wPolityce.pl. Dowiadujemy się dzisiaj, że zdecydował Pan o karze dla EuroZet. Dlaczego?
Maciej Świrski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji: Zacznijmy z innej strony. Proszę postawić się w następującej sytuacji… Załóżmy, że jest Pan zwykłym konsumentem mediów w Polsce. Dowiaduje się Pan najpierw przez Twittera, potem poprzez cykl informacji na stronach EuroZet, a następnie przez przekaz radiowy i ogólnopolskie przekazy wszystkich mediów, że bez wiedzy polskich służb, amerykańskie służby specjalne czy Secret Service „przemycały” przez terytorium Polski prezydenta Zełenskiego w czasie jego podróży do Stanów Zjednoczonych, ponieważ utraciły zaufanie do polskich służb. I co Pan czuje?
Zdziwienie, konsternację, no i oczywiście niepokój o bezpieczeństwo kraju i moje, skoro amerykańskie służby straciły zaufanie do polskich służb.
Czy stara się Pan sprawdzić tę informację, czy raczej jej Pan wierzy?
Przy takiej skali szerokiego rozpowszechnienia informacji raczej po prostu wierzę.
Proszę sobie uświadomić, że to nie jest potencjalny scenariusz jakiegoś hipotetycznego wydarzenia. Tego rodzaju komunikat został podany do publicznej wiadomości przez RadioZet. Gdyby to była prawda, to by oznaczało, że rzeczywiście Polska jest w jakiejś dramatycznej sytuacji, skoro polskie służby nie są godne zaufania służb amerykańskich, służb naszego głównego sojusznika. I to dzieje się w sytuacji już trwającej wojny hybrydowej – co najmniej wojny informacyjnej i w sytuacji realnego zagrożenia wojną.
A jaka była prawda?
Ja to pytanie zadałem polskim służbom, a konkretnie poprzez Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych. I otrzymałem odpowiedź, że to jest kłamstwo i nic z tego, co opisywało Radio Zet, nie miało miejsca. W dalszej kolejności zapytałem ministra Mariusza Kamińskiego czy RadioZet przynajmniej zadało pytanie ministrowi albo którejś z polskich służb w tej materii. I tutaj otrzymałem odpowiedź, że do żadnej ze służb nikt nie zwrócił się z pytaniem o komentarz. Nie było takiego kontaktu ze strony dziennikarzy EuroZet. Z kolei nadawca EuroZet, zapytany w trakcie postępowania wyjaśniającego o źródła podanej przez siebie informacji, odmówił odpowiedzi zasłaniając się ochroną tychże. Podobnie nie odpowiedział na pytanie, czy zwracał się do polskich służb lub ministra o potwierdzenie swojej informacji.
Czyli prawda materialna w tej sprawie jest następująca: w sytuacji wojennej, gdy Polska jest zaangażowana we wsparcie Ukrainy, w polskich mediach pojawia się informacja z n niewiadomych źródeł, nie oparta na prawdzie, nie zweryfikowana, która podrywa zaufanie obywateli do służb specjalnych naszego państwa, do ich profesjonalizmu i stosunków z sojusznikiem. Przypomnę, że taki fałszywy przekaz to po prostu fake news. .
Przypomnę, że art. 12 Ustawy Prawo Prasowe mówi, że dziennikarz jest obowiązany zachować szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych, zwłaszcza sprawdzić zgodność z prawdą uzyskanych wiadomości lub podać ich źródło.
Tu to nie nastąpiło?
Jak już mówiłem, zadałem pytanie nadawcy, czy jego dziennikarze kontaktowali się z opisywanym podmiotem w tej sprawie, zgodnie ze wspomnianym artykułem 12, a także i artykułem 6 prawa prasowego, który mówi, że prasa jest zobowiązana do rzetelnego informowania o opisywanych zjawiskach. A zapytanie podmiotu opisywanego o jego zdanie w danej materii jest jedną z podstawowych zasad dziennikarstwa i rzetelności dziennikarskiej. Gdyby była chociaż próba takiego kontaktu, gdyby dochowali rzetelności dziennikarskiej – nie byłoby tego fake newsa, nie byłoby całej sprawy.
