To kolejny bój o Polskę przegrany przez gazetę Michnika. Pozostało im odpalenie liczydeł i zjadliwe manipulacje wokół miejsc pamięci o tragicznie zmarłym prezydencie.
„Róg Kaczyńskiego i Kaczyńskiej: liczba miejsc, którym patronuje para prezydencka przekroczyła już 200” – wyliczyli małopolscy dziennikarze „GW”, a ich tekst znalazł miejsce na czołówce portalu dziennika.
Jest nawet mapka Polski z zaznaczonymi skwerami, rondami, ulicami i tunelem im. Lecha Kaczyńskiego. To nazwa tej ostatniej inwestycji na Zakopiance zabolała redakcję do tego stopnia, że zdecydowano przygotować owo zestawienie.
Dla lokalnych samorządowców patronat Lecha i Marii Kaczyńskich jest pomostem do kontaktów z Warszawą i sposobem na zyskanie przychylności władzy. Dlatego nie tylko stawiają pomniki, ale nazywają ich imieniem szkoły, ronda, korty tenisowe i sale w urzędach.
To teza gazety z Czerskiej kładziona czytelnikom do głów tępym narzędziem. Dla nich to nie mają być zasłużone miejsca pamięci, lecz elementy politycznej gry i budowania… kultu:
Kult pary prezydenckiej zaczął powstawać już w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, a miejsc poświęconych małżeństwu Kaczyńskich przybywa z roku na rok
— utyskują redaktorzy.
A przecież zdecydowana większość tych upamiętnień to efekt oddolnych inicjatyw, społecznych zbiórek, i zawsze odpowiednich decyzji władz – zwykle samorządowych.
Wyścig o to, kto pierwszy upamiętni zmarłego prezydenta, wygrało Leszno. Już pięć dni po katastrofie smoleńskiej Lech Kaczyński został honorowym obywatelem miasta. Uchwałę przyjęto przez aklamację.
„Wyścig”? A czemu miałby on niby służyć w 2010 r.? Platforma Obywatelska była wówczas jeszcze bardzo mocna, szła po drugą kadencję i prezydenturę. W interesie samorządowców było więc nie podlizywanie się (idąc za logiką „Wyborczej”) Jarosławowi Kaczyńskiemu, lecz Donaldowi Tuskowi. A jednak – mimo niesłychanej nagonki na nieżyjącego już prezydenta i kaskady rosyjsko-polskich kłamstw wokół katastrofy smoleńskiej, w wielu miejscach naszego kraju postanawiano oddać hołd pierwszemu obywatelowi tragicznie zmarłemu na służbie, w symbolicznym miejscu, w tak niejasnych okolicznościach.
Lechowi Kaczyńskiemu ta pamięć się należy, a jego zasług nie przekreślą żadne kampanie nienawiści, ani prowadzone za jego życia, ani po 10 kwietnia 2010 r.
Wyliczenia gazety Michnika trzeba czytać jako przyznanie się do wielkiej porażki. Nie udało jej się zabić pamięci o śp. prezydencie, powstrzymać stawiania tych wszystkich pomników, nadawania nazw ulicom, szkołom. To jej spektakularna klęska w boju, który podjęła natychmiast po katastrofie smoleńskiej. Bo przecież to ona rozkręcała awanturę wokół pochówku pary prezydenckiej na Wawelu. Później z satysfakcją odnotowywała porażki wojewody mazowieckiego w starciu z Radą Warszawy i NSA, dla których komunistyczni patroni byli cenniejsi od najwybitniejszego prezydenta, jakiego miała III Rzeczpospolita. Dawała potężne medialne wsparcie prezydent Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie torpedującej postawienie tragicznie zmarłej głowie państwa pomnika w godnym miejscu stolicy.
I wreszcie kibicowała (i kibicuje) troglodytom z ulicznych bojówek opozycji, które co i rusz próbują bezcześcić pamięć o Lechu Kaczyńskim oraz pozostałych ofiarach katastrofy m.in. przy pomniku na pl. Piłsudskiego.
I wszystko w piach. Co nie znaczy, że ci ludzie ustaną. Może nawet będą jeszcze bardziej zjadliwi, jeszcze ostrzej będą prowokować szwadrony współczesnej barbarii, którą wyhodowali wśród swoich wyznawców.
Niech jednak pamiętają, że nadejdzie czas, w którym ich ukochana „Wyborcza” przestanie istnieć, a te pomniki wciąż będą stały.
Czas się z tym pogodzić i po cichutku wrócić do swoich jaskiń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/621985-wyborcza-liczy-miejsca-pamieci-i-przyznaje-sie-do-porazki