Gdzie są granice medialnej propagandy? Nie istnieją. Dowodzi tego branżowe pismo „Press”, które swoim czytelnikom serwuje obszerny materiał o zamachu na media publiczne.
Tytuł „Jak wyłączano TVPiS” – choć mówi wiele – wcale nie zwiastuje, z czym naprawdę mamy do czynienia. Trzeba poświęcić parę minut na przeczytanie sześciu stron materiału, by przekonać się, jak nisko – przynajmniej w głównym nurcie – upadł nasz zawód.
W atmosferze lęku, i pośpiechu nastąpiła zmiana w mediach zwanych publicznymi. Spektakularny upadek propagandystów PiS szedł w parze z łapanką przy prowizorycznej odbudowie TVP.
— czytamy w leadzie.
W pierwszych zdaniach zaś:
Tuż po wyborach euforia. Przecież Donald Tusk obiecał rozprawę z propagandą w 24 godziny po po przejęciu władzy.
Autor (Krzysztof Boczek) jest zachwycony tym, co władza wyprawia w medialnych spółkach. Nawet nie próbuje ukryć satysfakcji i szyderczego tonu. Opisując odejście Danuty Holeckiej z „Wiadomości”, żałuje, że nie została dłużej („nici z narodowych kpin”). Wspominając o politykach PiS, którzy protestowali w siedzibach mediów publicznych przeciw dziejącemu się bezprawiu, pisze o ich „kolędowaniu” do budynku TVP, a później „czatowaniu” na korytarzach.
Na całość składa się chaotyczne kalendarium wybranych wydarzeń z przedświątecznych dni i zestaw plotek, których głównym celem jest próba wytłumaczenia, dlaczego to co widzowie dostają na ekranach po 20 grudnia, wygląda tak fatalnie. Mamy więc anonimowe relacje o strachu przed zmianą pracy, morze dobrych chęci ze strony „reformatorów” i obiektywne trudności rynkowe. Żal powodowany lejącym się z anteny paździerzem ma ukoić fakt, że teraz media publiczne dołączą do i tak potężnego medialnego chóru zwalczającego Prawo i Sprawiedliwość.
Owszem, wyłuskamy tu kilka ciekawych szczegółów: że prace nad grafikami dyżurów w przejętych mediach publicznych rozpoczęły się już w październiku; że przez długi czas pewniakiem do fotela prezesa TVP był Adam Pieczyński (wieloletni szef TVN24); że było „co najmniej sześciu kadrowych, którzy podobno kompletowali zespół” (autor nie zdradza jednak, czy ci – jak ich dalej nazywa – rekruterzy to dziennikarze, czy może jednak politycy); że stacja News24 miała być „żłobkiem dla przyszłych kadr TVP” (ostatecznie do neo-TVP trafiło z niej 10 osób).
Najważniejsze jest jednak to zdanie:
20 grudnia minister kultury powołuje nowe rady nadzorcze, a te odwołują i powołują nowych członków zarządów i prezesów TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej.
Dlaczego jest tak ważne? Bo jest jedynym odnoszącym się do formalnej strony skandalicznych wydarzeń w TVP, PR i PAP. Nie liczę kpiących passusów z Trybunału Konstytucyjnego, który „rzucił desperackie koło ratunkowe TVP”. Ot, minister kultury wziął i sobie wymienił rady nadzorcze. A że to niezgodne z prawem? Że jest jakaś ustawa o Radzie Mediów Narodowych, której nikt nigdy nie podważył? Że konstytucjonaliści alarmują o łamaniu przepisów? Że Helsińska Fundacja Praw Człowieka stawia zarzut bezprawności? Że na temat dokładnie takich działań jak Sienkiewicza, przed laty wypowiadał się dzisiejszy minister sprawiedliwości, twierdząc wówczas – jako Rzecznik Praw Obywatelskich – iż powoływanie się na kodeks spółek handlowych przy próbie zmiany władz mediów jest nielegalne? Tego wszystkiego nie ma. Bo ma nie być!
Nie ma nawet pół słowa o jakichkolwiek wątpliwościach prawnych w związku z siłową operacją ppłk. Sienkiewicza. Wszystko jest cacy, udajemy, że uchwały są ważniejsze od ustaw, TK w Polsce nie ma, zasada lex specialis została anulowana. Ważne, by za wszelką cenę wziąć za mordę znienawidzone media. A że w bolszewickim stylu? To tylko okoliczność, a nie przeszkoda.
