„Obrońcy Tomasza Lisa już go nie bronią. (…) Zamiast tego starają się sprawę rozmydlić i przynajmniej część winy przypisać dziennikarzom tygodnika” - napisał na Facebooku Ryszard Holzer, były sekretarz redakcji w „Newsweeku”, który został zmuszony do zmiany redakcji.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Sprawa Tomasza Lisa
Holzer w swoim wpisie opisuje, jak dotychczasowi obrońcy Tomasza Lis zmienili front i teraz nie bronią już byłego redaktora naczelnego, ale próbują „rozmydlić sprawę”.
Mówią: „procesu nie było, jest tylko świadectwo Renaty Kim, zresztą sprzed 4 lat, słowo przeciw słowu i jak jej było tak źle, to niby czemu z nim dalej pracowała”. Żalą się że „ulica wydała wyrok”, choć „nikt przecież nie wyjaśnił” czemu Lis odszedł z N. i wdają się w dywagi nt. rzekomo winnej całej awanturze „cancel culture” niszczącej ludzi wybitnych, opowiadają o linczowaniu itd.
— czytamy.
Były pracownik „Newsweeka” stwierdza, że to zarówno Tomasz Lis i RASP zrobili wszystko, aby opinia publiczna nie dowiedziała się dlaczego rzeczywiście doszło do zwolnienia byłego naczelnego.
Trzeba to bowiem powiedzieć wyraźnie - n i e w i e m y dlaczego Lis przestał być w trybie nagłym, z dnia na dzień, naczelnym N.
— napisał Holzer.
„Relacji z Lisem miałem po dziurki w nosie”
Przyznaje on również, że został przed HR zmuszony do przejścia do innej redakcji.
To mój przypadek. Tak długo i umiejętnie na mnie naciskano, aż zgodziłem się przejść do „Forbesa”
— powiedział z kolei w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
Jak do tego doszło? Holzer wspomina, że uczestniczył w spotkaniu z Lisem, szefem „Forbesa” i dyrektor wydawniczą RASP, którzy zaproponowali mu przejście właśnie do „Forbesa”. Holzer odmówił, co poskutkowało „kolejnymi wizytami osób z HR przy moim biurku”. To właśnie podczas tych rozmów miały paść słowa o tym, że jeżeli wróci z „Forbesa” do „Newsweeka” to redaktor naczelny „uprzykrzy mu życie”.
Żeby było jasne: nie mam już pretensji do Tomasza Lisa, chociaż relacji z nim miałem powyżej dziurek w nosie. Natomiast uważam, że dział HR w RASP uczestniczył w wywieraniu nacisków na niektórych pracowników
— powiedział.
Co tak naprawdę wiemy?
Holzer w swoim wpisie na Facebooku stwierdza jeszcze jedną ważną rzecz: że tak naprawdę nie wiemy, dlaczego Lis w takim trybie został zwolniony.
Z dnia na dzień z Lisem się pożegnano i obie strony nabrały wody w usta. To - rzecz jasna - rodzi rozmaite plotki. Firma tych plotek nie wyjaśnia i najbardziej prawdopodobna interpretacja tego jest - jak sądzę - taka, że prezes RASP Polska Marek Dekan i szefowa HR p. Monika Remiszewska nie potrafią wiarygodnie wyjaśnić, czemu nie zareagowali wcześniej. Lis tego też nie wyjaśnia i wydaje mi się oczywiste, że to oznacza, że sprawa o którą się potknął była tak poważna, że woli, aby było wokół niej jak najciszej. I tyle prostego wyjaśnienia wcale nie tak skomplikowanej kwestii. Nie ma żadnego medialnego linczu, nie ma „cancel culture”, jest niechęć zarówno Tomasza Lisa, jak wydawcy Newsweeka do wyjaśnienia sprawy
— czytamy.
kk/Facebook/Tomasz Holzer/Wirtualnemedia.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/605484-byly-sekretarz-newsweeka-lisa-mialem-po-dziurki-w-nosie