Jeśli media należące do amerykańskich właścicieli łamią standardy, przepisy prawa, normy moralne czy warunki koncesji, trzeba na to reagować.
Myślątka rozczochrane uzasadniające zrobienie z siebie durniów przez ponad tysiąc osób uważających się za dziennikarzy to nic przy grotesce samego przedsięwzięcia. Chodzi o wydrukowany w „Gazecie Wyborczej” apel w obronie TVN z długaśną listą podpisów. Chociaż warto odnotować, że to wszystko ponoć w reakcji na „niszczenie wolności mediów w naszym kraju”, a zatem wielce uzasadnione jest wezwanie „światowej opinii publicznej do interwencji”. A to dlatego, że ktoś chce niby „zmusić właściciela stacji do sprzedania swoich udziałów podmiotowi przychylnemu władzy”. I wtedy pójdzie się czochrać „patrzenie władzy na ręce” oraz „obrona demokratycznych wartości”. Ostatecznie „prawda nie będzie miała głosu”.
Gdy ktoś robi z siebie durnia, to nawet pracując w mediach Ringier Axel Springer Polska musi udawać, że jakaś władza w Polsce może zmienić strukturę własnościową tego podmiotu, choć nie może, jeśli ten podmiot tego nie chce. Tak jak nie może zmusić Discovery do sprzedania czegokolwiek temu, komu ta firma nie chce tego sprzedać. I gdy się robi z siebie durnia, trzeba udawać, że jakaś istniejąca w Europie spółka zależna Discovery lub taka, która dopiero powstanie, nie może przejąć 51 proc. lub dowolnego pakietu akcji TVN. Wystarczy, że tak zrobi i nie będzie żadnego problemu „wolnych mediów”. Nie ma go zresztą cały czas.
W tym wszystkim chodzi nie o bzdury wypisywane i wygadywane na temat „wolnych mediów” i ich ostatnich redut, lecz o zgodność zapisu art. 35 ustawy o radiofonii i telewizji ze stanem faktycznym, bezprawnie ustanowionym w 2015 r. wskutek zaniedbania obowiązków przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji (kierowaną wtedy przez Jana Dworaka) i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (kierowany wtedy przez Adama Jassera) przy sprzedaży TVN amerykańskiej firmie Scripps Networks Interactive. Jeśli ta zgodność zostanie przywrócona, czyli złamanie prawa zostanie naprawione, TVN może sobie dalej w dowolnej ilości i kształcie pluć na rządzących oraz ich elektorat. A wraz z TVN wszyscy ich medialni obrońcy, w tym sygnatariusze najbardziej groteskowego apelu ostatniego trzydziestolecia.
Apel jest szczytem groteski przede wszystkim z tego powodu, że medialny mainstream mający ogromną przewagę na rynku i korzystający z wszelkich praw oraz przywilejów udaje, że jest prześladowaną garstką straceńców działających w najgłębszym podziemiu i zagrożonych wyginięciem. Nic podobnego. Apel wymyśliły i w ogromnej większości sygnują same tłuste koty, beneficjenci ponad trzydziestu lat faktycznych przewag, przede wszystkim materialnych. To apel tych, którzy bezwzględnie dominują, choć już nie tak bezczelnie i z takim tupetem jak jeszcze 20 czy 10 lat temu. Ale dominują i w żadnym razie nie są prześladowanym marginesem.
Medialny mainstream, który reprezentują sygnatariusze apelu wciąż rości sobie prawo do wyłączności i faktycznie realizuje praktyki niszczenia każdego, kto ma inne zdanie. W połączeniu ze swoimi zagranicznymi partnerami może dyskryminować, opluwać, stygmatyzować, piętnować, a nawet działać tak, by konkurencja nie mogła fizycznie funkcjonować. Przez dekady tę swoją siłę ten mainstream bezwzględnie wykorzystywał, a teraz jęczy, że jest prześladowaną mniejszością, która za chwilę zniknie. Tak, potężny i wpływowy mainstream udaje ofiarę. Czy może być większa groteska?
Groteska rzuca się w oczy już w momencie policzenia podpisów i redakcji. Toż to reprezentacja tych, którzy po 1989 r. nie tylko zawsze spadają na cztery łapy, ale nawet właściwie nigdy nie znaleźli się w sytuacji zagrożenia. Wręcz przeciwnie, przez dekady rośli w siłę i umacniali swoje wpływy. I wciąż tą siłą dysponują i te wpływy mają. Groteska ujawnia się z całą siłą, gdy porównać najnowszy apel potężnego mainstreamu z tymi protestami, w których faktycznie reprezentowany był głos prześladowanych. Weźmy taki list 34 polskich intelektualistów przeciw cenzurze z 14 marca 1964 r., skierowany do ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza. Wtedy tylko 34 osoby odważyły się wystąpić, i były to osoby na tyle znane i uznane, żeby wziąć na siebie ewentualną zemstę władzy. To była mniejszość i to byli odważni ludzie ponoszący duże ryzyko.
