym ujęte są przychody i wydatki tych spółek. Przychody są przeznaczone na realizowanie misji publicznej, a ponieważ TVP 3 i TVP Info wyłączono, to nie było ani przychodów z reklam, ani realizowania misji publicznej. A co więcej – spółka traci dotychczasową pozycję rynkową, a w jej miejsce natychmiast wchodzi konkurencja. (…) Inni, np. TVN czy Polsat, zajmują dotychczasowy kawałek medialnego tortu, który konsumowała TVP. Jest dokument Krajowej Rady, opracowany jeszcze przed obecnym kryzysem, dotyczący rynku reklamowego w telewizjach nadawanych w Polsce, z którego wynika, że TVP – wszystkie kanały łącznie – miała 20 proc. rynku reklamowego i 27 proc. oglądalności; Polsat dwadzieścia parę procent, TVN 26 proc. Wpływy mediów publicznych (razem z Polskim Radiem) z tego tytułu wynosiły ok. 1 miliarda rocznie. Skoro został zlikwidowany jeden z największych graczy, gdzie teraz płyną te pieniądze?
Te pozyskiwane przez TVN płyną do Ameryki. Jest to ewidentne działanie ministra na szkodę spółek.
Z tego powodu złożyłem doniesienie do prokuratora na ministra Sienkiewicza. (…)
Nie jest żadną tajemnicą, kogo popierali nadawcy komercyjni przed wyborami. Jednoznacznie i nieustannie wspierali tzw. opozycję totalną. Natomiast PiS był przez nich miażdżony na każdym kroku. To samo zresztą jest i teraz, po wyborach, z tym, że do chóru antyprawicowego dołączono metodą siłową także TVP. Przed wyborami nie było równowagi na rynku telewizyjnym zarówno w kwestii przekazywania treści, jak i korzystania z tego tortu reklamowego, ale teraz przechył jest olbrzymi. Z największych ekranów płynie niezmiennie jeden przekaz: prawica to złodzieje i faszyści, a rządząca koalicja to grono aniołów i świętych, jeśli można użyć takiego porównania w stosunku do zdeklarowanych lewaków. Trudno tego nie odebrać jako wypłacenia się za wsparcie polityczne. Zresztą kolejny raz. Pierwszy raz, gdy wygrywali wybory, wypłacili się likwidując satelitarną platformę cyfrowej telewizji, którą TVP uruchamiała we wrześniu 2009 r. Zostało wówczas rozprowadzonych już ok. 80 tysięcy dekoderów, ale nowa władza, PO-PSL, to wszystko wycofała, tym samym na rynku zostały tylko platformy satelitarne TVN i Polsatu. Czy obecny rząd może w ogóle zlikwidować media publiczne?
Teoretycznie nie może, bo są ustawy je chroniące, poza tym nie ma w Europie przypadku zlikwidowania mediów publicznych. Jest prawne umocowanie i pewne standardy, że media publiczne istnieją – także w USA. Po co zresztą likwidować, skoro można przejąć, nawet siłą. Niebezpieczeństwo jednak jest duże i będę robił wszystko, wykorzystując jako przewodniczący KRRiT przysługujące mi narzędzia, żeby do tego nie doszło. Ale po ostatnich wydarzeniach można powiedzieć, że w Polsce władza wykonawcza może wszystko, ma za nic Konstytucję i ustawy. Weszliśmy w ustrój zwany „decyzjonizmem”. Rządzący pozostawili za sobą sztafaż demokratyczny, by sięgnąć po pełnię nieograniczonej władzy. (…) Wydaje mi się, że brutalność tej akcji przejęcia mediów publicznych i uczestniczących w niej ludzi nie wynika tylko z braku umiejętności czy niezborności. Jest to świadoma akcja zastraszania, żeby ludzie poczuli lęk, a zwłaszcza ci, którzy mogą coś zrobić, którzy poprzez swoje miejsce w społeczeństwie mogą na nie skutecznie oddziaływać.
Rzeczywiście, niektórzy boją się nawet o własne życie. Także dlatego, że nie ma już św. Jana Pawła II ani żadnego wyrazistego, niezłomnego przywódcy polskiego Kościoła.