W ogóle wszystkie pisma Eurozet w tej sprawie wskazują na całkowite niezrozumienie, na czym polega ten problem – rzetelność dziennikarska w sytuacji informowania o sprawach związanych z bezpieczeństwem państwa. Nie dopuszczam myśli, że nadawca świadomie opublikował kłamstwo podkopujące zaufanie obywateli do zdolności państwa do panowania na swoim terytorium.
I stąd kara dla EuroZet – za nadanie audycji o takim charakterze?
Tak. Za nadanie audycji zawierającej kłamstwo, przekaz nie oparty na prawdzie czyli niedochowanie rzetelności dziennikarskiej, co jest sprzeczne nie tylko z prawem prasowym, do którego odsyła ustawa o radiofonii i telewizji, ale również z polską racja stanu. Wymierzyłem temu nadawcy karę w wysokości 476 tysięcy złotych, czyli połowy wysokości opłat uiszczanych przez tego nadawcę za używane częstotliwości.
Skąd taka wysokość kary?
Wysokość kary jest taka właśnie, ponieważ fałszywy, niepotwierdzony przekaz (nie będący prawdziwą informacją) i przez to, że miał bardzo szeroki oddźwięk medialny, dodatkowo wzbudził zaniepokojenie społeczne.
Fałszywa informacja nadana przez Radio Zet pojawiła się w ogólnopolskim przekazie wszystkich mediów. Wpisała się w wojnę hybrydową prowadzoną przez Rosję i Białoruś przeciwko Polsce, gdzie leitmotivem jest podkopywanie autorytetu władz, wzbudzanie zaniepokojenia co do szczelności granic, a także wyśmiewanie polskich działań mających na celu wzmocnienie obronności państwa – czyli także podnoszenia sprawności polskich służb specjalnych, Straży Granicznej i Wojska Polskiego.
Mimo półtora roku trwania pełnoskalowej wojny na Ukrainie, która ujawniła prawdziwe oblicze Rosji i zamiary jej władz, mimo jeszcze dłuższej wojny hybrydowej na granicy polsko-białoruskiej – bo tym w istocie jest nieustanny napór ściąganych przez Rosję i Białoruś z Afryki i Azji ludzi – nadal wielu nie dostrzega, jak poważnym zagrożeniem także dla Polski jest Rosja, jak bardzo zależy jej na destabilizacji w Polsce. To jest zagrożenie realne i wcale nie odsunięte w przyszłość, ale dziejące się już teraz.
Wszystkim nam, Polakom, potrzeba rozwagi i jedności, poczucia się wspólnotą, nawet jeśli dzieli nas bardzo wiele. Tu dużo mogą zdziałać media – rzetelnie informując, nie szukając sensacji. Niestety, często, stanowczo za często, dla „klikalności” czy „oglądalności” i „słuchalności”, z powodu własnych upodobań politycznych, przedkładania interesów innych państw czy choćby Unii Europejskiej ponad interesy własnego kraju, wreszcie ze zwykłej głupoty - media zamiast rzetelnie informować, usiłują kształtować opinie przez wzbudzanie gwałtownych emocji albo wręcz szczuć jednych na drugich. Dzielą zamiast łączyć. To zawsze jest naganne, ale w sytuacji, w jakiej znajduje się Polska jako kraj przyfrontowy, hub logistyczny dla Ukrainy, a co za tym idzie – oczywisty cel co najmniej działań dezinformacyjnych Rosji – jest to niedopuszczalne i karygodnie.
To zresztą nie jest problem tylko Polski. Podobne kłopoty mają także Litwa, Łotwa, Estonia i inne dawne „demoludy”, wciąż będące przedmiotem zainteresowania Rosji. Jestem historykiem, a historia XX wieku naszej części Europy jest mi szczególnie bliska. Toteż sposoby działania Rosji dobrze znam, a one się nie zmieniły – zmieniły się tylko techniczne możliwości i narzędzia.
