23 marca - w dniu przyjaźni polsko-węgierskiej - „Dziennik Gazeta Prawna” opublikował komentarz autorstwa Dominika Héjja, zatytułowany w sposób, który mówi wszystko: „Koniec polsko-węgierskich bratanków i morza fikcji”. Publikacja ta skłoniła Imre Molnára, wieloletniego dyplomatę węgierskiego w Polsce, historyka relacji węgiersko-polskich, oraz Grzegorza Łubczyka, b. ambasadora RP w Budapeszcie, autora filmów i książek o tematyce polsko-węgierskiej, do napisania, wspólnie, tekstu polemicznego i przesłania go – w imię prawdy historycznej – do redakcji „DGP”, z prośbą o jego publikację. Redakcja odmówiła jednak tej prośbie. Dlatego Autorzy zwrócili się do naszej redakcji z prośbą o zaprezentowanie polemiki, co niniejszym czynimy.
Na bakier z historią polsko-węgierską
Trudno uwierzyć, że tak poważny dziennik, jakim niewątpliwie jest DGP, w dniu 23 marca br. opublikował na swych łamach artykuł „Koniec polsko-węgierskich bratanków i morza fikcji” autorstwa p. Dominika Héjja. Tytuł nie tylko szokuje, ale też bardzo mija się z prawdą historyczną. A tymczasem lekceważące użycie w tytule słowa „bratankowie” ma swoje uzasadnienie nie w „morzu fikcji”, lecz w niezwykle bogato udokumentowanych wielowiekowych dziejach przyjaźni i braterstwa obu naszych narodów! Nie jest bowiem przesadnym twierdzenie, że my Polacy z żadnym innym królestwem-państwem w Europie nie mamy równie dobrych relacji na przestrzeni wielu stuleci i vice versa.
To więcej niż dziwne, że autor, D. Héjj, tę prawdę poddaje w wątpliwość, co wybrzmiewa nie tylko w cytowanym powyżej artykule. Czyżby chciał być jednym z autorów (niestety, są tacy zarówno po polskiej, jak i węgierskiej stronie), którzy zaprzeczają p r a w d z i e, starając się odheroizować i pogrzebać niemal tysiącletnie wyjątkowe relacje Polaków z Węgrami? Ponadto zaprezentowana przezeń retoryka mocno godzi w działalność bardzo wielu osób z obu naszych krajów, które niemal całe swoje życie poświęciły na pielęgnowanie tych braterskich relacji i upowszechnianie o nich wiedzy.
Nie fikcją, a rzeczywistością były przecież związki dynastyczne rodów królewskich, poczynając od Piastów i Arpadów. Wyjątkowo dobrze zapisali się Węgrzy na polskim tronie, że przywołamy królową Jadwigę czy króla Batorego, który zreformował nie tylko nasze wojsko. W realu walczyliśmy mężnie i razem pod Mohaczem i Warną… Szczerym zatroskaniem o los bratanków podyktowane były petycje większości węgierskich komitatów do cesarza w Wiedniu, by ułatwił życie Polakom pod austriackim zaborem. Nie słownymi deklaracjami, ale aktywnym udziałem – ramię w ramię, o wolność naszą i waszą – ponad pięć tysięcy Polaków (realnych, udokumentowanych) pod wodzą generałów Bema i Wysockiego wsparło Węgrów w ich Wiośnie Ludów 1848-49. a potem w powstaniu styczniowym z naszymi rodakami na dobre i złe walczyło kilkuset Madziarów (nazwiska udokumentowane). Nie sposób nie wspomnieć o roku 1920. Lepiej nie myśleć, jaki mógł być finał Bitwy Warszawskiej, gdyby na kilka dni przed decydującym starciem z bolszewikami nie dotarł do Skierniewic zbawienny transport amunicji i broni z zakładów Weissa na budapeszteńskim Cseplu?!
Objętość tej polemiki nie pozwala przedstawić nader obszernego wykazu bogatych wzajemnych relacji politycznych, społecznych, kulturalnych, literackich, naukowych czy kościelnych i to na przestrzeni wieków! One nie zasługują, by je bagatelizować i ignorować, zwłaszcza że to prawda (fakty), nie fikcja. A skoro to fakty, to w tej publikacji należy przypomnieć o jednym z najbardziej niezwykłych okresów w naszych dziejach: II wojna światowa. W tragicznym wrześniu 1939 roku nikt nie zachował się wobec Polaków równie przyzwoicie i odważnie jak uczynili to Węgrzy! I choć tamtejsze władze licząc na pomoc Niemiec w rewizji granic swego królestwa po Trianon, zawarły polityczny sojusz z Berlinem, to mimo tego nie umożliwili Hitlerowi zaatakować Polskę od południa, a premier Teleki twardo powiedział:
„Jeśli wojska Wehrmachtu bez naszej zgody zechcą wkroczyć przez nasze terytorium, by uderzyć na Polskę, wydam rozkaz zburzenia mostów na trasie ich przejazdu”.
