Uporządkujmy fakty w głośnej sprawie o której więcej tutaj: Lucas chce usunięcia jego słów z „Resetu”. Rachoń reaguje: Nie zgodzimy się na cenzurę. Jestem gotów opublikować korespondencję.
Pan Edward Lucas jest europejskim korespondentem „The Economist”, autorem książek, dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem, poważną postacią życia publicznego. Można się z jego opiniami zgadzać lub nie. Ma też prawo do swoich przyjaźni i związanych z tym obaw. Ale chyba posunął się tu za daleko.
Pan Lucas funkcjonuje w anglosaskiej przestrzeni medialnej i zna doskonale panujące w niej zasady. Dziennikarze, którzy poprosili go o wystąpienie w filmie „Reset” przedstawili się z imienia i nazwiska, jasno powiedzieli dla jakiej stacji przygotowują film, nakreślili kontekst. Pojechali, nagrali, opublikowali - wszystko za zgodą pana Lucasa.
Wynika to także z korespondencji, którą zamieścił:
W systemie mediów zachodnich to byłby koniec sprawy. Nie jest prawem osoby wywiadowanej kreowanie wymowy filmu, cenzurowanie jego treści (np. by nie był on przykry dla znajomego), jakieś dziwne wycofywanie swoich wypowiedzi. Co to za formuła? Czy „The Economist” przyjąłby taką prośbę od któregokolwiek ze swoich licznych rozmówców?! Nie.
Niejeden zachodni dziennikarz odwiedził naszą redakcję. Montowali potem ze swoich wizyt w Polsce różne opowieści - mądrzejsze i głupsze, zakłamane i jednak z elementami prawdy. Godząc się na spotkanie zawsze o tym pamiętamy. Możemy się kolejny raz nie zgodzić, zażądać więcej szczegółów, możemy następczo napisać swój komentarz. Ale nie przyszłoby nam do głowy dzwonić tam i żądać przemontowania filmu czy materiału.
Oczywiście, gdyby wypowiedzi pana Lucasa zostały zmanipulowane, gdyby użyto ich w kontekście potem dodanym, gdyby przypisano mu słowa, których nie wypowiedział, miałby uzasadnione prawo do tak daleko idących żądań. O takiej sytuacji nie ma jednak tutaj mowy.
Problem pan Lucas ma tylko jeden: że film o koszmarnych skutkach resetu z Rosją opisuje także działania na rzecz tego resetu prowadzone przez pana Radosława Sikorskiego, męża wpływowej pani Ann Applebaum. Trudno sobie zresztą wyobrazić uczciwy film o resecie z Rosją, który by tego elementu nie zawierał. To dopiero byłaby manipulacja!
To dziwny problem. Bo gdyby taka sytuacja zdarzyłaby się w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, pan Edward Lucas nawet nie próbowałby w taki sposób interweniować, nie ośmieliłby się. A już na pewno publicznie. Wie, jakie tam są zasady.
Czy dla nas ma inne? Czy my mamy żyć nie w świecie wolnych mediów a w pajęczynie jakichś towarzyskich układzików gdzie o wszystkim, także scenariuszach filmów dokumentalnych, decydują nieznane nam tajne układziki?
Polecam w tym kontekście celne uwagi Jakuba Maciejewskiego: Dlaczego było oczywiste, że Edward Lucas pokaja się za udział w filmie Rachonia i Cenckiewicza?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/650589-dziwny-towarzyski-problem-edwarda-lucasa