Ale przecież w prawie prasowym jest mowa o roli kontrolnej mediów. Jeżeli media ujawniają jakieś nieprawidłowości, to jest to działanie pożądane, pozytywne. Dlaczego w takim razie nakłada Pan karę w tym przypadku?
Ponieważ w tym konkretnym przypadku EuroZet nie ujawniło faktycznie istniejących nieprawidłowości, dziennikarze niczego nie wykryli. Nie. Podali zmyśloną, fałszywą informację. Wygenerowali fałszywy przekaz. Tu mamy do czynienia z typowym fake newsem, który powoduje zamieszanie w infosferze, wprowadza w błąd obywateli, a rozprzestrzeniając się, wprowadza „smog informacyjny”, jak mogę to nazwać. Dlaczego to zrobili? Być może chodziło po prostu o zwiększenie słuchalności, także zwiększenie wejść na strony www i w mediach społecznościowych, bo oczywiście w Internecie też ten fake news się rozprzestrzenił.
Fake newsy są zagrożeniem dla Polski, zwłaszcza fake newsy, które dotykają kwestii bezpieczeństwa kraju, jego zdolności obronnych czy możliwości polskich służb. Rosja od lat prowadzi operacje dezinformacyjne przeciwko Polsce i to, co się wydarzyło na antenie Radia Zet wpisuje się w ten właśnie kontekst. Polska jest zagrożona napaścią ze strony Rosji, o czym Rosja mówi wprost. Przypominam, że Putin mówił wprost, że napadnie Ukrainę. Nikt temu nie wierzył, ale Rosja napadła na Ukrainę.
Tak samo Putin mówi wprost, że Rosja przypomni Polsce, komu zawdzięcza tzw. Ziemie Odzyskane. Jesteśmy w sytuacji zagrożenia i po prostu w mediach jest potrzebna szczególna wrażliwość związana z poszanowaniem, respektowaniem polskiej racji stanu. Przekaz, który podało Radio Zet, zagroził bezpieczeństwu Polski i stąd kara proporcjonalna do powagi przewinienia. Trzeba po prostu powiedzieć, że tego rodzaju zachowania będą przez regulatora ścigane z całą mocą. To nie są przelewki, tu chodzi o bezpieczeństwo państwa i bezpieczeństwo nas wszystkich.
A co z wolnością słowa?
Wolność słowa nie oznacza wolności do kłamstwa. Po wielu latach milczenia tego regulatora na temat fake newsów i nieprawdziwych treści pojawiających się w mediach elektronicznych, czas wreszcie zrobić z tym porządek. Jeśli nie reaguje się na kłamstwa, to następuje inflacja znaczenia tego słowa, następuje znieczulica społeczna na kłamstwa, nie tylko w sferze medialnej, ale też w życiu społecznym. I w końcu okazuje się, że nie można wierzyć nikomu i niczemu. Stąd tak niski w Polsce kapitał społeczny. A zanik kapitału społecznego skutkuje rozpadem wspólnoty. Wszystkie media obecne w Polsce, także komercyjne, muszą w końcu respektować podstawowe wartości, które dla naszego narodu są cenne – takie jak nasza państwowość, a także rodzina, godność człowieka, chrześcijański system wartości (co jest zapisane i w ustawie, i w Konstytucji). I prawdę, jako wartość będącą u podstaw wszelkiego myślenia, bo prawda związuje z rzeczywistością.
Tu trzeba powiedzieć kilka słów o zjawisku obecnym w Polsce za czasów komunizmu, a teraz z dużą siłą powracającym – nazywam to „kradzieżą semantyczną”. Jest to podstawianie nowych znaczeń dla słów od zawsze rozumianych przez społeczność jednoznacznie. Proces kradzieży semantycznej polega na nadawaniu słowom nowego znaczenia, często odwrotnego niż dotychczasowe. Podczas okupacji komunistycznej, zwłaszcza na początku, nazywano partię komunistyczną siłami demokratycznymi, komunistyczną dyktaturę – demokracją, a wszystkich sprzeciwiających się komunistom – faszystami.