To wtedy po raz pierwszy Horthy i Teleki utracili zaufanie hitlerowskich Niemiec, a decyzja Budapesztu o otwarciu 18 września granicy przed ponad stu tysiącami polskich uchodźców wojskowych i cywilnych po napaści zbrojnej Stalina na wschodnią Rzeczpospolitą (17.09.1939) wręcz zaszokowała Hitlera. Małe Węgry miały odwagę powiedzieć „NIE” największej wówczas potędze militarnej świata i to zrobiły! To fikcja?
A stworzenie warunków do życia tylu tysiącom ludzi, a umożliwienie – wbrew donosom niemieckiego wywiadu – przeprowadzenie akcji przerzutowej ok. 40 tysięcy polskich żołnierzy do tworzonej we Francji armii przez gen. Sikorskiego, czy stworzenie możliwości nauki tysiącom nastoletnich Polaków i tym podobne decyzje to fikcja? Nie, to są fakty, które potwierdzają liczne publikacje historyków i dokumentalistów wzajemnych relacji – Węgrów (m.in. I. Lagzi, T. Csorba, K. Kápronczay, I. Kovács, E. Varga, A. Szalai, M. Mitrovits) i Polaków (m.in. W. Felczak, A. Przewoźnik, S. Piekarski, T. Olszański-uchodźca, M. Ostoja-Mitkiewicz-uchodźca, F. Budziński-uchodźca, K. Stasierski-uchodźca, W. Frazik, T. Kurpierz).
Pragnącym poznać bliżej fenomen wojennego uchodźstwa polskiego na Węgrzech polecamy m.in. unikatowy zbiór relacji kilkudziesięciu świadków-uchodźców z pobytu nad Cisą i Dunajem wojskowych i cywilów pod redakcją uchodźcy Jana Stolarskiego „Wspomnienia polskich uchodźców na Węgrzech 1939-1945 (1999)”, 4-tomową, dwujęzyczną historię pobytu u bratanków, autorstwa K. i G. Łubczyków PAMIĘĆ. Polscy uchodźcy na Węgrzech 1939-1946 (2009, 2012, 2015 i 2019) wyilustrowaną ponad 2 tysiącami unikatowych zdjęć, które jak wiadomo nie kłamią czy też F. Budzińskiego Szkoły polskie nad Balatonem w okresie II wojny światowej (1988), w tym o najsłynniejszej polskiej szkole czasów wojny w Balatonboglár. To Henryk Sławik i József Antall senior jako wzorowi opiekunowie tysięcy uchodźców stali się niezwykłymi symbolami tego braterstwa okresu upadku wszelkich wartości, a dzień 23 marca jako dzień przyjaźni polsko-węgierskiej to dobra okazja, by tego dnia położyć kwiaty i pokłonić się przed pomnikami tych prawdziwych, a nie fikcyjnych bohaterów, również wielkich „Sprawiedliwych”, w Katowicach oraz w Warszawie (Dolinka Szwajcarska) i w Budapeszcie (nabrzeże Dunaju).
Jakże pięknym podziękowaniem nie tylko za lata wojny była postawa i nie fikcyjna nasza pomoc walczącemu Budapesztowi ze zmasowaną agresją sowiecką w 1956 roku. I znów, choć Zachód obiecywał wsparcie to obywatele zniszczonej wojną Polski udzielili bratankom największej pomocy moralnej i materialnej. A w latach komunizmu to właśnie byli uchodźcy wojenni – bez budżetowego wsparcia – przeprowadzili przyjaźń polsko-węgierską z lat 50.tych w XXI wiek, zakładając i upowszechniając wiedzę o fenomenie polsko-węgierskiej przyjaźni i braterstwie w ponad 30 społecznych towarzystwach w całej Polsce, zrzeszonych w Federacji Stowarzyszeń Polsko-Węgierskich RP.