Mamy takie sekwencje wydarzeń – uderzenie w Kościół, zerwanie z nim więzi i ośmieszenie go. Potem druga operacja psychologiczna dotycząca niwelacji zaplecza politycznego partii rządzącej, oskarżenia o nadużycia, oszustwa i skandale. A na koniec uderzenie w media, żeby ludzi przestraszyć i pozbawić ich informacji. Media w tym wszystkim mają kluczową rolę.
Moim zdaniem celem obecnej władzy jest jednak likwidacja, może poprzez prywatyzację, mediów publicznych. Wielka szkoda, że nie przeprowadzono dekoncentracji mediów, to by zapobiegło powstaniu monopolu złączonego jednym światopoglądem i jedną opcją polityczną. Kilkakrotnie zapowiadał ją wiceminister Sellin; skończyło się na zapowiedziach. Dekoncentracja obowiązuje np. w Niemczech, gdzie nie ma mowy, by którykolwiek właściciel zagraniczny miał więcej niż 49 proc. udziałów.
Trzeba by ją przeprowadzić, ale w zakres moich kompetencji wchodzą tylko media audiowizualne. Czeka nas wprowadzenie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego EMFA (European Media Freedom Act) dotyczącego mediów, które będzie de facto nową formą cenzury. Na każdym zebraniu, na którym dyskutowane są nowe zapisy EMFA, które obejmują też prasę drukowaną, mówię i przypominam kolegom, że to działanie jest całkowicie pozatraktatowe, ponieważ media są oddane do zarządzania poszczególnym członkom UE, a nie Komisji Europejskiej. W rozporządzeniu tym chodzi o tzw. mowę nienawiści i tym podobne. Szykuje się nam po prostu kaganiec.
Krytyka lewicowych poglądów będzie mową nienawiści, tak samo jak pochwała nauczania Kościoła czy idei prawicowych. Wybrana przez Polaków do rządzenia koalicja od ręki podpisze takie rozporządzenia, już to zapowiedzieli.
W mediach telewizyjnych mamy oligopol: TVN, Polsat oraz TVP w obecnym kształcie. Po zmianie ideowej w TVP stacje te pod względem oferty nie będą niczym się od siebie różnić w zakresie treści polityczno-informacyjno-publicystycznych. Misja mediów publicznych polega generalnie na promowaniu wysokiej kultury i edukacji, a nie sieczki popkulturowej. Nie wiem, czy ostanie się dorobek kulturalny TVP, w tym Teatru Telewizji. Jeśli mówimy o dekoncentracji mediów, to trzeba określić, jaki ma być jej cel. Pluralizm merytoryczny, czy też przejęcie części przychodów tych największych nadawców, spowodowanie, by pieniądze na rynku rozkładały się równomierniej?
Na pewno jedno i drugie.
A więc po likwidacji mediów publicznych będziemy mieli do czynienia z likwidacją pluralizmu ideowego w mediach, bo wszyscy będą nadawać na jedną modłę, a ich pieniądze przejdą do dwóch pozostałych największych graczy. Po stronie patriotycznej nie ma praktycznie żadnych funduszy, które mogłyby sfinansować jakiś nowy podmiot.
Ale pieniądze były… Jeśli nie ma dekoncentracji na rynku, ludzie tracą możliwość wyboru. Dla zachowania równowagi i pluralizmu media publiczne w obecnej sytuacji powinny być prawicowe niezależnie od tego, kto rządzi, skoro dwaj wielcy nadawcy, TVN i Polsat, są bardziej lub mniej lewicowi, a nawet marksistowscy.
Po zmianie przeprowadzonej przez Sienkiewicza mamy tak naprawdę sytuację dyktatu medialnego – wszyscy mówią to samo. Ale jest droga – samoorganizacja społeczna w celu budowania silnego zaplecza obywatelskiego dla zbudowania – zwłaszcza w internecie – konserwatywnego obiegu informacyjnego, co w końcu zaowocuje zmianą społeczną.
Całość rozmowy w styczniowym numerze wydawanego przez Białego Kruka miesięczniku „Wpis. Wira, patriotyzm i sztuka“.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/681854-swirski-bezprawna-likwidacja-mediow-publicznych