Nowy tydzień przyniósł nowe tygodniki, a w nich rozmowy z medalistkami olimpijskimi, bo to taki czas, że ich sukcesy wciąż nas interesują. Mówię tutaj o rozmowie Tomasza Lisa w Newsweeku z Jolantą Ogar, żeglarką, srebrną medalistką Igrzysk i o wywiadzie Aleksandry Jakubowskiej w tygodniku „Sieci” z Karoliną Nają, kajakarką, dwukrotną medalistką z Tokio. Dwie różne osoby, dwie różne rozmowy. Zasadniczo różne.
Za wyczyny sportowe - składam niski ukłon oby u paniom. Nie jestem fanem ich dyscyplin, ale przepełnia mnie dumą myśl, że ktoś ciężko pracował na to, by rywalizować z białym orłem na koszulce.
Jestem jednak zakłopotany tym, jak łatwo pani Jolanta dała się wpuścił w kanał redaktorowi naczelnemu Newsweeka. Może gdy siądzie teraz i na spokojnie przeczyta to, co opublikowano w tym tygodniku, zrozumie, że dała się wykorzystać. Że doświadczony dziennikarz, by poszczuć trochę na nielubianą władzą obniżył range jej sukcesu. Wyciągając jako główne wątki, moment poznania się z przyszłą „żoną” („Ten dotyk jak dreszcz mnie przeszył”) i ich „ślubu” za granicą („Było trochę rodziny i znajomi z Polski, Hiszpanii, Meksyku, Ameryki. W 80 proc. osoby LGBT.”) wstawił ją do klatki, w której nie może jej być wygodnie. Po tym wywiadzie dla niedzielnych kibiców żeglarstwa pani Jolanta Ogar nie jest już wicemistrzynią olimpijską, jest wicemistrzynią olimpijską w kategorii LGBT.
Tym bardziej, że, jak sama przyznaje, w jej odbiorze w rodzinnej miejscowości nie ma to żadnego znaczenia.
Jolanta Ogar: Pochodzę z miejscowości Łysa Góra, ma dwa tysiące mieszkańców, to zagłębie prawicowe. Ale ja mam tam naprawdę okej.
”Newsweek”: Lubią dziewczynę LGBT czy reprezentantkę Polski?
Mnie lubią po prostu. Jolę Ogar. Znają mnie od dziecka, bo tam każdy każdego zna. I dlatego, że mnie znają, to się mnie nie boją. Wiedzą, że nie jem małych dzieci i nie roznoszę wirusa LGBT.
Teraz o drugiej rozmowie. Pani Karolina Naja zdobyła w Tokio dwa medale, jej sukces cieszy mnie tak samo, jak wspomnianej wyżej żeglarki. Tutaj też są wątki osobiste, bo naturalnym jest, że życie prywatne takich osób nas interesuje. Także po to są te wywiady.
”Sieci”: Decyzję o tym, żeby zostać mamą, podjęła pani już po igrzyskach w Rio, w 2017 r. urodził się Miecio. Decyzja o urodzeniu dziecka wiązała się z tym, że myślała pani o zakończeniu kariery sportowej, o początku zupełnie innego życia, czy też zakładała pani, że odchowa synka i wróci do sportu?
Karolina Naja: Wtedy miałam mieszane uczucia. Raz myślałam tak, a raz inaczej, ale nie wywierałam na siebie żadnej presji. Wiedziałam, że decyzja w pewnym momencie sama „się podejmie”. Przede wszystkim zależało mi na tym, żeby zajść w ciążę, żeby szczęśliwie odbył się poród. Przez półtora miesiąca od narodzin Miecia koncentrowałam się przed wszystkim na tym, żeby być mamą, odnaleźć się w macierzyństwie. A potem zaczęły się pojawiać takie myśli, pytano mnie, czy zastanawiam się nad powrotem do sportu. No i wspólnie z partnerem podjęliśmy decyzję, żebym spróbowała. Namawiali mnie też bliscy znajomi, którzy zawsze widzieli we mnie taką waleczną, zorganizowaną dziewczynę, która jeśli sobie coś postanowi, to faktycznie to zrobi.
Widzicie państwo różnicę? A podobieństwa? Bo oczywiście, że są. To waleczne dziewczyny, który doszły do sukcesu ciężką pracą. Jeśli dodatkowo są szczęśliwe z bliskimi im osobami (partnerami czy partnerkami), to świetnie. Nikt im tego nie zabierze. Ale - idąc do podsumowania - idę o zakład, że powodem owych wywiadów były raczej sukcesy na Igrzyskach. A przypadku Lisa wyszła rozmowa o tym, czy Andrzej Duda naprawdę uważa LGBT za ideologię. Bez sensu. A medal? No, cóż, nic wielkiego, ale przydał się do rytualnej nawalanki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/562712-z-medalistka-olimpijska-o-lgbt-cyniczne-splycenie-sukcesu