„Na Białoruś migranci docierają z biurami podróży jako turyści”; „Po przylocie do Mińska, gdzie zorganizowano specjalne punkty kontroli paszportowej dla Irakijczyków, mogą chwilę odpocząć, a nawet pozwiedzać”; „Tam bywają wręcz przepychani na polską stronę przez białoruskie służby” - skąd pochodzą te cytaty? To fragmenty z reportażu, zaprezentowanego na okładce „Gazety Wyborczej”. Tekst demaskuje działania reżimu Łukaszenki i pośredników w przemycie migrantów… To ta sama gazeta Adama Michnika, która potrafiła niemal bez zająknięcia podać przekaz białoruskiej propagandy, oskarżając polską Straż Graniczną o wszelakie okrucieństwa?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. „Gazeta Wyborcza” powiela przekaz Łukaszenki. Prof. Karp: „Pułkownik Putin może to obserwować i klaskać w dłonie”
„Na Białoruś migranci docierają z biurami podróży jako turyści”
Autor reportażu (co należy podkreślić, bardzo ciekawego) Maciej Czarnecki, przenosi czytelników do Ranii, niewielkiego miasta w irackim Kurdystanie, ok. 50 km od granicy z Iranem.
Właśnie tu, przy stoliku w rogu, rozmawiam z koordynatorem siatki przemytników, która przerzuca ludzi przez granicę Białorusi i Polski. A potem dalej na Zachód. Jak opowiada, najczęściej do Niemiec, choć zdarza się, że aż do Wielkiej Brytanii
— czytamy.
Mężczyzna miał opowiedzieć, że od wiosny wyprawił do Europy Zachodniej setki osób.
Ma swoich ludzi po obu stronach białorusko-polskiej granicy. Jedni spotykają klientów w Mińsku, przewożą w odpowiednie miejsce, wytyczają im trasę za pomocą nawigacji w smartfonie i puszczają w las (zwykle nocą). Drudzy - dwaj Polacy - odbierają samochodami po polskiej stronie i wiozą dalej. Na Białoruś migranci docierają z biurami podróży jako turyści
— relacjonował dalej korespondent „GW”.
„Tam bywają wręcz przepychani na polską stronę przez białoruskie służby”
Okazuje się, że przemytnik za swoje usługi inkasuje 3 tys. dol., choć jednocześnie wspomniano, że niektórzy przemytnicy żądają podobno więcej, nawet 10-12 tys. dol.
Migrant płaci, dajmy na to, 3 tys. dol. brokerowi urzędującemu w sklepiku w Ranii lub jakimkolwiek innym mieście. Dopiero gdy dotrze do Niemiec, tamtejszy broker (prowadzący prócz tego legalny biznes, np. sklep z telefonami) przekazuje przemytnikom kod do odebrania pieniędzy. Aby go otrzymać, muszą dostarczyć filmik, na którym dana osoba potwierdza: „Wszystko ok, dotarłem do celu”
— opisano sposób przerzutu imigrantów.
Czarnecki zwrócił uwagę, że wśród przeprawiających się przez Polskę to właśnie obywatele Iraku są najliczniejsi, a pierwsi ruszyli na Białoruś późną wiosną, gdy irackie biura zaczęły we współpracy z białoruskimi oferować wycieczki do Mińska.
Po przylocie do Mińska, gdzie zorganizowano specjalne punkty kontroli paszportowej dla Irakijczyków, mogą chwilę odpocząć, a nawet pozwiedzać, z czego część osób korzysta. (…) Potem ruszają autobusami, samochodami przemytników lub taksówkami na granicę. Tam bywają wręcz przepychani na polską stronę przez białoruskie służby
— czytamy.
Dziennikarz „GW” powraca z czytelnikami na Białoruś. Jak zauważył, Łukaszenka ma coraz większy problem i w ostatnich tygodniach mocno przykręcił kurek z zaproszeniami.
Niedawno „wycieczka” stąd na Białoruś kosztowała kilkaset dol. Teraz ponad 3 tys. dol.
— napisano.
Dlaczego młodzi mężczyźni z Iraku i innych krajów Bliskiego Wschodu, a nawet Kongo (sic!), wybierają migracyjną „ofertę” Łukaszenki? „GW” wyliczyło tutaj takiej powody jak: bezrobocie, bieda, niskie płace, korupcja, regularne przerwy w dostawach elektryczności poważne problemy z bezpieczeństwem.
Wykorzystuje to reżim z Mińska, a także pośrednicy, chociażby ze Stambułu. Autor zaprezentował też grafikę ulotki jedno z takich „biur podróży” - na kolażu zdjęć widnieje uśmiechnięty i wyciągający dłoń Łukaszenka.
Z kolei w innym artykule, opublikowanym przez „GW” tego samego dnia, opisującym skutki Operacji Śluza w samej Białorusi, mamy już do czynienia z przekazem, który ma wzbudzić niema litość na imigrantami.
Białoruskie opozycyjne kanały informacyjne regularnie publikują na komunikatorze Telegram nagrania przedstawiające wyraźnie zagubionych przybyszów z Bliskiego Wschodu. Jedno z najnowszych na kanale Basta pokazuje sytuację na mińskim lotnisku. Autorem jest anonimowy pracownik portu, który nagrał hale i korytarze pełne ludzi; większość z nich śpi lub leży na podłodze w kilkunastoosobowych grupach, w tle słychać rozmowy i dziecięcy płacz
— czytamy.
Kto odpowiada za kryzys na wschodniej na granicy, wywołany masowym napływem migrantów? Nawet tekst „Wyborczej” podkreśla jednoznacznie - to wina Łukaszenki, jego „zaproszenia”, działań z biurami podróży, a co wszystko służy jego wojnie hybrydowej. Omawiany wyżej reportaż został nawet zaprezentowany na okładce… Dlatego dziwi, dlaczego do tej pory „Gazeta Wyborcza” potrafiła niemal bez zająknięcia podawać przekaz białoruskiej propagandy, atakując przy tym i oskarżając o przeróżne okrucieństwa polską Straż Graniczną. Czyżby narracyjna „schizofrenia”?
CZYTAJ TAKŻE: NASZ TEMAT. Aktywista czy dziennikarz? Kim jest reporter „Gazety Wyborczej”, który kolportuje propagandowy przekaz Łukaszenki
CZYTAJ WIĘCEJ: Żołnierze WOT i rzecznik Straży Granicznej na celowniku… polskich mediów! „Co jeszcze wyssiecie z palca?”; „Dno!”
olnk/wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/570944-gw-demaskuje-operacje-lukaszenki-schizofrenia-przekazu