„Rząd zatrzasnął się w dziecinnym pokoju i dewastuje go, nie bacząc na cokolwiek. Co jest tym bardziej zastanawiające” - stwierdza w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Hanna Karp, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
wPolityce.pl: Jak pani ocenia podstawę prawną, a w zasadzie szukanie jej przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, na mocy której szef resortu kultury postanowił dokonać kontrowersyjnych zmian w mediach publicznych?
Prof. Hanna Karp: Wydawałoby się, że prof. Bodnar jest uczonym w piśmie i prawie, obecnie na bardzo odpowiedzialnym stanowisku. Jego wypowiedź świadczy o tym, iż stronę rządową ogarnia panika. Obserwujemy jej nerwowe ruchy, a minister Bodnar też traci głowę. Przedziwne noworoczne orędzie Donalda Tuska, którego treść brzmiała jak wyrwana kartka z utopijnej powieści o krainie szczęśliwości tylko to potwierdza. Wypowiedź ministra Bodnara: „…Przywracamy konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej…” kompromituje go na całej linii.
Jest rewolucyjne, bolszewickie prawo – „dajcie człowieka, a znajdziemy paragraf”. Polityka faktów dokonanych, wedle których działa rząd Donalda Tuska zaczyna mocno trzeszczeć. A przecież jest na samym początku drogi. Ja się nawet wcale nie dziwię, że tak jest. To, co zgotowano po 19 grudnia Polakom - łamanie zasad konstytucji sejmowymi uchwałami - nie objawiłoby się w koszmarnych snach. Sytuacja w jakiej obecnie znaleźliśmy się jest skutkiem działań zaledwie kilku tygodni nowego rządu. Wygląda to na realizację wizji szefa dawnego resortu służb, dziś ministra kultury: „ch…, d… i kamieni kupa”.
Kto wobec tego jest, według pani profesor, zleceniodawcą ministra Bartłomieja Sienkiewicza?
Myślę, że bezpośrednim jest jego przyjaciel – bo wiadomo, że są w bliskich relacjach – premier Donald Tusk. Jednak szef rządu także nie wydaje się być do końca inspiratorem wszystkich tych działań. Tu, na potwierdzenie, dygresja do jego noworocznego orędzia, które wypowiadał jak nakręcony radośnie robot, na modłę męskiej wersji lalki Barbie.
Warto spojrzeć szerzej na kwestię mediów publicznych i plan ich dewastacji, który obserwujemy. Wydaje się, że jest to uderzenie wyprzedzające. Bardzo ważny w tym kontekście jest moment wyborów do Parlamentu Europejskiego, które mają się odbyć w czerwcu 2024 roku. Od dawna Polska jest krajem poddanym pewnemu eksperymentowi – mrożenia i głodzenia. Uważam, że Unia Europejska wyraźnie daje przyzwolenie na wszelkie ruchy premierowi. Także te niezgodne z prawem. Daje mu nawet dyskretną osłonę w tych działaniach. Znamienny był fakt, iż fatalnego 19 grudnia (ogłaszania uchwałokracji) w polskim paramencie gościła unijna komisarz Vera Jurova. Zapewne reagowałaby, gdyby wyszło coś nie tak.
Tusk ma, według mnie, za zadanie opanować na gruncie polskim to, co wydaje się nieuniknione – czyli poważną zmianę kursu politycznego, jaka szykuje się w krajach UE. Coraz więcej państw Unii nie godzi się na dyktat Berlina, Brukseli i na to wszystko, co Unia nam zapowiada, czyli bezprecedensowe zmiany w traktatach. A zapasem są także wybory prezydenckie w USA, gdzie lawinowo rośnie poparcie dla Donalda Trumpa i dramatycznie spadają akcje prezydenta Joe Bidena. W tej sytuacji Polska ma być krajem, który w sposób przykładny zostanie przywołany do porządku. Dlatego Premier może zrobić bezkarnie wszystko, także z mediami publicznymi, mając pewność, że Unia Europejska w żaden sposób nie zareaguje.
Sytuacja w mediach publicznych jest tu jedynie składową i pewnym elementem powyższej strategii. Niewątpliwie głos ministra Bodnara świadczy o tym, że rozmaitych uzasadnień w ramach tzw. „wyższej konieczności” będzie on szukał jeszcze na paru innych polach takich jak sądownictwo, bankowość, gospodarka i wiele innych. Mamy w Polsce kilka obszarów, nad którymi wisi miecz Damoklesa, a raczej Tuska.
Minister Sienkiewicz zakomunikował też, że podjął decyzję o likwidacji siedemnastu spółek regionalnych rozgłośni Polskiego Radia. Dlaczego podjął ten krok i czy może to zachwiać informacją regionalną w naszym kraju?
Tu, po raz kolejny zostanie zachwiane bezpieczeństwo informacyjne Polaków, co prawda na niższym, lokalnym poziomie, ale jakże przecież ważnym! W sytuacji potencjalnych zagrożeń, np. jakiegoś lokalnego kataklizmu, pękniętej tamy, pożaru ta informacja nie będzie dochodziła w sposób pełny. Trudno mi zrozumieć czym się kieruje minister Sienkiewicz, tak konsekwentnie uderzając w media regionalne. Warto tu również zauważyć tzw. czynnik ludzki, odnoszący się do dziennikarzy pracujących w tych rozgłośniach. Zapowiada się łamanie kręgosłupów, zapewne podsuwanie jakichś lojalek do podpisu, albo wyrzucanie pracowników mediów, jeśli stawią opór zwyczajnie na bruk. W całej układance jest dużo elementów i to wszystko szykuje się dla nas na nowy rok.
