Przyszłość państw i narodów zależeć może od wolności przepływu informacji, swobody dyskusji, niezależnych mediów. Ostatni rok, rok wojny, na różnych poziomach, pozwala nam to zrozumieć.
Dlatego proszę Państwa, naszych czytelników, abyście skorzystali z elektronicznej prenumeraty tygodnika „Sieci” i włączyli się w Sieć Przyjaciół. DOŁĄCZYĆ MOŻNA TUTAJ. W ten sposób nie tylko wspieracie wolne media, ale wykupujecie też coś w rodzaju polisy, która uchroni naszą Ojczyznę od ryzyka strategicznej drzemki, ślepoty na rysujące się wyzwania i zagrożenia.
Przyjrzyjmy się sytuacji i nauczmy się czegoś na przykładzie Niemiec, państwa bogatego, silnego, postrzeganego w świecie w kategoriach mocarstwa w zakresie soft power. Ale jest to jednocześnie państwo i społeczeństwo, które uległy zbiorowemu złudzeniu, wpadły w sen z którego, zdaniem wielu, nie zdołali się jeszcze przebudzić. Niemcy uwierzyli, że Rosję można ucywilizować a narzędziem doskonale nadającym się do tego jest handel. W Berlinie panowało przekonanie, że dzięki współpracy gospodarczej Moskale staną się bardziej pokojowo nastawionym narodem, zamieszkają z nami razem w europejskim domu a z czasem może nawet dołączą do Wspólnoty. Wojen miało nie być, armia stawała się niepotrzebnym i kosztownym zbytkiem, liczył się handel i wspólne przedsięwzięcia gospodarcze i kulturalne. Tych którzy twierdzili co innego ignorowano, patrzano na nich z politowaniem i wykpiwano, określano mianem rusofobów. Taka była powszechna, obowiązująca narracja. A gdzie były wolne media, gdzie głosy sprzeciwu, odwaga myślenia i formułowanie opinii przez tych, którzy twierdzili, że stawianie wszystkiego na jedna kartę jest ryzykowną krótkowzrocznością? Nie było, albo nie byli słyszani. Siła unifikującej wszystko narracji, podporządkowanie mediów polityce, myśleniu konformistycznemu i sloganowemu były tak wielkie, że niezależne poglądy nie mogły się przebić. Niemcy płacą za tą swoją krótkowzroczność cenę spadku znaczenia i politycznych wpływów. Ale są państwem zamożnym, silnym zarówno demograficznie jak i gospodarczo, mogą sobie na błędy pozwolić, może nawet nie stracą tak wiele. Tym bardziej, że od ich stolicy, od Berlina, jest do granicy z Federacją Rosyjską, nie licząc enklawy kaliningradzkiej, w linii prostej niemal 500 km mniej niż z Warszawy i tamtejsza elita doskonale sobie zdaje sprawę, że jeśli Rosjanie ruszą na Zachód to po drodze będą przed sobą mieć Polaków z którymi im łatwo nie pójdzie.
Ale czy my mamy podobny co Niemcy komfort? Czy możemy kopiować ich krótkowzroczną politykę? Próbowaliśmy to w Polsce robić reformując siły zbrojne w ten sposób, że likwidowaliśmy garnizony na wschód od Wisły i rozwiązywaliśmy jednostki wojskowe. Woleliśmy spacerować po sopockim molo z Putinem i deklarowaliśmy, że pewnego dnia Rosja może znaleźć się w NATO. Piszę my, choć doskonale wiemy kto taką linie prezentował, kto chciał popaść w strategiczny sen wzorem polityków z Berlina. To, że politycy ci nie mają, na szczęście, wpływu na bieg spraw publicznych w Polsce jest zasługą wolnych mediów i tego, że Polacy mieli wybór, mogli dowiedzieć się jak sprawy się mają a nie byli skazani na lekkostrawna papkę informacyjną. Choćby z tego powodu warto, do czego Państwa zachęcam, wesprzeć wolne media i dołączyć do Sieci Przyjaciół naszego tygodnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/640882-wolne-media-dbaja-o-bezpieczenstwo-polski