Ten jeden tekst pokazuje miarę upadku środowiska dziennikarskiego, a wręcz jego sprostytuowanie. Właśnie dlatego, że ukazał się w korporacyjnym magazynie, który kiedyś w założeniu miał opisywać branżę, jej różnorodność, problemy, uwikłania. Doceniać warsztat, a nie ideologiczne zacietrzewienie. Jest niestety czytany przez studentów dziennikarstwa na wszystkich uczelniach. A nie każdy z nich dostrzeże, że zamiast przynajmniej pozornie uczciwego pisma dostaje kolejną polityczną pałkę. Jakby dookoła było ich jeszcze za mało.
Powie ktoś: czemu tu się dziwić? Od lat wiadomo, że „Press” to organ, którego nie należy obdarzać specjalnym szacunkiem. Ot, jeszcze jedna redakcja, której marzy się monopol światopoglądowy w środkach masowego przekazu, pełna hipokrytów, a dowodzona przez wyjątkowo nieciekawą postać. Wydawało się, że po tym, jak w maju ub.r. w „Gazecie Wyborczej” ukazał się reportaż dowodzący przemocowych zachowań Andrzeja Skworza, redaktora naczelnego „Press”, wobec podwładnych, nikt szanujący się Skworzowi ręki już nie poda, salonik mediów III RP go wyrzuci na zawodowy śmietnik, a pisujący do branżowego periodyku nie będą chcieli dłużej firmować tego bajzlu swoimi nazwiskami.
Nic takiego się nie stało. W grudniu rozdano nagrody w kolejnej edycji konkursu „Grand Press”, a zwycięzca w głównej kategorii – Wojciech Czuchnowski z „GW” – zdobi okładkę najnowszego wydania miesięcznika, w środku zaś znajdziemy wywiad z nim obejmujący 13 stron. Reprezentanci mediów głównego nurtu bili się o laury w poszczególnych kategoriach, a charakterystykę tego konkursu dużo lepiej od listy nagrodzonych oddaje lista nominowanych. I tak w kategorii „News” uhonorowano reprezentantów Onetu (dwukrotnie), wp.pl (dwukrotnie), rp.pl, tvn24.pl i RMF FM. Okazało się, że w kategorii dziennikarstwo śledcze dobre materiały ukazały się tylko w TVN (4 nominacje), TVN24 (2 nominacje) i w „Wyborczej” (1 nominacja). W kategorii publicystyka warte odnotowania były wyłącznie propozycje zgłoszone przez RMF, Onet, „Tygodnik Powszechny”, wp.pl i „Przegląd”. W kategorii reportaż prasowy/internetowy: wp.pl (2 nominacje), tvn24.pl, natemat.pl, „Gazetę Wyborczą” i interię.pl. W kategorii reportaż tv/wideo: TVN (3 nominacje), TVN24 (2 nominacje), Onet i Polsat (po 1 nominacji). Reportaż audio: Radio Centrum, Tok FM i Radio 357 (3 nominacje). I tak dalej…
Pełen pluralizm, pełen przegląd rynku i obiektywne podejście do zawodu, nieprawdaż? Dodajmy, że przepis na załapanie się na nominację/nagrodę jest od lat banalnie prosty. Kluczowe jest, by dana publikacja – bądź jej autor, a najlepiej jedno i drugie – jak najmocniej dali się we znaki politycznemu obozowi niepodległościowemu. By – niezależnie od faktów – z powodu nominowanej produkcji obóz PiS doznał jak najcięższych obrażeń. I tak to się kręci. A bawiąca na korporacyjnych balach lewacka część dziennikarskiego środowiska cieszy się, że połowie opinii publicznej brutalnie zabierane są jedyne media patrzące na świat inaczej niż ono.
Najwyraźniej wierzą, że ich propaganda teraz już dokończy dzieło i zmusi samodzielnie myślących do pokochania króla Europy i owinięcia się tęczową flagą. Próbujcie, towarzysze. Być może bój to jest wasz ostatni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/677534-press-miara-upadku-srodowiska-dziennikarskiego