Odszedł Jacek Wegner, świetny publicysta, znakomity eseista, oddany młodzieży pedagog i nasz wieloletni przyjaciel. To o jego książce „Rzeczpospolita. Duma i wstyd” w latach 2000. pisałam w londyńskim „Dzienniku Polskim”: ”Niedawno na polskim rynku wydawniczym pojawiła się publikacja, na którą czekałam. W zgiełku i chaosie bijatyki politycznej nie tylko brak czasu, aby pomyśleć ‚o naprawie Rzeczpospolitej’ czy ‚skutecznym rad sposobie’, lecz choćby dostrzec i zarejestrować, co należałoby naprawić”.
Cała ta książka, a właściwie trzy, które autor poświęcił temu zagadnieniu, to jedno wielkie odwołanie do polskiej historii, tradycji, obrona sarmatyzmu i – zachwyt nad urodą polskiego języka. Hymn na cześć polskiej tolerancji, zadekretowanej u nas na kilka wieków przed pojawieniem się jej militanckiej wersji, political correctness. Pochwała polskiej myśli politycznej, konstytucjonalizmu, „kraju bez stosów”, w tym samym czasie, kiedy w Anglii czy we Francji „skracano politycznych i religijnych wrogów o głowę”. To „Rzeczpospolita. Duma i wstyd” powinna zostać „książką roku 2011”, ale nie została, bo choć jej autor był konserwatystą w starym, dobrym stylu, nie było jeszcze środowiska, które by go wspierało, jego książki promowało, pamiętało o nim. Potem już było – ale Jacek był zawsze, z paru różnych powodów, „pisarzem osobnym”.
Jeśli można mówić o jakiejś integracji ludzkiego losu z historią, życie Jacka Wegnera może tu służyć jako przykład. Studia polonistyczne skończył w 1963 roku, a dwa lata później – dziennikarskie. Przed 1981 rokiem pracował i współpracował z „Kurierem Polskim”, „Expressem Wieczornym”, z tygodnikiem „Kultura”, z „Więzią” i literacką „Kameną”. Ale w latach 70., kiedy powstawało środowiska opozycji antykomunistycznej, współtworzył także redakcję konspiracyjnego miesięcznika Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, ROBCIA, „U progu”. Od końca 1981 do 1984 – dziennikarz niechciany, pracował na swoje utrzymanie jako warszawski taksówkarz. Przez wiele lat, z przerwami, był także pilotem wycieczek zagranicznych z Francji. Publikował także w czasopismach bezdebitowych: paryskiej „Kulturze”, „Opinii”, „Bez Dekretu”. Po roku 1990 wszystko się zmieniło, mógł już wrócić do zawodu i korzystać ze swojego talentu i wiedzy. I współpracował z „Wiadomościami „ TVP, „Rzeczpospolitą”, „Kurierem Polskim”, „Nowym światem” i tygodnikiem „Solidarność”. Od 1990 do 2007 roku, do emerytury, wykładowca dziennikarstwa w Instytucie Dziennikarstwa UW, prowadził zajęcia z podstaw dziennikarstwa i public relations, a od 2001 do 2007 roku prezesował Rozwojowi Szkolnictwa Dziennikarskiego przy Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Publikacje Jacka Wegnera biegną swoistym dwunurtem: polityczna publicystyka i zbiory historycznych esejów. Do tej pierwszej grupy należą, w porządku chronologicznym: „Sternicy. Opowieść o 10 przywódcach PPR/ PZPR, od Nowotki do Rakowskiego”. To naprawdę „cała prawda całą dobę”. Następna, to „Bez świadków obrony”, historia Jerzego i Ryszarda Kowalczyków – nasi czytelnicy dobrze pamiętają tragiczne dzieje dwóch braci, którzy styczniową nocą 1971 roku wysadzili w powietrze aulę Wyższej szkoły Pedagogicznej w Opolu. Jeden dostał karę śmierci, drugi 25 lat więzienia, potem – na skutek interwencji społecznych – oba wyroki ujednolicono do 25 lat. I późniejsze straszne losy tych ludzi, działających w odosobnieniu, bo dopiero w czasach Solidarności antykomuniści mieli szczęście działać z grupie. Jacek Wegner jako pierwszy opisał w książce ten polityczny dramat. Następną publikacją był „Zamach na Lenina. Krótka historia RUCHU”, historia organizacji niepodległościowej, która była naturalnym łącznikiem między WIN-em, a potem wielkim zrywem Solidarności. To książka historyka Piotra Byszewskiego „Działanie służb bezpieczeństwa wobec organizacji RUCH” i ta Jacka Wegnera przypomniały opinii publicznej o istnieniu tej formacji niepodległościowej. Ostatnią z tego cyklu publicystycznego był „Kryptonim Reporter. Wspomnienia figuranta”, rodzaj podsumowania, rozliczenia się dziennikarza i obywatela z tamtymi koszmarnymi czasami, z komuna, iz polującą na niego latami SB.
