„Myślę, że środowisko, w którym Marcin Kącki pracował, w jakiś sposób temu sprzyjało. Przecież nikt nie jest samotną wyspą, on nie pracował dla siebie, lecz dla określonych redakcji. Rodzaj dziennikarstwa, uprawiany w tej gazecie, przynosi takie skutki. Ludzie się dramatycznie gubią” – mówi portalowi wPolityce.pl prof. Hanna Karp, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Wielkie poruszenie w mediach wywołała sprawa dziennikarza „Gazety Wyborczej” Marcina Kąckiego. W piątek 5 stycznia opublikował na portalu Wyborcza.pl skandaliczny tekst „Moje dziennikarstwo - alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem”. Opisywał tam nie tylko najgłośniejsze sprawy w jego karierze dziennikarskiej, ale też wydarzenia z życia prywatnego, m.in. przyznał się do nieobyczajnych zachowań wobec kobiet. Dziennikarka „Newsweeka” Karolina Rogaska zamieściła wczoraj na Facebooku długie oświadczenie, w którym podkreśla, że jest jedną z kobiet pokrzywdzonych przez Kąckiego.
Do sprawy odniosła się też Polska Szkoła Reportażu, w której wykładał, informując, że o zachowaniach, jakich miał dopuszczać się dziennikarz, wiedziała od kilku tygodni, a Kąckiego odsunięto od pracy ze studentami. O zawieszeniu dziennikarza poinformowała dziś również w swoim oświadczeniu „Gazeta Wyborcza”.
„Ta redakcja po prostu się rozpada”
Dlaczego coraz częściej słyszymy o takich historiach w środowisku, które nosi na sztandarach „prawa kobiet”, „wrażliwość” czy „empatię”? O komentarz w sprawie Kąckiego poprosiliśmy prof. Hannę Karp, członka KRRiT.
Myślę, że cała historia ma swój kontekst. A nawet kilka spraw zaszytych gdzieś w głębi tego wszystkiego
– ocenia rozmówczyni wPolityce.pl.
Całe środowisko jest poruszone. To kolejny już raz, gdy słyszymy o mediach głównego nurtu – nie chodzi tylko o tę gazetę, ale również o media elektroniczne – gdzie tak wstrząsające są relacje interpersonalne i kryminalne zachowania dziennikarzy
– dodaje prof. Karp, zwracając uwagę na jeszcze inną kwestię.
Wciąż nie wiemy, dlaczego odszedł z redakcji pan Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego. Właściwie zniknął. Oczywiści pisuje felietony, w których pogania Donalda Tuska, zdaniami w rodzaju: „Przez osiem lat złodzieje okradali nas z demokracji…”. I pyta czy „przywracanie stanu zgodnego z prawem może być bezprawne?”… Kolejne dziwne odejście z redakcji przy Czerskiej to Paweł Wroński, który w tej chwili stał się rzecznikiem Radosława Sikorskiego w MSZ. Ta redakcja, według mnie, pod względem personalnym po prostu się rozpada. A publikacja, o której mówimy, to już tylko pewien skutek postępującego procesu
– wskazuje medioznawca.
Marcin Kącki to jeszcze stosunkowo młody człowiek, ma czterdzieści parę lat. W tej chwili widzimy, że jako człowiek i jako dziennikarz zderzył się ze ścianą. Wygląda na to , że jest to ktoś głęboko zdemoralizowany. Myślę jednak, że środowisko, w którym pracował, nie zauważało tego, gdyż był taki jak inni. Nikt nie jest samotną wyspą. On nie pracował dla siebie, był już swoistym produktem, częścią zespołu, odbierał nagrody, był więc nawet lepszy od innych
– dodaje prof. Hanna Karp.
Ten rodzaj dziennikarstwa, uprawiany w tej gazecie, przynosi takie właśnie skutki. Ludzie się dramatycznie gubią
– ocenia.
Zadałam sobie zresztą trud przeczytania tego artykułu, bardzo długiego, momentami tragicznego. Dziwi mnie, że w ogóle w takiej formie został dopuszczony do druku. Nie wiem, jak długo powstawał. To jakiś rodzaj grafomanii, słowotoku, strumienia świadomości, momentami przedziwnych wynurzeń, pisanego jakby w jakimś dziwnym stanie
– mówi rozmówczyni wPolityce.pl.
