Dziennikarze powinni pisać o Zjednoczonej Prawicy tylko źle. Każde „ale” tzw. symetrystów doprowadza go do „furii”. Trudne pytania „zadaje się władzy, a nie opozycji”. Media nie powinny udowadniać swojej niezależności krytykując go i jego środowisko polityczne, a dziennikarze TVP Info zadający mu niewygodne pytania poniosą „moralną odpowiedzialność za to, co (…) robią w przestrzeni publicznej”. O to stary/nowy kodeks etyki dziennikarskiej autorstwa Donalda Tuska.
Wrócił „stary” Tusk
Tak jak przewidywało wielu komentatorów, Tusk wracając do polskiej polityki postawił na jeszcze większą polaryzację. Władzę nazwał „złem”, z którym „trzeba się bić”. Tym samym dał do zrozumienia, że kto nie z nim, ten stoi po stronie „zła”. I dotyczy to dosłownie wszystkich. Nawet tych, którzy na spór polityczny z zasady powinni patrzeć z boku, czyli media. Dla nich Tusk też ma gotową rolę do odegrania. W jego scenariuszu mają one walczyć ze „złem”, czyli władzą. I najlepiej o nic więcej nie pytać. Byłemu premierowi „walka” o „wolne media” nie przeszkadza w ich jednoczesnym dyscyplinowaniu. Jak wielkim jest cynikiem, pokazuje to, że nie miał on żadnych oporów, aby robić to nawet wobec TVN-u i to w czasie, gdy udzielał tej stacji wywiadu. Zdaniem byłego premiera stacja zbyt często chce udowodnić, że nie jest „Tusk Vision Network”, co go szczególnie „martwi”. Ale to nie powinno nikogo dziwić, bo do Polski nie wrócił żaden „nowy” Tusk odmieniony przez europejskie salony, ale ten „stary”, mentalnie tkwiący gdzieś w złotych latach Platformy, gdy niemal wszystkie media o jego rządach mówiły jednym głosem. I to nie jest wymysł prawicy. Niech na potwierdzenie tego posłużą słowa byłego senatora PO Jana Rulewskiego, który w przedostatnim numerze magazynu „Plus Minus” przyznał, że rząd PO-PSL miał „ogromną przewagę narracyjną nad opozycją, bo Tusk cieszył się sympatią większości mediów”. Trzeba dodać, że była to tak wielka sympatia, że media wybaczyły byłemu premierowi nawet szarpanie się funkcjonariuszy ABW z dziennikarzami redakcji „Wprost”.
„Miodowe medialne lata” Tuska
Były premier wrócił do Polski, która przez siedem lat jego nieobecności zmieniła się na wielu płaszczyznach. Samo obserwowanie z Brukseli zachodzących zmian w naszym kraju, nie dawało gwarancji, że te zmiany się zrozumie, że zrozumie się Polaków, którzy przez te lata również się zmienili. Zmieniło się ich podejście do polityki i ich oczekiwania względem polityków. Tusk przede wszystkim wrócił do kraju, gdzie na pewno nie ma już sytuacji medialnej sprzed 2015 r. To dla byłego premiera z pewnością musiała być wielka niewiadoma. Nie mógł już liczyć na to, że w którymś ze studiów telewizyjnych widownia śpiewać mu będzie „100 lat”. W tej kwestii nie mógł już chyba nawet liczyć na TVN. Na jego niepewność, co do tego, jak przyjmą go dziennikarze, zwróciła w rozmowie ze mną dr hab. Hanna Karp, medioznawca z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Uderzająca jest zmienność podejścia Donalda Tuska do mediów. Jego poszczególne zachowania są często ze sobą sprzeczne. Ujawniają wysoki poziom frustracji. Jednego dnia nerwowo reagował na pytania dziennikarza TVP, aby już drugiego dnia zwracać się do dziennikarzy z pobłażaniem i nonszalancją. Protekcjonalnie nazywając ich „dziećmi”. Sugerując, cóż wy możecie wiedzieć, drogie dzieci… Być może przeanalizował swoje wcześniejsze zachowanie na sejmowym korytarzu, gdy dziennikarz pytał go o Sławomira Nowaka. To może także wynikać z jego niepewności w ogólnym odczytaniu całej sytuacji, nie tylko medialnej, ale także politycznej. Widać, że przyzwyczajony był ogólnie do czołobitności. Ale jak się przekonał, wrócił do innego świata. Miodowe medialne lata ma już za sobą
—mówi dr hab. Karp.