To uwaga, jak rozumiem, nie tylko historyczna?
Tak. Współcześnie też mamy z tym do czynienia, gdy demokratycznie wybrany i przestrzegający zasad demokracji rząd Rzeczypospolitej nazywany jest „reżimem”, a działania mające przywrócić równowagę przekazu w mediach publicznych „cenzurą” . „Kradzież semantyczna” prowadzi do manipulacji publicznym dyskursem, tworzenia fałszywych narracji lub wprowadzania zamieszania. Dodajmy do tego konformizm wielu środowisk i okaże się, że mówimy specyficznym „wolapikiem”, nowomową, która przekształca przekaz. Jednocześnie różne sprawy nie mogą być nazywane po imieniu ze względu na poprawność polityczną, stygmatyzację niepokornych i wykluczenie tych, którzy mówią normalnym językiem, gdzie prawda jest prawdą a fałsz fałszem. Te zjawiska niszczą wspólnotę. Trzeba temu postawić tamę.
Czyli zamierza Pan kontrolować media?
Na pewno nie zamierzam wprowadzać żadnej formy cenzury. Zamierzam natomiast przywrócić kategorię prawdy w mediach, ponieważ uważam, że prawda jest fundamentem bezpieczeństwa informacyjnego Polski. Mam nadzieję, że ta kara będzie pierwszym krokiem do oprzytomnienia tych wszystkich, którzy albo z nienawiści do przeciwników politycznych, albo po prostu dla zarobienia pieniędzy dzięki wzbudzaniu sensacji za pomocą fake newsa wrzucają w polską infosferę, zagrożoną rosyjską dezinformacją, dodatkowe pociski niszczące zaufanie obywateli do państwa, a przy okazji do mediów także. Nie na darmo ostatnio pojawiła się informacja o badaniach zaufania do poszczególnych zawodów i zawód dziennikarza jest na ostatnim miejscu. Ludzie po prostu wiedzą, że w tej chwili w komercyjnych mediach obecnych w Polsce nie chodzi o prawdę, tylko o pieniądze zarobione dzięki produkowaniu przekazów (nie informacji), które mają wzbudzać sensację i nienawiść do tych, których rozmaici polityczni guru każą nienawidzić.
To wiąże się oczywiście z brutalizacją przekazu i języka – chodzi nie tylko o wulgaryzmy i obyczaje rynsztokowe wielu tych, którzy w komercyjnych mediach zabierają głos, ale także – moim zdaniem świadome – zabiegi rodem z komunistycznej i hitlerowskiej propagandy – odczłowieczanie, pogarda dla osób, porównywanie do kleszczy (co miało miejsce w TokFM) i tym podobne. Co więcej, te zjawiska w mediach komercyjnych opłacane są przez reklamodawców, bo przecież z reklam media te się utrzymują.
To, co się wydarzyło po 2015 roku w elektronicznych mediach komercyjnych nazywam militaryzacją narracji medialnych w Polsce.
Co pan przez to rozumie?
To znaczy informacja jest używana jako broń w rozgrywce politycznej. To już nie jest informacja tylko wyprodukowany przekaz, który nie informuje, tylko tworzy impuls do generowania na jego bazie masy narracji dla stworzenia kontekstu do amplifikacji jakichś działań, realnych działań politycznych lub – jak w przypadku informacji Radia Zet – dezinformacyjnych uderzających w polską rację stanu. Pamiętamy artykuły w Onecie, że polskie karabinki Grot do niczego się nie nadają, opublikowane tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie. W jakim celu zrobiono tego rodzaju aferę?
Wielu sobie zadaje to pytanie.
