Sprawa Tomasza Lisa i oskarżeń o mobbing w redakcji nadal nie ucichła. Były redaktor naczelny „Newsweeka” sugeruje, że głośny tekst na jego temat powstał… z zemsty. „W lutym tego roku osobiście odstrzeliłem rozmowy o przejściu autora tekstu, red. Jadczaka, z Wirtualnej Polski do Newsweeka” - opowiedział Lis w rozmowie z KrytykaPolityczna.pl. Dziennikarz „WP” zdążył już odpowiedzieć, przedstawiając zupełnie inną wersję.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tomasz Lis nie będzie występował na antenie TOK FM. Agora: Nie odniósł się do zarzutów. Nadal nie znamy powodów rozstania z RASP
CZYTAJ TAKŻE: Tomasz Lis i Bogdan Rymanowski idą na ugodę. Konflikt dotyczył okładki „Newsweeka”. „Sprawę uważam za zamkniętą”
Lis o odejściu z „Newsweeka”
Nie wyrzucili mnie z „Newsweeka”. Rozstaliśmy się za porozumieniem stron
— powiedział Lis w wywiadzie dla KrytykaPolityczna.pl.
Spotkałem się z dwoma przełożonymi z zarządu, usłyszałem, że są jakieś skargi. Starałem się dowiedzieć – tak wnikliwie, jak ty teraz próbujesz – o co konkretnie chodzi, bo nie miałem zielonego pojęcia
— mówił dalej były redaktor naczelny, przekonując jednocześnie, że już na początku września 2021 roku miał powiedzieć swoim współpracownikom, że jego „małżeństwo z firmą i z gazetą dobiega końca”.
Nawet dzieciom mówiłem w ostatnich dwóch, trzech latach, że moja praca w „Newsweeku” zmierza do końca. Kiedy więc spotkałem się z kolegami z zarządu, postawiliśmy tylko stempel na papierach rozwodowych
— stwierdził, nadal nie ujawniając wprost motywu tego „rozejścia”.
Tomasz Lis, gdy poruszono temat zarzutów o mobbing, nazwał to plotkami i oszczerstwami.
Według mnie z premedytacją wygotowywane i kolportowane
— dodał.
Były redaktor naczelny „Newsweeka” odpierał w wywiadzie zarzuty o mobbing i seksistowskie żarty.
Zrozumiałem, że moje metody zarządzania były trochę retro. A może bardzo retro
— stwierdził.
„Osobiście odstrzeliłem rozmowy o przejściu autora tekstu”
Sporo uwagi Lis poświęcił autorowi słynnej publikacji nt. mobbingu w „Newsweeku”. Mowa o Szymonie Jadczaku.
Spisanie skarg osób, o których wiadomo, że miały z Lisem na pieńku, kolportowanie ich, organizowanie wielotygodniowej nagonki i glanowanie wszystkich, którzy kwestionują motywy i metodę – to nie jest w mojej ocenie żadne dziennikarstwo. To straszna słabizna. Czegoś takiego żadna szanująca się gazeta na Zachodzie nigdy by nie opublikowała
— mówił.
Co więcej, Lis niejako zasugerował, że Jadczak napisał swój tekst w Wirtualnej Polsce z pobudek osobistych, a dokładnie… z zemsty.
W lutym tego roku osobiście odstrzeliłem rozmowy o przejściu autora tekstu, red. Jadczaka, z Wirtualnej Polski do „Newsweeka”. Jestem ciekaw, czy jego przełożeni wiedzieli o tym konflikcie interesów, kiedy Jadczak pisał później tekst o mnie? Czy tę wiedzę zignorowali, czy autor postanowił im o tym w ogóle nie wspominać? Jeśli w podobnej sytuacji znajdują się sędziowie, wyłączają się z procesu. To samo powinno dotyczyć dziennikarzy piszących śledztwa. Ale pragnienie zdobycia za wszelką cenę rozgłosu musiało być zbyt wielkie, by powstrzymać red. Jadczaka
— powiedział były szef tygodnika należącego do RASP.