Drugim stałym nurtem twórczości Jacka Wegnera były zbiory esejów historycznych, współczesnych, niezwykle cenne z uwagi na jego umiłowanie Polski, pasję do sarmatyzmu i wielką wiedzę o przeszłości. Pierwszy, pt. „Biesy sarmackie”, to poszukiwanie szczególnych cech naszego charakteru narodowego, które przyczyniły się najpierw do wielkości, a potem upadku Rzeczpospolitej. I zarazem wędrówka szlakami sarmatyzmu, który autor ukochał nade wszystko. W sensie zawartości tematycznej cała ta seria przypomina literacko-moralne rozważania Jarosława Marka Rymkiewicza, i co ciekawe, dochodzą do podobnych wniosków. I Rymkiewicza i Wegnera Polska, czasy po 1945 do 2015 Polska po prostu bolały, i obaj proponują podobne radykalne rozwiązania. W „Rzeczpospolitej. Dumie i wstydzie” oraz późniejszej, „Zmaganiach z Ojczyzną staroświeckiego Polaka” pisarz powraca do swoich fascynacji z „Biesów sarmackich”. To świetna publicystyka polityczna, rozważania na temat polskiej państwowości i praworządności, wolności i jej utraty, myślenia kategoriami racji stanu i prywaty, o despotyzmie i demokracji. To są książki myśliciela i erudyty, obok „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska, odwołania do „Odprawy posłów greckich” Kochanowskiego, a zaraz potem do reform gospodarczych ministra Władysława Grabskiego. Obok nawiązań do XVI-wiecznego historyka Miechowity, wyimki z prac innych dziejopisów, np. Marcina Bielskiego. Ten cykl Wegnera koncentruje się na nurcie literatury polskiej, zwanym obywatelskim, który sprowadza się do troski o państwo i prawo, sprawiedliwość społeczną, tolerancję narodowa i religijną. I który od roku 1772, od pierwszego rozbioru do 1990, z małą przerwą na dwudziestolecie międzywojenne, nie był podejmowany, ba, niszczony i spychany do podziemia. U nas ostatnio reprezentowany przez prof. prof. Andrzeja Nowaka i Wojciecha Roszkowskiego.
Jacek Wegner. Jeden z tych, którzy nie ulegali „zawirowaniom historii” i „słuszności etapów”, konsekwentnie i można chyba powiedzieć, pryncypialnie, upominali się o wolną, suwerenną i demokratyczną Polskę. I, przypominając pewne okresy z jej przeszłości, wskazywali drogi powrotu do potęgi i chwały. Przy tym wszystkim, intensywnej pracy dziennikarskiej, pisarskiej i pedagogicznej zawsze znajdował czas na grę w bridża, oglądanie swoich ukochanych westernów – „biało-czarnych moralnie” – na dyskusje polityczno-historyczne i spotkania z przyjaciółmi. Nie znam nikogo, kto tak świetnie pamiętałby i opowiadał dowcipy i anegdotki. Ciężka choroba zabrała go zbyt szybko.
Requiem in pace, spoczywaj w spokoju, drogi Przyjacielu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/607972-jacek-wegner-jeszcze-jedno-pozegnanie