„’Gazeta Wyborcza’ i inne liberalne media przez lata kpiły z prawicy, że ich media regularnie są w takiej rozsypce, jak politycy z prawej strony w czasie Konwentu Świętej Katarzyny. A teraz kierownictwo „GW” rozkręciło publiczne pranie brudów, ku uciesze prawicy, angażując w nie jeszcze czytelników” - pisze w felietonie dla portalu wirtualnemedia.pl Tomasz Wojtas.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
— Dominika Kulczyk rusza na ratunek „GW”. Decyzję zarządu Agory porównała do… odejścia Jobsa z Apple
Można odnieść wrażenie, że dla naczelnych „GW” niezależność jest tylko wtedy, gdy to oni rządzą i podejmują - albo przynajmniej zatwierdzają - decyzje. Choćby jednak nie wiem jak zaklinali rzeczywistość, jako dziennikarze podlegają dyrektorom i zarządowi. Formalnie prezes zarządu Agory może w każdej chwili zwolnić Adama Michnika, Michnik w sprawie prezesa nie może zrobić nic
— podkreśla publicysta.
Dziennikarze „GW” na specjalnych zasadach?
Wojtas przypomina, że spory dziennikarzy z właścicielami mediów zawsze kończyły się opuszczeniem redakcji przez tych pierwszych.
Kuriozalnie w tym świetle brzmi postulat „Wyborczej”, żeby mogła wyznaczać jedną osobę do zarządu Agory. Wyczuleni na punkcie praworządności redaktorzy „GW” jakoś nie podali podstawy prawnej tego postulatu. W statucie spółki nie ma zapisów o wyjątkowej pozycji „Gazety Wyborczej”, zresztą w całym dokumencie nazwa „Gazeta Wyborcza” w ogóle się nie pojawia
— czytamy w tekście.
Autor zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt.
Znamienne, że zespół „Gazety Wyborczej” chce w zarządzie osobnego przedstawiciela tylko dla siebie. Tymczasem pion prasowy Agory od dwóch lat obejmuje też działalność poligraficzną, którą w połowie 2019 roku firma mocno ograniczyła: zamknęła dwie drukarnie, zwolniła ok. 150 osób (już w połowie 2018 roku pożegnała się z ok. 50 pracownikami z tego pionu)
— pisze publicysta.
O drukarzy, swoich sąsiadów w Agorowym korpoświatku, „Gazeta Wyborcza” ani nie walczyła dwa lata temu, ani nie wspomina teraz. Wiadomo, że nakłady prasy drukowanej od lat spadają, więc roboty dla drukarzy jest dużo mniej. Zresztą gdzie drukarze, a gdzie walczący co dzień z pisowskim reżimem o demokrację dziennikarze - spyta ktoś
— dodaje.
Kwestia smaku
W obecnej przepychance istotna jest też kwestia smaku
— podkreśla Tomasz Wojtas.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało ejdżystowsko, ale skoro Adam Michnik używał wielokrotnie tego argumentu, wejdę na chwilę w jego poetykę. Naczelny „Wyborczej” w maju 2015 roku raczył stwierdzić: „Nie oddajmy Polski gówniarzom”. Myślę, że teraz powinien kibicować, żeby stery w „Gazecie Wyborczej” przejęli „gówniarze”. Bo władzę w Agorze oddał im już dawno
— przypomina autor.
Publicysta kieruje również do kierownictwa koncernu medialnego ciekawą radę:
(…) gdyby członkowie zarządu Agory mieli podobny takt i kulturę osobistą jak Adam Michnik, mogliby w odpowiedzi na strzeliste oświadczenia naczelnych „Wyborczej” i wspierających ich autorytetów strawestować zdanie wypowiedziane przez Michnika przed rywinowską komisją sejmową: „Ja w ogóle nie muszę zeznawać”. Bo doprawdy w tej sytuacji nie mają się z czego tłumaczyć.
gah/wirtualnemedia.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/556435-klucz-do-zrozumienia-sporu-w-agorzeo-co-chodzi-wyborczej