Być może Tomasz Lis rzeczywiście - jak słychać - wiedział, że straci stanowisko naczelnego „Newseeka”, i dlatego zaatakował te media lewicowo-liberalne, które - jego zdaniem - są zbyt mało agresywne wobec rządu i PiS. Być może ten strumień świadomości rzeczywiście był ucieczką do przodu, sprytną przesłoną. To bardzo prawdopodobne. Ale jednocześnie redaktor Lis dotknął procesu, który rzeczywiście ma miejsce.
Przyczyny zjawiska są obiektywne: głęboka zmiana - a z taką mieliśmy do czynienia w roku 2015-ym - potrzebuje czasu. Akceptacja nowego porządku, w jakiejś mierze nowego ustroju - demokratycznego w miejsce oligarchicznego - nie jest łatwa dla sił, które wcześniej cieszyły się i władzą, i licznymi przywilejami. Na początku jest agresja, nadzieja na szybki rewanż, później frustracja i towarzysząca jej toksyczność. Ale w końcu życie wygrywa ze złudzeniami, z mirażami, z fikcją. Ostatecznie to polityka kształtuje nasz świat, to ona jest źródłem mocy. W III RP wielu uwierzyło, że czas polityki się skończył, że władza nie może nic, ale dziś już wiedzą, że to była pomyłka.
Pamiętacie państwo restauratora, który odmówił ugoszczenia prezydenta Dudy gdzieś na Pomorzu? Dziś to już jednak mało realne. To scenka z przeszłości, dalekiej, coraz dalszej. Redaktor Lis też to czuje. Kordon sanitarny, który budowano wokół nowej władzy próbowała zbudować III RP, mobilizując wszystkie zasoby, stał się co najwyżej luźnym łańcuszkiem osamotnionych, coraz bardziej osamotnionych, placówek. Chwilami przypominających zapomniany posterunek z „Tańczącego z wilkami”.
Jeśli PiS wygra w 2023 roku - a szanse są duże - sam pomysł izolacji największej partii politycznej może zostać pogrzebany na zawsze. I nawet te media, które redaktor Lis uważa za wciąż wierne świętej krucjacie, zaczną „kolaborować”. I kto wie, co, kogo, i w jakim kontekście zobaczymy na okładce „Newsweeka” wiosną 2024 roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/600410-lis-ma-racje-idea-kordonu-sanitarnego-wokol-pis-jest-martwa