Nie będę udawał idioty. Docierały do mnie informacje, które sprawiały, że nogi mi się robiły miękkie. Plotki, insynuacje, oszczerstwa. Myślę: „takie rzeczy o mnie chodzą? No fajnie”. Ale przecież nie będę biegał i prostował, że także plotka numer 77 jest totalną bzdurą. Bo w całej tej operacji ani przez moment nie chodziło o żadną prawdę. Szło o załatwienie wroga w ramach wielkiej kampanii zniesławiającej
— dodał Lis.
„Szybko podziękowałem za propozycję”
Po publikacji wywiadu na stronie „Krytyki Politycznej”, głos zabrał wywołany Szymon Jadczak. Dziennikarz WP wydał oświadczenie, w którym swoje wcześniejsze kontakty z Lisem przedstawia zupełnie inaczej.
8 lipca 2021 r. w Warszawie panował upał. Według archiwalnych serwisów, temperatura odczuwalna wynosiła ok. 30 stopni. Pewnie dlatego Tomasz Lis na spotkanie ze mną o godz. 11 w kawiarni przy ul. Francuskiej przyszedł w krótkich spodenkach i koszulce
— rozpoczyna Jadczak.
Dość szybko na czole Tomasza Lisa pojawił się pot. Nie wiem czy to z powodu pogody, czy dlatego, że zdecydowanie zareagowałem na jego propozycję przejścia do Newsweeka. Moja odpowiedź była zdecydowana, bo Lis w trakcie rozmowy obrażał mojego obecnego pracodawcę, czyli Wirtualną Polskę oraz mojego kolegę, jednego z byłych dziennikarzy Newsweeka. Wyrażał się także niepochlebnie o swoich podwładnych z Newsweeka. Szybko podziękowałem za propozycję
— czytamy.
Jadczak opisuje, że Lis odezwał się do niego ponownie w lutym 2022 roku.
Pisał na Twitterze. Zakładam, że przed udzieleniem wywiadu Agnieszce Wiśniewskiej nie odświeżył sobie tej konwersacji. (…) Umówiliśmy się w tym samym miejscu 18 lutego o godz. 12. Ale dzień przed Lis odwołał spotkanie. Napisał, że doszły do niego słuchy, że niepochlebnie wyrażam się na temat jego i jego pracy, więc jest zmuszony odwołać spotkanie. No cóż, kiedyś w końcu szacowny redaktor Newsweeka musiał zrobić risercz na mój temat… Nie wiem o jakim konflikcie interesów teraz mówi, skoro to on bardzo chciał mnie zatrudnić
— pisze Jadczak.
Dziennikarz „WP” przekonuje, że o spotkaniach z Lisem informował swoich przełożonych i wielu znajomych z branży.
Traktowałem to jak anegdotę. Gdy kilka miesięcy później rozpocząłem pracę nad tekstem o tym, co Tomasz Lis robił pracownikom i pracowniczkom Newsweeka, uznałem to za ironię losu
— opowiada.
„Szymon mi o tym na bieżąco mówił”
Wersję Szymona Jadczaka poparli także inni dziennikarze.
O tym, że w 21 i 22 roku do Szymona dobijał się z ofertami T.Lis, wiedziałem, Szymon mi o tym na bieżąco mówił. Narracja o „konflikcie interesów” czy „zemście” to horrendalna bzdura. Tyle
— potwierdził Paweł Kapusta, wicenaczelny „Wirtualnej Polski”.
Byłem jednym z tych, którzy słyszeli tę anegdotę. Szymek nie kłamie
— dodaje Rafał Wójcik z „Gazety Wyborczej”.
olnk/krytykapolityczna.pl/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/616732-tekst-o-newsweeku-powstal-z-zemsty-lis-vs-jadczak