Myślę jednak, że to jest jednak wierzchołek góry lodowej. To kolejny punkt, w którym znalazła się „Gazeta Wyborcza” pod względem personalnym. Seria zwolnień i odejść z tej redakcji trwa od dawna, choć odejście redaktora Kurskiego otacza dziwna cisza, środowisko grzecznie milczy
– podkreśla prof. Karp.
Kącki i Radio Maryja
Oficjalnym wyjaśnieniem podanym przez Kurskiego 13 grudnia 2023 r. było to, że ‘„Wyborczej” potrzebna jest zmiana pokoleniowa”.
Przecież wiemy, że redaktorem naczelnym od lat jest pan Adam Michnik i nikt nie czyni mu zarzutów z powodu jego roku urodzenia. Jarosław Kurski to mężczyzna w sile wieku, jeszcze nie osiągnął wieku emerytalnego. Co zatem powoduje trwające w redakcji niekończące się odejścia
– mówi portalowi wPolityce.pl członek KRRiT i wskazuje na pewien interesujący szczegół, jeśli chodzi o karierę Marcina Kąckiego:
Przypominam sobie, jak przed kilkoma laty, w roku 2019, napisał scenariusz spektaklu „Wróg się rodzi…” dla toruńskiego Teatru im. W. Horzycy, gdzie próbował opisać środowisko Radia Maryja i jego tożsamość grupową, dołączając do ówczesnej atmosfery przypisywania mowy nienawiści , płynącej rzekomo z tej radiowej anteny. Wtedy dla „Wyborczej” mówił, że mowa ta podparta jest Biblią i usprawiedliwiona głosem Boga. Kącki wydawał się wówczas być pierwszym strażnikiem moralności.
W ten sposób jego sztuka wpisała się w całą kampanię oszczerstw i pomówień wobec całego toruńskiego środowiska. Ukazywały się, co zresztą wciąż trwa, całe serie artykułów, które miały uderzać w nie i ośmieszać w oczach opinii publicznej. Teksty pisane pod tezę, bardzo napastliwe wobec założyciela Radia Maryja , niepoparte zupełnie niczym, powstawały ze świadomością tego, że ojcowie, nie zareagują
– podkreśla nasza rozmówczyni.
„Uwierzył w swoją wielkość”
Oświadczenie wydane przez „Gazetę Wyborczą” zostało sformułowane w taki sposób, że wygląda, jak gdyby przyczyną zawieszenia był fakt, że Kącki nie zgłosił nikomu oddania tekstu, czym „nadużył zaufania” redakcji i czytelników, mniej podnoszone są natomiast zarzucane mu zachowania, do których również sam w jakimś stopniu się przyznaje.
Redaktor naczelny „Wyborczej” i jego zastępczyni w oświadczeniu poinformowali, że postanowili go odsunąć od pracy z dziennikarkami, choć jak zaznaczyli docenili jego wyznanie , które uznali za szczere… I dodali, że redakcja opublikowała jego spowiedź nieświadoma, że może mieć drugie dno - wyprzedzające usprawiedliwienie własnych występków. Te wyjaśnienia brzmią jednak żałośnie, nic nie widzieli, o niczym nie słyszeli
– zauważa medioznawca.
Tu sama nasuwa się inna całkiem niedawna historia, związana z Tomaszem Lisem, długoletnim redaktorem tygodnika „Newsweek”, oskarżonym o mobbing i poniżanie swoich pracowników. Choć Kącki wydaje się być osobą, która dawno przekroczyła czerwone granice, kochając jak sam wyznał „flirt, podbój i napięcie erotyczne” już całkowicie zagubioną, którą powinien zająć się prokurator. Obie te postacie mają jednak coś wspólnego. Kącki, podobnie jak Lis, dziennikarz, przez mainstream nagradzany, uwierzył w swoją wielkość i wydaje się, że w polskim dziennikarstwie głównego nurtu wybujały narcyzm, to typ osobowości dominującej. Dlatego nie dziwi, gdy w mediach społecznościowych jedna z dziennikarek w dyskusji o artykule Kąckiego zauważa, iż „przekalibrował swój kompas” i zaznacza, że „czeka na zbiorowy pozew ofiar”
–podsumowuje prof. Karp.
Not. JJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/677416-prof-karp-sprawa-kackiego-to-wierzcholek-gory-lodowej