„Jako dwukrotny poseł, pierwszy przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz założyciel tych spółek w pełni aprobuję działania prezydenta w tej sprawie. Apeluję także do tych, którzy krytykują pana prezydenta bez jakiejś szerszej perspektywy. Choćby nie wiem jakie błędy popełniły media publiczne wcześniej, to metoda korekty przy pomocy kija jest niegodna demokratycznego państwa i jeszcze raz powtarzam swój apel do pana prezydenta - niech wezwie wszystkich, którym rzeczywiście leży dobro mediów publicznych do rozmowy, a jeśli się nie stawią, to tylko sobie wystawią świadectwo” - powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Marek Markiewicz.
wPolityce.pl: Jak Pan, jako pierwszy przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ocenia zamach rządu Donalda Tuska na media publiczne?
Mec. Marek Markiewicz: W moim przekonaniu - a mam do tego tytuł, by je wyrażać jako współautor ustawy o radiofonii i telewizji, ale także jako założyciel spółek Polskiego Radia i Telewizji, bo byłem wtedy przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - sytuacja jest oczywista. Trzyletnie prace nad ustawą o radiofonii i telewizji były poświęcone wyłącznie temu, by odciąć jakiekolwiek możliwości wpływu władzy, jakakolwiek by ona nie była, na media publiczne. To była podstawowa zasada. Dla tego celu ustanowiono organ wpisany do Konstytucji, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, do którego właściwości, a więc podstawowego celu działania, należały sprawy radiofonii i telewizji. Nie do ministra takiego czy innego, nie do premiera, ale właśnie do tego organu. Bo po to on został powołany. Zgodnie z artykułem tej ustawy do kompetencji Krajowej Rady należało uzgadnianie kierunków polityki państwa w zakresie radiofonii i telewizji z premierem. Nic mi nie wiadomo o tym, by pan premier Tusk konsultował z organem konstytucyjnym kierunki zmian w mediach publicznych, których dokonał w sposób brutalny na oczach całego społeczeństwa.
Do ustawy o radiofonii i telewizji dołączona została ustawa o Radzie Mediów Narodowych, do której wyłącznej kompetencji należy powoływanie i odwoływanie mediów publicznych. To że Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że jest to daleko idące ograniczenie uprawnień Krajowej Rady, to zgadzam się, jest to ograniczenie i tak nie powinno być, ale Trybunał Konstytucyjny nie uchylił tych przepisów, a ani PiS, ani opozycja nie drgnęły przez te lata, by dokonać stosownej zmiany ustawowej. Nie słyszałem o żadnym planie opozycji i rządu, by przywrócić stan pierwotny funkcjonowania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. A nieuchylone przepisy obowiązują i zostały pogwałcone bezpośrednio i brutalnie, literalnie także wbrew zapisowi ustawy z artykułu 29., że zarząd mediów publicznych nie jest związany jakimikolwiek decyzjami właściciela dotyczącymi programu. A jak słyszę, to właśnie program był podstawą do postawienia mediów w stan likwidacji.
Zgodnie z tym, co mówiłem przed Sejmem, referując także ustawę o radiofonii i telewizji, w zasadzie przyjmowaliśmy, że media publiczne nie są do likwidacji w trybie kodeksu handlowego, a obecnie kodeksu spółek handlowych. Świadczą o tym zapisy ustawy - zresztą doskonale rozumiał to pan Rywin, kiedy udawał się do Adama Michnika, zakładając że ma on do tego kompetencje - o likwidacji ośrodków terenowych Telewizji Polskiej, wpisanych do ustawy, co do której nikt wtedy nie miał wątpliwości, że zmienić można to tylko zmianą ustawy, a nie uchwałą kogokolwiek, choćby najważniejszego gremium.
W związku z tym, jeżeli już teraz się mówi, że cel uświęca środki, to trzeba powiedzieć, że ja nie rozumiem, jaki cel chce osiągnąć pan premier zastępując jednych dziennikarzy drugimi, tych wyrzucanych z telewizji traktując jak śmieci na oczach całego społeczeństwa. Natomiast, jak to ma przybliżyć model funkcjonowania niezależnych mediów, za którym ja jestem, bo całe życie o to walczyłem.