Piszemy to również w ich imieniu, których już nie ma wśród nas, ale z pewnością byliby oburzeni za artykuł o … końcu bratanków i morzu fikcji. Dodajmy, że ta przyjaźń ma charakter ponadpartyjny. Np. w 1999 roku w 60.rocznicę udzielenia naszym rodakom gościny uroczystym obchodom, którym patronowali Sławik z Antallem, a które odbyły się na Węgrzech pod hasłem: PAMIĘTAMY i DZIĘKUJEMY w 15 miejscowościach, uczestniczyli prezydenci (Al. Kwaśniewski i Á. Göncz), premierzy (J. Buzek i V. Orban), parlamentarzyści i liczna grupa uchodźców.
Co prawda, agresja zbrojna Putina na Ukrainę sprawiła, że nasze władze inną przyjęły postawę wobec tej wojny, co, niestety, rzuciło cień na oficjalne relacje Warszawy z Budapesztem, ale nieprawdą jest, że Polska i Węgry stanęły po dwóch stronach barykady. Węgry też przyjęły kilkaset tysięcy uchodźców z Ukrainy, organizując największą w swojej historii operację pomocy humanitarnej, by w ten sposób wspierać Ukraińców, broniących własnej niepodległości. Ta wojna nie może jednak przekreślić wielowiekowych wspólnych dziejów polsko-węgierskiej przyjaźni i braterstwa, nie fikcyjnego, prawdziwego. W przeszłości nigdy się na sobie nie zawiedliśmy i miejmy nadzieję, tak będzie w przyszłości.
Grzegorz Łubaczyk, b. ambasador RP w Budapeszcie, autor książek i filmów o tematyce polsko-węgierskiej;
Imre Molnár, wieloletni dyplomata węgierski w Polsce, historyk relacji węgiersko-polskich.
List ambasadora
PS. Publikujemy także list Janusza Szwedo, emerytowanego ambasadora RP w Państwie Kuwejt i Królestwie Bahrajnu do Redaktora Naczelnego „DGP”:
Szanowny Panie Redaktorze !
Z przykrością przeczytałem artykuł na temat stanu stosunków polsko-węgierskich, opublikowany w „DGP” w dniu 23.03.2023 pod tytułem „Koniec polsko-węgierskich bratanków i morza fikcji”.
W związku z powyższym ośmielam się zapytać: czy autor artykułu, Pan Dominik Héjj, jest uprawniony do ogłaszania „końca bratanków”? Co to jest „koniec bratanków”? Kiedy rozbieżności w podejściu Polski i Węgier do wojny na Ukrainie – daj, Boże – znikną lub złagodnieją, to Pan Dominik Héjj będzie znowu heroldem głoszącym „wznowienie bratanków” ? Czy poprawna polszczyzna dopuszcza takie sformułowanie ? I pytam dalej: czy wzajemne przyjazne gesty obu naszych krajów po Traktacie z Trianon, w czasie niemieckiej okupacji i w latach powojennych – to dla Pana Dominika Héjj’a „morze fikcji”? Czy fikcją było zaangażowanie Polaków w pomoc na rzecz Węgrów w 1956 roku ? Może było to już „dawno i nieprawda”? Czy udział Polaków w węgierskiej Wiośnie Ludów w latach 1848-49 to jeszcze starsza i niewarta wspomnienia historia? Czy „morzem fikcji” jest zbiór trzech tysięcy czterystu piętnastu biogramów (bo „tylko” tyle udało się naukowo udokumentować) polskich uczestników tych wydarzeń, w postaci leksykonu autorstwa Istvána Kovácsa „Honwedzi, emisariusze, legioniści”? Czy fikcją i nieprawdą była patriotyczna odezwa generała Józefa Wysockiego skierowana do Węgrów w 1849 roku, po klęsce powstania, zaczynająca się od słów „Walczyliśmy razem …”? A może generał Józef Bem był również „postacią fikcyjną”?
W mojej opinii, artykuł „Koniec polsko-węgierskich bratanków i morza fikcji” nie jest zwykłą dziennikarską relacją omawiającą konkretny stan rzeczy, lecz przebija przezeń twórcza satysfakcja z faktu, iż „wreszcie” okazało się, że fakt wielowiekowej przyjaźni Polaków i Węgrów był i jest obecnie „morzem fikcji”, wielkim kłamstwem, nieprawdą i oto znalazł się odkrywca, który zdecydował się nam to uświadomić.
Czy uważa Pan, Panie Redaktorze, że takie podejście przyczynia się do łagodzenia napięć w stosunkach międzypaństwowych naszego regionu, a w szczególności między Polską i Węgrami ?
Z poważaniem,
/-/ Janusz Szwedo, emerytowany ambasador RP
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/643753-przyjazn-polsko-wegierska-nie-jest-morzem-fikcji