Gdy występuje ponad tysiąc tłustych kotów z potężnego mainstreamu, to ani nie jest to mniejszość, ani nie wymaga to żadnej odwagi. Mogą sobie wypisywać i wygadywać dowolne rzeczy, nawet ewidentne łgarstwa, pomówienia i brednie, i włos im z głowy nie spada. Dlatego mamy takie poczucie groteski, gdy porównać to choćby z listem 34. Ta mainstreamowa siła robi sobie jaja z opinii publicznej, bo przecież ich podpis to wyraz konformizmu wobec większości, a nie jakaś ryzykowna partyzantka. Sam ten konformizm, przedstawiany jako akt odwagi, to po prostu żenada.
Jakiej odwagi wymagało złożenie podpisu? Żadnej. Zerowej. Odwrotnie, niezłożenie podpisu i przeciwstawienie się tyranii poprawnościowej większości, to byłby jakiś mały akt odwagi, choć też przecież żaden heroizm. Dlatego ten najnowszy apel w ogóle nie przypomina listu 34 z 1964 r., a jeśli już, to raczej przygotowany w odpowiedzi list 600, który był manifestem konformizmu, a wręcz oportunizmu wobec panującej większości i ówczesnej poprawności. Obecni pseudokontestatorzy są przecież uprzywilejowaną większością i nie zanosi się, żeby ten układ sił się zmienił.
Przy okazji groteskowego apelu w obronie TVN warto się wyzbyć złudzeń na temat tego, że kanały spod znaku tej telewizji mogą się zmienić. Tak jak mogłyby się zmienić media ze stajni Ringier Axel Springer, skądinąd też przejęte przez amerykański fundusz inwestycyjny KKR & Co. Inc. Wielu ludzi w Polsce naiwnie oczekiwało, że amerykańscy właściciele zmienią profil stacji telewizyjnych, portali i gazet, że przestaną one być „wściekle” antypisowskie czy antyprawicowe. Tyle tylko, że akurat te zasoby medialne mają wartość wyłącznie jako antypisowskie i antyprawicowe. Te media wychowały sobie i przywiązały do siebie widza, czytelnika i użytkownika uważającego się za najlepszy możliwy model współczesnego obywatela takiego kraju jak Polska, a w istocie będącego mieszanką leminga, pretensjonalnego Europejczyka, pseudonowoczesnego postępowca, lewicowego tolerancjonisty, pensjonarskiego światowca, progresywnego koniunkturalisty, politpoprawnego oportunisty czy też antyklerykała. To jest ich zasadnicza wartość.
Widz, czytelnik i użytkownik to największy skarb mediów należących obecnie do amerykańskich firm. Ten widz, czytelnik i użytkownik przekłada się na wysokie udziały w tzw. komercyjnej grupie, czyli przekłada się na reklamy, a więc na pieniądze. Idealny odbiorca tych mediów to idealny leming, gdyż ktoś taki ma dla nich i ich właścicieli największą wartość. Z biznesowego punktu widzenia zmiana profilu stacji, portali, gazet i serwisów jest właściwie niemożliwa, niezależnie od tego, jacy będą właściciele. Zmiana profilu mogłaby zająć lata i nie przynieść żadnego pozytywnego efektu biznesowego. Amerykańscy właściciele kanałów TVN oraz portali, gazet i serwisów uznali, że tylko na takim widzu, czytelniku czy użytkowniku, jaki jest, mogą zarobić, a wszelka zmiana byłaby biznesowo bardzo ryzykowna.
Nie ma żadnych przesłanek, by oczekiwać, że w przekazie kanałów TVN oraz portali, gazet i serwisów Ringier-Springer coś się zmieni, dopóki ich widz, czytelnik i użytkownik „łyka” to, co jest i to „łykanie” przynosi dochody. Nie da się też odwieść ambasadorów USA od obrony amerykańskich firm działających w Polsce, w tym medialnych. Zmiana mogłaby nastąpić tylko wtedy, gdyby obecny profil biznesowo się nie opłacił. Jeśli media należące obecnie do amerykańskich właścicieli łamią standardy, przepisy prawa, normy moralne czy warunki koncesji, trzeba na to reagować. I nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji jest taką reakcją. Ona nic radykalnie nie zmienia, tylko przywraca zgodność stanu faktycznego z ustawą. A wielkie wzmożenie, w tym apel w obronie TVN, jest tylko cyrkiem. I pokazem siły potężnego mainstreamu, a nie żadnym piskiem uciemiężonej mniejszości. Dlatego to taka groteska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/562535-ktos-tu-robi-sobie-z-polakow-jaja