„To nagrania z ‘Gazety Wyborczej’. Jedna z osób, która szła na to spotkanie miała świadomość tego, co się dzieje, nie miała zaufania do osób, które się tam wypowiadają. Czas pokazał, że od listopada, od zwolnienia Jerzego Wójcika, niewiele się zmieniło” – powiedział w „Salonie Dziennikarskim” Samuel Pereira, szef portalu tvp.info, odnosząc się do nagrań ze spotkania pracowników „Gazety Wyborczej” z zarządem Agory.
CZYTAJ TAKŻE:
Do spotkania doszło w listopadzie 2021 roku. Nagranie przekazał jeden uczestników, który postanowił je zarejestrować. Zrobił to ze względu na wysoki poziom nieufności między stronami sporu. Wzajemne oskarżenia, ostra walka o władzę, pieniądze i wpływy – to obraz, jaki wyłania się z opublikowanego nagrania.
Pereira dodał, że od tego czasu zaszły zmiany w strukturze, bo do zarządu wszedł człowiek Adama Michnika. Nie zmieniło się jednak działanie „Gazety Wyborczej” i jej podejście do dziennikarstwa.
Zablokowanie dużej części działu krajowego tylko dlatego, że ktoś ma obsesję na punkcie jednego człowieka – to niespotykane. Zapewniono budżet na jednostkę tropiącą człowieka
– dodał Pereira.
„GW” jest „wszystko jedno”?
Mecenas Marek Markiewicz zwrócił uwagę, że to, co dzieje się w „Gazecie Wyborczej” nie jest zgodne „nawet ze zdrowym rozsądkiem”.
Pamiętamy Stanisława Remuszko. To wielka postać, świetny dziennikarz. Napisał książkę „Gazeta Wyborcza. Początki i okolice”. Przypomniał, skąd się wziął ten tytuł. „Wyborcza” to była gazeta, która miała powstać na pierwsze wybory, z pieniędzy nie tych, którzy mieli w niej pisać. Nadany został znaczek Solidarności, który szybko potem został zabrany. Dokładnie w tym mechanizmie, który tu oglądamy. Nagle gazeta uwłaszczyła się - jak pisze Remuszko, czego nikt mu tego za życia nie wytknął. Uwłaszczyła się na tym majątku i świetnie na tym wychodziła
– mówił prawnik.
Mechanizm był taki, że będziemy kształtować światopogląd i dusze Polaków, przy okazji nie za darmo. Z czasem doszło do tego, że „GW” jako element wielkiego koncernu zaczęła przynosić jeżeli nie straty, to umiarkowane zyski i pojawił się element rynkowy – zarząd nie chciał dawać pieniędzy. Problemem w ostatecznym rozrachunku jest wiarygodność. Oni mówią, że im nie jest wszystko jedno. A teraz słyszymy, jak im jest wszystko jedno
– zwrócił uwagę mec. Marek Markiewicz.
Piotr Semka dodał, że „Gazeta Wyborcza” podejmowała podobne działania nie tylko wobec prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka.
„Gazeta Wyborcza” przedstawia tę sprawę tak, że zespół ws. Obajtka to naturalne działanie dziennikarskie. To mogłoby być jeszcze przyjmowane, gdyby nie świadomość, że „Wyborcza” miała już kilka obsesji na punkcie poszczególnych osób. Pamiętamy książkę i serię artykułów o o. Tadeuszu Rydzyku, o obsesji na punkcie Antoniego Macierewicza
– mówił Piotr Semka.
Informacja o zespole ws. Obajtka pokazuje gigantyczne zaangażowanie i to, co zawsze było problemem „GW”. Ona chce i informować i być aktorem,który gra i tworzy wydarzenia. Tych dwóch ról połączyć nie można
– wskazał publicysta.
Jak działa „Gazeta Wyborcza”
Medioznawca prof. Hanna Karp oceniła, że ujawnione nagrania wnoszą nową wiedzę o działaniach „Gazety Wyborczej”. Dodała, że to ważna wiedza dla osób, które nie są w branży, bo dziennikarze „jakoś specjalnie nie są zaskoczeni”.
Ekspertka zwróciła uwagę, że w tej chwili Agora i „Gazeta Wyborcza” przypominają stare małżeństwo.
Przeżyli ze sobą wiele lat, ale zatracono relacje wewnętrzne i została tylko wspólna chęć dominacji i dążenia do pieniędzy. W tej chwili rozpoczyna się wzajemne oskarżanie o zdradę, o oszustwa, o niegodziwości. To małżeństwo sypie się, nie bardzo da się utrzymać. Nie ma tygodnia, żeby nie było informacji, że ktoś rozstaje się z redakcją. Ta redakcja jest w tej chwili w stanie schyłkowym. Dziennikarze tracą motywację do pracy, a jeśli mają zadania, to są one bardzo określone, ścisłe, nie mają związku z dziennikarstwem
– zwróciła uwagę prof. Hanna Karp.
Medioznawca zauważyła, że sytuacja Agory jest ostrzeżeniem, czerwonym światłem dla polskiej sceny politycznej, a przede wszystkim, dla strony rządowej.
Spójrzmy, jak wygląda praca w redakcji. Tu nie ma dobrej woli wobec polityków, wobec strony rządowej. Politycy, którzy nie są stroną opozycyjna, znajdują się na wielkim polu minowym. Osoby sprawujące urzędy konstytucyjne powinny mieć zapaloną lampkę ostrzegawczą i mieć się na baczności. Tu nie chodzi o to, że mają coś na sumieniu, ale mogą spotkać się z wieloma różnego rodzaju sprawami, które będą przypominać rodzaj zamachu na nich. Przykładem jest chociażby prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska
– wyjaśniła prof. Karp dodając, że „kiedy nagle redakcje tracą swoją misję, dziennikarze tracą sens pracy i są zadaniowani, jak przez agenturę – tu widzę pewne symptomy, objawy takich mechanizmów”.
wkt
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/608650-prof-karp-gw-zadaniuje-dziennikarzy-jak-agentura