Czekaliśmy, i doczekaliśmy się. W sporze „Gazety Wyborczej” z Agorą pojawił się argument „ad PiS-um”. Konkretnie w raporcie Wojciecha Czuchnowskiego, który opisując nieudane inwestycje Agory - za które redakcja „GW” miała zapłacić zwolnieniami - zarzucił byłemu już członkowi zarządu związki z partią rządzącą. Portal Wirtualne Media tak informuje o sprawie:
Jak się dowiadujemy, raport spowodował spore poruszenie w redakcji. - Pierwsza myśl była, że nie pomoże to w prowadzeniu rozmów z zarządem. Ale z drugiej strony to whistleblowing i trzeba to przyjąć – mówi nasz informator. Zwraca uwagę na konkretne wątki tekstu Czuchnowskiego. - W jakiś sposób rzuca on tło na temperaturę sporu, która dla części osób była niejasna: skąd takie emocje między stronami. Duży wpływ mają wątki łączące Agnieszkę Sadowską [byłą już członkinię zarządu Agory – red.] z osobami z PiS. To ważniejsze niż opisywane inwestycje, które nie wyszły.
Niestety, nie wiemy, na czym miały polegać związki pani Sadowskiej z PiS - czy były to jakiejś kontakty zawodowe z przeszłości, czy relacje towarzyskie, czy też chodzi o sposób wnioskowania Tomasza Piątka, który - mam wrażenie - z każdego jest w stanie zrobić „ruskiego agenta”.
Tocząca się wojna gazety Michnika z firmą, która rzeczywiście wyrosła na sukcesie „Gazety Wyborczej”, jest zjawiskiem fascynującym, nie tylko politycznie, ale i społecznie. Zdumiewa swoista dzielność zarządu, który nie poddaje się nawet w obliczu strzałów z ostrej amunicji; tak trzeba traktować postawienie przez Adama Michnika zarzutu stosowania „chwytów z czarnej propagandy, znane dobrze z Marca 1968 r.” Kiedyś każdy menadżer, który nie chciał wypaść z głównego nurtu, podwinąłby ogon, i złożył hołd. Teraz prezes Agory Bartosz Hojka nie tylko nie pada do stóp, ale twardo realizuje swoje założenia, nie cofając się przed oddawaniem ciosów. Sądzę, że nie czyniłby tego, gdyby nie miał wsparcia pań Rapaczyńskiej i Łuczywo. Tej pierwsze Michnik już oficjalnie zarzuca, że „patronuje” działaniom zarządu, a tej drugiej, że „godzi się na powolne niszczenie także dzieła swego życia”. To nie jest więc tylko wojna redakcji z zarządem właścicielskim, to także wojna w środowisku, które „Wyborczą” razem budowało. Paradoksalnie, to właśnie sprawia, że zarząd może sobie pozwolić na ruchy kiedyś niewyobrażalne.
Zarząd Agory nie byłby tak odważny, gdyby nie miał świadomości, że „Wyborcza” jest dziś bardzo osamotniona. Michnik krzyczy o śmiertelnych zagrożeniu, wytacza swoje najbardziej sakralne sformułowania, a tymczasem w mediach III RP mamy właściwie ciszę. TVN, wielkie stacje radiowe i lewicowo-liberalne tygodniki wyraźnie unikają tematu, a to oznacza, że nie wspierają redakcji z Czerskiej. Pytanie, dlaczego to robią? Czy to zwykła niechęć do tego, by wkładać palce w drzwi, czy też decydujące są powiązania biznesowe z rozrywkową częścią Agory? A może „Wyborcza” była na tyle niewygodnym, męczącym „zwierzchnikiem ideologicznym”, że jej duchowe dzieci chciałyby się pozbyć tego swoistego nadzoru, w cieniu którego żyją od 30 lat?
Przyczyn może być wiele. W każdym razie „Wyborcza” toczy swój, być może najtrudniejszy w całych dziejach, bój o przetrwanie przeraźliwie osamotniona. I to dlatego trudno sądzić, by mogła wygrać z „bezdusznymi królami Exela”. Wyłożyła już najmocniejsze karty**, i niczego to nie zmieniło. Więcej kart w ręku chyba nie ma. W tej sytuacji wynik konfliktu będzie zapewne taki, jak prognozują czytelnicy portalu wPolityce.pl - w sondzie, która wciąż trwa na stronie głównej:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/576289-gw-toczy-swoj-boj-o-przetrwanie-przerazliwie-osamotniona