Oczywiście, stojąc pod siedzibą Polskiego Radia zwróciłem się z apelem do pana prezydenta, żeby zwołał może okrągły stół, w którym wystąpią przedstawiciele mediów, Krajowej Rady, ludzie którzy się znają na mediach i odpowiedzą na podstawowe pytania: czy my chcemy mediów publicznych? Czy jest to możliwe w warunkach funkcjonowania polskiej polityki, przez to rozumiem nieogarnioną chęć każdej formacji politycznej do dominowania w mediach, każdej przez ostatnich 30 lat? Czy szukamy może innych dróg, jak choćby pomysł Ryszarda Miazka, przekształcony niedawno przez Jacka Żakowskiego podziału mediów pomiędzy formacje polityczne? Można o tym rozmawiać, bo taki podział miał miejsce w innych krajach. Wreszcie, czy dziennikarze są zakładnikami swoich szefów i dysponentów politycznych? Mamy tu do czynienia w dużym stopniu z odpowiedzialnością zbiorową dziennikarzy, bo zwolnionych jest bardzo wiele osób w sposób niegodny dla tego zawodu i rozwiniętej demokracji
Mówię to z nadzieją, że wreszcie ktoś zrozumie, że wszystkie cele w mediach można osiągnąć, ale nie kijem i nie na siłę! Dlatego że w istocie rzeczy już w tej chwili cały dorobek, który się wiąże z marką Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, z wielkim skarbem ośrodków regionalnych telewizji i spółek radiowych w terenie, przecież na to pracowały pokolenia ludzi, został zmarnowany, nadwyrężony i trzeba będzie wielkiej pracy, żeby to przywrócić, chyba że te działania są na korzyść konkurencji. Ale nie sądzę, żeby pan premier był skłonny przyznać, że w takim duchu działa, w co zresztą nie chcę wierzyć.
Wspomniał Pan o panu prezydencie i pomyśle okrągłego stołu. Andrzej Duda został jednak zaatakowany przez koalicję 13 grudnia i sprzyjające jej media po wecie do ustawy okołobudżetowej, w której rząd Donalda Tuska wpisał 3 mld zł na przejęte media publiczne, a następnie po orędziu noworocznym, w którym głowa państwa wyraziła sprzeciw wobec łamania Konstytucji. Taka sama narracja popłynęła zarówno ze strony „Faktów” TVN, jak i „19:30”, czyli programu neo-TVP, posłużono się tymi samymi prawniczymi „ekspertami”. Czy w takiej sytuacji w ogóle istniałaby wola do rozmów?
Odpowiem - jako dwukrotny poseł, pierwszy przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz założyciel tych spółek w pełni aprobuję działania prezydenta w tej sprawie. Apeluję także do tych, którzy krytykują pana prezydenta bez jakiejś szerszej perspektywy. Choćby nie wiem jakie błędy popełniły media publiczne wcześniej, to metoda korekty przy pomocy kija jest niegodna demokratycznego państwa i jeszcze raz powtarzam swój apel do pana prezydenta - niech wezwie wszystkich, którym rzeczywiście leży dobro mediów publicznych do rozmowy, a jeśli się nie stawią, to tylko sobie wystawią świadectwo.
Co dalej z mediami publicznymi? Czy – w Pana ocenie - w procesie likwidacji, a w zasadzie destrukcji, zostaniemy postawieni przed kolejnymi „faktami dokonanymi”, czy też może to czynny opór przełamie ten proces?
Ja nie za bardzo wierzę w czynny opór. Ja wierzę w rozsądek i opinię publiczną, która znakomicie dostrzega, co jest obroną interesów partyjnych, co jest obroną indywidualnych politycznych oczekiwań, a co jest obroną dobra społecznego, jakim są media publiczne. To każdy dostrzeże. Trudno się dziwić, że partia, która przegrała wybory, walczy o zachowanie pewnego statusu z momentu wyborów. Rozumiem partię, która wygrywa wybory, ale niech nie mówi, że dąży do odpolitycznienia mediów! Jeżeli wyraża niezadowolenie, to każdy normalny człowiek powie, że skoro w państwie jest organ konstytucyjny, to premier, szef partii, czy szef koalicji zwraca się do tego organu i mówi, że ma zastrzeżenia takie a takie do mediów publicznych; przedstawia je, żądając korekty. I to jest naturalne działanie. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie jest w stanie odmówić takiemu żądaniu, jeżeli jeszcze byłoby ono realizowane na oczach całego społeczeństwa. Inaczej to mamy taką łomotaninę z lewej i prawej strony. Protestuję tylko przeciwko angażowaniu w to autorytetu prezydenta, którego działania są dla mnie w pełni zrozumiałe.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/676771-nasz-wywiad-markiewicz-prawo-medialne-zostalo-pogwalcone