W mojej opinii, być może w interesie konkurencyjnych producentów broni, żeby polskie kontrakty na Ukrainie utrącić, żeby w to miejsce wszedł inny producent. Ci, którzy to wygenerowali, ci którzy stali na zapleczu tego całego zamętu medialnego związanego z karabinkami Grot, musieli wiedzieć, że Polska uzbraja Ukrainę w te karabiny, bo są przygotowania do odparcia ataku rosyjskiego. To zresztą pokazuje niszczącą rolę dezinformacji w polskim życiu publicznym, nie tylko z punktu widzenia politycznego, niszczenia reputacji Polski, ale także szkodzenia biznesowi. Przecież w tej chwili w Polsce można w mediach usłyszeć różne oszczercze opinie o produktach czy firmach, po czym po latach procesów okazuje się, że te opinie były fałszywe – ale firmy w ten sposób zaatakowane straciły konkretne wartości – kontrakty, klientów, reputację.
Zawsze przecież można wystąpić o sprostowanie błędnej informacji
Jak już wielokrotnie mówiłem – prawo prasowe w Polsce wymaga napisania od nowa, a jak najszybciej trzeba wprowadzić nowelizację wprowadzającą szybką ścieżkę sprostowań. Sytuacja obecnego zdziczenia w rozprzestrzenianiu fake newsów wynika także stąd, że obowiązujące przepisy o sprostowaniach są praktycznie martwe. Sytuacja z Radiem Zet i fake newsem, za którego obecnie wymierzyłem karę, nie wydarzyłaby się, gdyby prawo prasowe w tej mierze działało, bo po prostu dziennikarze wiedzieliby, że będzie natychmiastowe sprostowanie i zapewne proces o naruszenie dóbr osobistych. W sytuacji dzisiejszej, zarówno urzędy, jak i obywatele, stracili wiarę, że w obecnym stanie sądownictwa i mediów można mieć nadzieję na szybkie rozstrzygnięcie sprawy.
Co więcej – nagminne jest wykorzystywanie przez media, które piszą nieprawdę o osobach czy instytucjach, treści materiałów procesowych (np. repliki na odpowiedź na pozew) do kolejnych oszczerstw i budowania wrogiej narracji w stosunku do powodów. Z drugiej strony, art. 3 ustawy o radiofonii i telewizji daje możliwość przewodniczącemu KRRiT do korzystania z prawa prasowego, gdy w mediach elektronicznych łamane jest prawo, a szczególnie artykuł 6 Prawa Prasowego, który brzmi: „Prasa jest zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk”.
Jak już wskazywałem, w tym przypadku, gdy mowa o tej audycji w Radio Zet, dowód nierzetelności jest prosty – brak zapytania odpowiednich instytucji, czyli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych czy też Służby Ochrony Państwa. To, że tego nie zrobili, dowodzi skrajnego lekceważenia zasad dziennikarskich, a więc jest nierzetelnością. Mamy więc dwa aspekty tej sprawy: brak rzetelności, wymaganej przez prawo prasowe oraz naruszenie polskiej racji stanu. Kara wymierzona przez mnie ma więc także aspekt pedagogiczny. Zwracam uwagę na to, że nadawcy mogą nadawać wszystko, byle tylko nie łamało to prawa. A brak rzetelności w nadawanych materiałach jest złamaniem prawa.
A jeśli nadawca odwoła się do sądu?
Oczywiście, że się odwoła. Każdy obywatel i podmiot działający w Polsce ma do tego prawo. I wtedy podczas jawnej rozprawy nadawca będzie ustami swoich pełnomocników tłumaczył, dlaczego podaje niesprawdzone informacje i jak rozumie polską rację stanu. Oraz dlaczego uważa, że przekonywanie obywateli Polski, że polskie służby utraciły zaufanie służb amerykańskich nie jest podkopywaniem zaufania obywateli do instytucji państwa polskiego w dobie zagrożenia wojennego. Myślę, że obywatele ze zdumieniem będą słuchać tych tłumaczeń. Ciekaw jestem, czy Radio Zet będzie transmitować przebieg rozpraw w tej sprawie. Dobrze by było, żeby robili to jeden do jednego, na żywo, bez cięć, żeby obywatele mogli ocenić, kto ma tu rację.