Czy to uderzenie w regionalne media mogło być sprowokowane nadchodzącą kampanią wyborczą przed wyborami samorządowymi?
To ma w jakiś sposób zagwarantować stronie rządowej przewagę. W wyniku poczynań pana ministra Sienkiewicza, miałaby nastąpić zmiana narracji, zmiana składów redakcyjnych, zostaną przywołani do porządku dziennikarze rozgłośni regionalnych, którzy staną wobec perspektywy utraty chleba. Miałoby to pomóc w kreowaniu nowej opowieści w mediach regionalnych, po myśli sprawujących władzę. W perspektywie mamy dwie bardzo ważne kampanie – jedna do samorządów, a druga do Parlamentu Europejskiego. W tym kontekście będzie to dalszy ciąg niezwykle ważnej rozgrywki. Finał tych wyborów będzie strategicznie ważny dla dalszych losów Polaków i tego, co będzie się działo w naszym kraju.
Po spotkaniu członków KRRiT z prezydentem Andrzejem Dudą dowiedzieliśmy się, że rozważana jest opcja powrotu do sytuacji z 2015 roku, czyli przywrócenia roli KRRiT w zakresie obsady stanowisk kierowniczych w mediach publicznych. Czy według pani jest to scenariusz pożądany i na ile jest on w ogóle realny?
Ta, którą pan wymienił jest jedną z kilku. Co chciałabym bardzo mocno podkreślić. Akurat tę propozycję przedstawiał wcześniej w mediach minister Tadeusz Kowalski. Proszę wybaczyć, ale nie chciałabym - i sądzę, że pan prezydent także by sobie tego nie życzył - bym na obecnym etapie sprawy wchodziła w pozostałe szczegóły. W każdym razie sytuacja wygląda tak, jak przedstawiła to podczas briefingu minister Grażyna Ignaczak-Bandych: istnieje potrzeba pilnych rozwiązań w zakresie mediów publicznych. KRRiT nie ma inicjatywy ustawodawczej, ale współpracujemy w tej chwili nad pewnymi propozycjami. Bardzo nam - i nie muszę chyba dodawać, że także panu prezydentowi, zależy na tym, by przedstawić stronie rządowej pewne rozwiązania, które mogłyby być do przyjęcia dla wszystkich. Jeśli zostaną one odrzucone, to warto, by strona odrzucająca przyjęła skutki własnej decyzji z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Jak pani ocenia weto pana prezydenta ws. ustawy okołobudżetowej, w której miały się znaleźć 3 mld złotych na nową Telewizję Polską?
Pan prezydent właściwie nie mógł inaczej zareagować. Wszystko, co się stało, wymagało zatrzymania lawiny prowadzącej do dewastacji mediów publicznych. Trudno, by pan prezydent zgodził się też na to, aby pieniądze zostały przeznaczone na media, do których wtargnęli - na podstawie sejmowej uchwały - ludzie nieznani, niesprawdzeni i nie dający rękojmi także pod względem bezpieczeństwa, z dostępem do infrastruktury krytycznej państwa. Poza tym mamy tu do czynienia z ogromnym majątkiem. Jakiekolwiek przyzwolenie, na to by, pieniądze mogły zostać wykorzystane w zaistniałej sytuacji, byłoby nieodpowiedzialne.
Jakie działania będzie dalej podejmować KRRiT poza tymi, które zostały dotychczas podjęte?
KRRiT działa zgodnie z obowiązującym w konstytucji prawem i ustawami, w ramach kompetencji, które ustawowo są jej powierzone. Nie możemy i nie planujemy wykraczać poza to, co jest zapisane w prawie. Możemy jednak protestować i dawać sygnał wszystkim środowiskom dziennikarskim, właściwie na całym świecie. Ogłaszaliśmy nasze stanowiska skierowane np. do organizacji ERGA, czyli naszych odpowiedników na całym świecie o tym, co dzieje się w Polsce. Otrzymaliśmy już wiele sygnałów i odpowiedzi podmiotów, które się z nami solidaryzują, jak np. z krajów bałtyckich. Niedawno, w październiku 2023 r. mieliśmy konferencję i spotkaliśmy się z naszymi odpowiednikami z krajów dziesiątki, które wspólnie z nami wstąpiły do Unii Europejskiej, a które bardzo podobnie odczuwają zagrożenie płynące ze wschodu.
Pamiętajmy, że wszystko o czym mówimy, ma swój kontekst wydarzeń rozgrywających się za naszą wschodnią granicą. W związku z tym, sytuacja jest bardzo drażliwa i dziwię się stronie rządowej, że działa tak ostentacyjnie, jakby w stanie furii. Że z taką pasją prowadzi proces unicestwiania i wygaszania mediów publicznych. Uwzględniwszy nawet wszystkie wcześniejsze jej zastrzeżenia. Rząd zatrzasnął się w dziecinnym pokoju i dewastuje go, nie bacząc na cokolwiek. Co jest tym bardziej zastanawiające.
Rozmawiał Paweł Nienałtowski
CZYTAJ TEŻ:
— W sieci LENY, czyli dlaczego europejska prasa kopiuje zmanipulowany przekaz „Wyborczej”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/676567-prof-karp-tusk-jest-bezkarny-wiedzac-ze-ue-nie-zareaguje