Informacje o tragicznej śmierci dzieci nie pozostawiają ludzi obojętnymi. Dzieci zakatowane na śmierć przez rodziców bądź ich konkubentów, ginące przez lekkomyślność kierowców na pasach dla pieszych czy wreszcie pozostawione bez pomocy, gdy tego potrzebują. Ta ostatnia okoliczność miała miejsce w przypadku śmierci 14-letniej Natalii z Andrychowa, która trafiła w stanie głębokiej hipotermii po tym, jak przesiedziała kilka godzin pod sklepem, nie wiedząc, gdzie jest i źle się czując. Zmarła po przewiezieniu do szpitala, w którym pomimo wysiłków ponad dwudziestoosobowego zespołu lekarzy nie udało się jej uratować.
Jak do tego doszło, dlaczego dziecka nie odnaleziono wcześniej i kto w tej sprawie ponosi odpowiedzialność, ustala prokuratura. Jedno jest pewne – zawiedli dorośli. Być może ci, którzy za późno rozpoczęli akcję poszukiwawczą, a na pewno ci, którzy obojętnie przechodzili obok siedzącego kilka godzin nieruchomo przed sklepem dziecka. Ci ostatni nie poniosą kary, tak samo jak w przypadku sąsiadów, którzy „nie słyszą” krzyku maltretowanych dzieci za ścianą.
Nic dziwnego, że sprawa Natalii była i jest szeroko relacjonowana w mediach. To nie tylko gonienie za sensacją, ale także przestroga i napomnienie dla nas , żebyśmy goniąc za swoimi codziennymi sprawami i mając głowę zajętą troskami i problemami dnia codziennego potrafili dostrzec, że gdzieś na tej naszej drodze jest człowiek, dziecko czy dorosły, który potrzebuje pomocy, zatroskania się, czy nic mu nie jest, czy się dobrze czuje, czy nie potrzebuje naszego wsparcia.
Jeśli takie intencje towarzyszą medialnemu nagłaśnianiu takich przypadków, należy tylko temu przyklasnąć i ucieszyć się, ze media o takiej swojej roli w pogoni za sensacją jednak nie zapomniały.
Jeśli jednak na tragedii dziecka i jego rodziny chce się ubić interes i transmitować jego pogrzeb w płatnym kanale telewizji komercyjnej, to wszelkie granice zostały przekroczone, choć pewnie przedtem również kolejne przekraczano, ale w mniej spektakularny sposób.
Nie dziwi zatem fala oburzenia w mediach społecznościowych – „hieny z Wiertniczej” , „fajnie tak sprzedawać ludzkie tragedie i emocje?” , „koniecznie pokażcie trumnę. A gdyby rodzina przyniosła jakieś maskotki, zabawki, coś, dajcie zbliżenie. Ludzie mają prawo widzieć tę krzywdę, ten żal. Do dzieła!”, „Jeżeli myślisz, że granice zostały przekroczone, to masz rację”, „Za zgodą rodziny będziemy transmitowali pogrzeb / operację / poród / konanie…Gdzie leży granica? Nigdzie! - cieszy się TVN24”.
I na nic tłumaczenia stacji TVN24 w wydanym specjalnie oświadczeniu:
Od początku, jako redakcja, jesteśmy głęboko poruszeni historią Natalii. Szeroko relacjonowaliśmy ją na naszej antenie i w portalu, pozostając w stałym kontakcie z rodziną. W porozumieniu z nią zdecydowaliśmy się także, na relacjonowanie uroczystości pogrzebowych. Za tymi decyzjami stoi nasza wspólna troska o to, by historia Natalii nigdy się nie powtórzyła.
Większość komentujących w mediach społecznościowych jednoznacznie ocenia tę decyzje komercyjnej stacji – wykorzystuje śmierć dziecka.
A przecież jeśli przy okazji ta troska przyniesie wymierne zyski, bo tak jak walki MMA jest transmitowana w płatnym kanale, no cóż… na tragedii też można zarobić, cóż w tym złego?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/673405-zarabiac-na-smierci-coz-moze-byc-bardziej-obrzydliwego