Dlaczego w polskich mediach tak często pojawiają się fake newsy, informacje nieprawdziwe, nie oparte na źródłach albo nierzetelnie relacjonujące to, co mówią źródła?
Jestem zdania, że jest to skutek zbiegu trzech czynników: po pierwsze drastycznego obniżenia standardów dziennikarskich, w dodatku wzmacniane przez środowisko „nagrodami” branżowymi. O przyczynach tego obniżenia – za chwilę. Drugim czynnikiem jest po prostu opowiedzenie się części mediów komercyjnych po liberalnej stronie sporu politycznego. I po trzecie – ingerencja zewnętrzna z wykorzystaniem rozmaitych „użytecznych idiotów” jak ich nazywali bolszewicy, co przeszło do języka potocznego. Dlaczego więc nastąpiło drastyczne obniżenie standardów dziennikarskich? Dlatego, że nastąpił proces komercjalizacji mediów przy jednoczesnym cięciu kosztów, i na tak zmienioną sytuację znaleziono remedium: pogoń za sensacją, by tym sposobem zwiększyć przychody. To zaś wyeliminowało z zawodu ludzi, którzy przywiązani byli do „starej szkoły” dziennikarstwa. Bo to tańsze?
Sprawdzanie źródeł, potwierdzanie informacji, porządne napisanie tekstu, kolejne redakcje tego samego tekstu – to wszystko kosztuje czas, a to oznacza – mniej pieniędzy dla wydawcy czy nadawcy. Po drugie, przyczyną stanu dziennikarstwa w Polsce jest katastrofa edukacyjna spowodowana chybioną reformą z 1999 roku, czyli sprzed 24 lat, z której teraz z trudem się wydobywamy. Wprowadzenie gimnazjów i przestawienie szkolnictwa ze zdobywania wiedzy na zręczność rozwiązywania testów wraz ze związanym z tym konformizmem poznawczym spowodowało, że bardzo wielu ludzi urodzonych mniej więcej po 1987 roku ma podstawowe braki kojarzeniu faktów i zjawisk, logicznym myśleniu, poszukiwaniu informacji czy nawet w ortografii – co często widać w rozmaitych nagłówkach czy tekstach na portalach.
Brak siatki pojęciowej, jaką do niedawna posiadał każdy polski inteligent, wykorzenienie z tradycji i historii, do tego skrajny konformizm – to wszystko cechy, które sprzyjają ugruntowaniu się tego zjawiska, jakim jest mediaworking, co niewiele ma wspólnego z dziennikarstwem. Poza tym ludzie niezależnie myślący, stawiający pytania – nie tylko o zjawiska, które opisują, ale także swoim szefom na przykład o to, dlaczego wymagają, żeby linia redakcyjna była jawnie sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem lub po prostu prawdą – stają się kłopotliwi i w końcu znikają z redakcji. Nie nadają się do zawodu.
Ten dobór negatywny wzmocniony jest przez ludzi, którzy rezonują wrogi Polsce przekaz propagandowy dlatego, żeby utrzymać się w kręgu towarzyskim czy biznesowym. Tu mówię o tych wszystkich nagrodach przyznawanym mediaworkerom, którzy opisywali w skrajnie stronniczy i nieprawdziwy sposób rozmaite zjawiska. A ton temu wszystkiemu nadają i amplifikują go ci, którzy doskonale wiedzą, do czego takie metody służą.
Do czego?