Czy jednak Tusk nie przeszarżował próbując podporządkować sobie media? Na konferencji prasowej zorganizowanej w Senacie 6 lipca stwierdził, że „jeśli człowiek chce się nazywać dziennikarzem, to wie, że trudne pytania należy zadawać władzy, nie opozycji”. Jakby tego było mało dodał, że jego zdaniem „jeśli istnieje jakaś publiczna, prawdziwa i głęboka misja mediów, to są to trudne pytania do władzy, a nie bycie elementem zorganizowanej szczujni i nagonki wobec opozycji, słabszych.” Z jego słowami nie zgodził się Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski, który na Twitterze napisał: „No nie. Dziennikarz jest od tego, żeby zadawać trudne pytania i władzy, i opozycji”. Jeżeli Tusk liczył, że wywrze jakąś presję na media, że zjedna sobie kolejnych „Tomaszów Lisów”, to się przeliczył. Postawa naczelnego „Newsweeka” wzbudza dziś u innych dziennikarzy politowanie. To nie jest wzór, który chcieliby naśladować nawet ci, którzy o Zjednoczonej Prawicy piszą krytycznie. Z kolei atakowi na tzw. symetrystów sprzeciwił się dziennikarz portalu gazeta.pl Jacek Gądek. W jego opinii „symetryzm” jest „politycznym spinem, który służy hamowaniu jakiejkolwiek krytyki wobec PO, uświęcania Platformy w walce z PiS”. Ale takich mediów właśnie chce Tusk, za takimi dzisiaj z pewnością tęskni, choć oficjalnie broni „wolnych mediów”.
Ale z taką medialną wizją świata a’la Tusk nie zgadzają się nie tylko dziennikarze, ale również niektórzy politycy. Posłanka Hanna Gill-Piątek pytana przeze mnie o ocenę postawy Tuska, mówi:
Na szczęście w Polsce mamy jeszcze różnorodne i wolne media, gdzie każdy z publicystów ma prawo do zabierania głosu zgodnie z regułami debaty publicznej. Totalna krytyka władzy lub jej totalne uwielbienie są dwoma biegunami debaty, ale pomiędzy nimi ma prawo znajdować się całe spektrum poglądów, również tych doceniających zalety politycznych przeciwników. Być może to denerwuje Donalda Tuska, ale takie są reguły demokracji.
Była posłanka Lewicy, a dzisiaj będąca w szeregach Polski 2050, skrytykowała również Tuska za wykluczanie wyborców, którzy choć mogą być zrażeni niektórymi posunięciami rządu Zjednoczonej Prawicy, to dostrzegają również jego sukcesy.
Świat nie jest czarno-biały i polityk tego formatu, co Donald Tusk, powinien doskonale zdawać sobie z tego sprawę. W 2015 r. PiS przekonał, a potem zawiódł wielu swoich wyborców. Niemniej doceniają oni ciągle zdobycze zamknięte w tym „ale”, które Tusk tak radykalnie odcina - np. 500+ czy 13. emeryturę. Zła wiadomość dla PO jest taka, że nie wygra się wyborów bez tych zawiedzionych wyborców PiS. Obrażanie ich, zawstydzanie, mówienie, że stoją po stronie zła, jest pewnym przepisem na przegraną PO w 7 z kolei wyborach
—podkreśla Gill-Piątek.
Walka z TVP Info
Pierwsze dni Tuska po powrocie do polskiej polityki zostały naznaczone starciami z dziennikarzami TVP Info. Do pierwszego doszło już na drugi dzień po radzie krajowej PO. Pytanie ze strony reportera TVP Info padło na sam koniec półtora godzinnej konferencji prasowej, a w zasadzie tuż po niej. Na informację, że pytanie ma jeszcze ta stacja, były premier zakpił mówiąc: „No nie, bez TVP Info nie ma konferencji”, choć zauważmy, że nie padło nawet jeszcze pytanie. Reporter spytał byłego premiera o pracę jego syna Michała, który jest pracownikiem gdańskiego ZTM. „Czy to jest nepotyzm?” - pytał dziennikarz. To było pierwsze od dawna niewygodne pytanie zadane byłemu premierowi. Po jego nerwowej reakcji, niemal agresywnej, wiadomo było, że w konfrontacji z dziennikarzami TVP Info przyjmie strategię zapoczątkowaną przez Rafała Trzaskowskiego w kampanii prezydenckiej. Prezydent Warszawy na pytania reporterów tej stacji nie odpowiadał, próbował za to ich zdyskredytować i ośmieszyć. Pamiętamy jeden z wieców, na którym spytano go o sprawę oczyszczalni Czajka, a w odpowiedzi usłyszeliśmy, że „o tym właśnie są te wybory, żeby przez cały czas nie były nam zadawane tego typu pytania”. Następne dni to starcie z reporterem Miłoszem Kłeczkiem, które najwidoczniej musiało wyprowadzić z równowagi byłego premiera, bo kilka dni później nazwał dziennikarkę TVP Info „funkcjonariuszką”, choć ta także nawet nie zdążyła zadać pytania. Jeżeli Tusk nie chciał uszanować reporterki sejmowej ze względu na to, w jakiej stacji pracuje, to powinien to uczynić chociażby ze względu na to, że jest kobietą. Co warte podkreślenia, taka postawa byłego premiera wobec dziennikarzy nie podoba się również posłom należącym do środowisk politycznych, które na codzień raczej nie szczędzą mediom publicznym krytyki. Dość nieoczekiwanie postawę Tusk negatywnie oceniła posłanka Lewicy Karolina Pawliczak.