Ich celem jest rozbicie wspólnoty, żeby Polska przestała być wspólnotą, bo bez wspólnej sprawy jaką jest ojczyzna, nasze miejsce geograficzne i obszar kulturowy, w którym czujemy się „w domu”, jesteśmy tłumem indywidualnych, posłusznych konsumentów kupujących to, co wskażą nam reklamy. Bez wspólnoty, a w konsekwencji i bez państwa – polskość nie przetrwa. Pod tym względem jesteśmy w gorszej sytuacji niż pod koniec wieku XVIII, ponieważ wtedy upadek państwa nie spowodował upadku kultury i całego dziedzictwa. Wspólnota Polaków przetrwała właśnie dzięki czerpaniu ze źródeł dotychczasowego i nadal tworzonego dorobku kulturowego. W tej chwili, niestety nie ma pewności czy kultura tworzona w Polsce jest wspólnototwórcza. Mam co do tego poważne wątpliwości.
A jedyną wartością, która w takiej sytuacji pozwoli na przetrwanie polskości, jest własna struktura państwowa, która wspiera i chroni wspólnotę. Dlatego niszczenie wspólnotowości, ataki medialne skierowane przeciwko instytucji państwa kłamliwymi, uzbrojonymi narracjami są tak szkodliwe. Mówiąc wprost – niektóre media w Polsce niszczą polską wspólnotę polityczną, tworzą podziały negujące podstawowe wartości polskiego dorobku cywilizacyjnego. Jedną z wartości w sposób szczególny atakowanych jest prawda.
Tak jak mówiłem w Sejmie podczas przedstawiania dorocznego sprawozdania KRRiT – Prawda to zgodność lub adekwatność między intelektem a rzeczywistością. Innymi słowy, coś jest prawdziwe, gdy intelekt rozumie i odzwierciedla rzeczywistość taką, jaką ona jest. Tak rozumiana koncepcja prawdy podkreśla obiektywność i niezależność prawdy od naszych przekonań lub upodobań. Jest to cecha związująca się z rzeczywistością, która jest możliwa do poznania poprzez proces myślowy i odpowiednie odzwierciedlenie rzeczywistości w naszym umyśle. Mówiąc bardziej ogólnie - prawda polega na odzwierciedleniu rzeczywistości w sposób zgodny z tym, co naprawdę się wydarzyło. Zgodność opisu z faktami jest kluczowym kryterium oceny prawdziwości jakiegoś twierdzenia lub zdania. A także pracy dziennikarzy.
To tworzy tak zwane bańki, potężne nawet grupy w których nie ma żadnego zderzenia z inną wizją zdarzeń, a często i w ogóle z prawdą.
To, że w mediach pojawiają się nagminnie przekazy nie związane z rzeczywistością powoduje, że publiczność, obywatele zaczynają żyć w świecie alternatywnym, odmiennym od rzeczywistości realnej, dotykalnej. Jeśli dodamy do tego zjawisko „baniek informacyjnych”, w których zamknięte są całe środowiska na skutek używania mediów społecznościowych i mechanizmów uzależniających, obecnych w Internecie – to mamy pełny obraz zagrożeń dla polskiej wspólnoty, która może się obronić jedynie dzięki istnieniu państwa i to silnego państwa, które może się przeciwstawić niszczącym zjawiskom.
Z tej wypowiedzi wynika, że priorytetowe cele Przewodniczącego KRRiT przesuwają się w stronę zapewnienia bezpieczeństwa informacyjnego?
Nie tyle przesuwają, co uzupełniają. Rozszerzenie o fragment, który do tej pory istniał, ale nie był egzekwowany. Artykuł 3 ustawy o radiofonii i telewizji, dający delegację do ustawy Prawo prasowe jest bardzo jasny. Sprawy nierozstrzygnięte w ustawie regulowane są prawem prasowym. Przewodniczący ma obowiązek reagować, gdy podejmie wiedzę o tym, że istnieje możliwość łamania prawa. Nie ma mowy w ustawie o tym, że jeżeli się Przewodniczącemu zachce, to może zareagować. Musi zareagować, jeśli istnieje podejrzenie łamania prawa, w tym prawa prasowego
Powtarzam jeszcze raz: wolność słowa nie jest wolnością do kłamstwa.
Skaj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/658377-szef-krritv-maciej-swirski-o-karze-dla-radia-zet-kulisy