Nie należy w ten sposób odzywać się do dziennikarzy, niezależnie od tego, jaką stację reprezentują. Bo państwo po prostu wykonujecie swoją pracę. W mojej ocenie było to bardzo niezręczne, niefortunne i mówię to naprawdę bardzo dyplomatycznie
—powiedziała posłanka.
Z kolei dr hab. Hanna Karp zwraca uwagę na inny aspekt postawy polityków Platformy wobec TVP Info.
Przypomnę, że politycy PO zbierają podpisy pod obywatelskim projektem ws. likwidacji abonamentu rtv i telewizji TVP Info. Ich lekceważące podejście do tej stacji i jej dziennikarzy, pokazuje, że oni już mentalnie tę telewizję zlikwidowali, więc uważają, że skoro ona nie istnieje, to jest ona godna pogardy z ich strony. Zatem tym bardziej nie trzeba odpowiadać na pytania stawiane przez jej reporterów, a już szczególnie, gdy są one niewygodne. To dla polityków PO bardzo wygodne rozwiązanie
—zauważa medioznawca.
Jeżeli miałbym wskazać jeden powód, który sprawia, że TVP Info tak bardzo przeszkadza politykom Platformy, a teraz szczególnie Tuskowi, to myślę, że chodzi o natychmiastowe rozkładanie na czynniki pierwsze jego manipulacji. Nie bez znaczenia jest również ciągłe przypominanie rządów PO-PSL, co jest szczególnie istotne, jeżeli mamy do czynienia z politykiem, który nie ma oporów, aby zmieniać zdanie co kwadrans.
Tusk na „salonach” i Tusk w Polsce
Czy Tusk ośmieliłby się na takie zachowanie wobec dziennikarzy zachodnich mediów? Czy zasugerowałby im, że trudne pytania mają zadawać tylko jego politycznym przeciwnikom, a „kłamliwe konferencje” powinni przerywać na wzór amerykańskich dziennikarzy? W końcu, nigdy nie skrytykował postawy Facebooka i Twittera cenzurujących Donalda Trumpa, choć swoje wątpliwości wyraziła nawet kanclerz Angela Merkel.
W Brukseli mogłoby przejść jego aroganckie zachowanie ogólnie dlatego, że model tu panujący jest taki, że albo masz poglądy „postępowe” albo Cancel Culture. Jednak atak personalny na dziennikarkę zanim zadała pytanie - na to by sobie nie pozwolił. Tylko w Polsce wie ze ma wystaczającą duże wsparcie systemu i wszystko mu ujdzie płazem
—mówi pytany przeze mnie o brukselskie standardy europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki.
Na ten brak pewnych standardów u Tuska, które każdy polityk powinien zachowywać wobec dziennikarzy, nawet tych mocno mu nie przychylnych, zwróciła uwagę również Hanna Karp.
Tusk podjął bardzo ryzykowną grę z mediami i dziennikarzami, a przecież on nie może pozwolić sobie na tego typu zachowanie. Powinien trzymać pewien standard. Jeżeli poczytamy sobie książki o kampaniach politycznych np. w USA, to zobaczymy, że takie podejście często się mści. I to zwykle te „wrogie” staje decydują później o sukcesie lub jego braku. Zachowanie byłego premiera bardzo mnie dziwi, bo jednak siedem lat w Brukseli powinno go nauczyć pewnego sprytu i umiejętności obcowania z mediami bez względu na ich logo
—powiedziała.
Tusk przywiózł ze sobą stary/nowy kodeks „etyki” dziennikarskiej. Dlaczego stary? Bo były premier udowodnił przez te kilkanaście dni, że na „wolność” mediów patrzy tak, jak wtedy, gdy ABW wchodziła do siedziby „Wprost”. To ten sam Tusk, który wysyłał kontrole na UJ po tym, gdy Paweł Zyzak obronił tam pracę magisterską o Lechu Wałęsie. W końcu to za rządów PO-PSL służby inwigilowały dziennikarzy. Dziś Tusk „broni” wolnych mediów, ale nie mam złudzeń o jaką „wolność” mu chodzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/560738-wolne-media-wedlug-tuska